Dramat polskiego narciarstwa. Jesteśmy pośmiewiskiem Europy

Radosław Gerlach
Radosław Gerlach
Drugim czynnikiem, przez które polskie narciarstwo szwankuje jest brak odpowiednich tras w naszym kraju.

- Prawdę mówiąc, to prawie nikt, ani Czesi ani Słowacy czy nawet Słoweńcy nie trenują za dużo u siebie w kraju. Oczywiście, kiedy wracają do domu na święta, w okresie sylwestrowym - tzw. międzystartowym, to mają możliwość tego treningu. Ale to jest kropla w morzu. Sezonu przygotowawczego nie da się spędzić na Jasnej, bo tam nie ma śniegu. Słowacy lecą więc na miesiąc do Nowej Zelandii, Czesi w tym czasie trenują w Chile. Ale treningi można robić również na europejskich lodowcach. My w Polsce mamy przynajmniej wystarczające warunki do tego, by nauczyć dzieci prawidłowo jeździć na nartach. Później jak się dorasta to i tak trzeba jechać w Alpy. Z infrastruktury narciarskiej na Słowacji korzystają bardziej turyści. To jest też zresztą jedna poważna góra w regionie. Właściciel nie pozwoli żeby przez cały sezon wydzielić jedną trasę zawodnikom, bo na tym straci.

Pana życie w ostatnim czasie mocno się zmieniło. Po stracie dofinansowania z PZN musi pan utrzymywać się sam. Obecnie trenuje pan jedną z młodych polskich narciarek i przy okazji stara się łączyć starty w pojedynczych zawodach. Dużo czasu spędza pan na trasie Szczyrk - Austria/Włochy?

- Cały czas jestem w drodze. Moje życie jest na walizkach. Tak naprawdę nie wychodzę z samochodu. Przed świętami wyglądało to mniej więcej tak: ze Szczyrku do Włoch, potem do Norwegii, w Norwegii też trochę jeżdżenia na miejscu, następnie do Polski na wigilię i na drugi dzień już do Santa Caterina do Włoch, gdzie były zawody Pucharu Świata. Potem znowu z powrotem do Polski, a kilka dni później już do Wengen w Szwajcarii na kolejny PŚ. I znowu do Szczyrku i na drugi dzień już jako trener znowu wyjazd na zawody. Przed mistrzostwami w Sankt Moritz wystartowałem jeszcze w kilku zawodach w Czechach,

Ile kilometrów zrobił pan już w tym sezonie samochodem?

- Od października około 50 tysięcy.

Niedawno powiedział pan, że jeśli nic się nie zmieni to będzie pan musiał całkowicie zakończyć swoją karierę. Ale w grę wchodzą też starty w barwach innej reprezentacji.

- Nie zależy mi na tym, by reprezentować inny kraj. Jestem Polakiem, ale z drugiej strony jeżdżenie na nartach daje mi tyle radości, że szkoda byłoby to kończyć. Chciałbym naprawdę móc jeszcze startować. Wiem jednak, że głową muru nie rozbiję. Dlatego zająłem się szkoleniem, bo skoro sam nie mogę, to fajnie byłoby pomóc dojść do czegoś innym. Świat się na mnie nie kończy.

Do końca sezonu jeszcze zawody Pucharu Świata w Kranjskiej Gorze i Aspen. Ale rozumiem, że tam już pana nie zobaczymy.

- Bardzo bym chciał tam wystartować, ale muszę pogodzić się z tym, że dla mnie sezon zakończył się na mistrzostwach świata. Może wystartuję jeszcze w mistrzostwach Polski.

Za rok igrzyska w Pjongczang. Wybiera się pan do Korei?

- Chciałbym. Tylko to nie zależy ode mnie. Jeśli znajdą się ludzie, sponsorzy, którzy zechcą pomóc, to ja wtedy wykorzystam swoje kontakty z innymi reprezentacjami na wspólne przygotowanie.

Ale w barwach Polski?

- Najlepiej by było. Tylko to musi mieć sens. Szczerze powiedziawszy to ja nie wiem, co będę robił za trzy miesiące.

Rozmawiał Radosław Gerlach

Czy twoim zdaniem PZN zaniedbuje narciarstwo alpejskie w naszym kraju?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×