Yuki Kawauchi: poznaj najbardziej szalonego biegacza świata

Michał Fabian
Michał Fabian
Sukces Kawauchiego zaskoczył Japończyków. Urzędnik z Saitamy zyskał ogromną popularność. W kolejnych latach poprawiał "życiówki" na różnych dystansach (ta w maratonie - z Seulu, z 2013 r. - wynosi 2:08:14). Nie zawsze jednak odnosił sukcesy. Zdarzały się także porażki, które bardzo go bolały.

Ogolił głowę ze wstydu

Yuki starał się zakwalifikować na igrzyska olimpijskie w Londynie. Wprawdzie był najlepszym z Japończyków podczas kwalifikacyjnego maratonu w Fukuoce, ale federacja uznała, że jego wynik (2:09:57) jest zbyt słaby. Podjął jeszcze dwie próby. Nie udało się. Gdy w lutym 2012 r. w tokijskim maratonie pogrzebał szanse na Londyn, nazwał swój występ "haniebnym". Ze wstydu ogolił głowę.

W ubiegłym roku wyznaczył sobie kolejny cel - złoto w maratonie na Igrzyskach Azjatyckich. - Jeśli go nie wywalczę, to nie będę się starał o miejsce w reprezentacji na mistrzostwa świata w Pekinie w 2015 roku - oznajmił. Z pewnością było go stać na zwycięstwo, ale w południowokoreańskim Incheon pobiegł dość zachowawczo. Nie atakował na trasie, a na finiszu zabrakło mu sił. Przegrał z naturalizowanym reprezentantem Bahrajnu (urodzonym w Kenii) i jednym z Japończyków. Brąz potraktował jako porażkę i dotrzymał słowa (na MŚ go nie zobaczymy).

To był jeden z ponad 40 startów Kawauchiego w 2014 r. Biegał na różnych dystansach - od 1500 m do 50 km. Wziął udział w trzynastu maratonach, wygrał osiem z nich. - Gdybym startował rzadziej, mógłbym stracić zainteresowanie bieganiem - powtarzał. Pytano go często, jakim cudem - przy takim nawale imprez - unika kontuzji. Przyznał, że choć osiąga dobre czasy niemal w każdym biegu, to zdarza mu się dzielić starty na ważniejsze i mniej ważne. Podkreślał, jak istotna jest odpowiednia regeneracja. - Jeśli coś mnie boli, robię sobie dzień wolny i skupiam się na rzeczach, które są niezbędne do uporania się z kontuzją. Drobne urazy się zdarzają, ale jestem bardzo ostrożny. Raz czy dwa razy w miesiącu idę do fizjoterapeuty - na masaż i akupunkturę - tłumaczył w rozmowie z fittish.deadspin.com.

Tyle że w końcu i jego dopadła poważniejsza kontuzja. W grudniu ub. roku skręcił lewą kostkę, ale nie zrezygnował ze startów. Ba, nadal wygrywał - m.in. w styczniowym maratonie w Kagoshimie. Notował jednak coraz słabsze czasy. W lutym pojawił się kolejny problem - ból w lewej łydce. Półmaraton w miejscowości Fukaya zakończył na dalekim, 43. miejscu, z najgorszym w życiu czasem na tym dystansie. Pod koniec biegu wyraźnie kulał. Kibice, przyzwyczajeni do jego zwycięstw, kpili z niego na trasie. Krzyczeli: "Za wolno!". - Muszę sobie zrobić przerwę - oznajmił Kawauchi.

Za słowami nie podążyły jednak czyny. Japończyk nie udał się do lekarza, tylko postanowił rozwiązać problem samemu. - Kupiłem w internecie kilka różnych rzeczy, m.in. kilka par skarpet kompresyjnych, a także urządzenie do stymulacji elektrycznej - mówił na blogu "Japan Running News". Ze śmiechem dodał, że kosztowało go to tysiące dolarów, więc teraz musi zarobić trochę pieniędzy na trasie.

3 biegi, 3 dni, 3000 km w podróży i... 3 wygrane

Nadal brał więc udział w zawodach. Mimo problemów zdrowotnych potrafił zadziwić. Na początku maja w ciągu trzech dni wziął udział w trzech półmaratonach. I wszystkie wygrał! 3 maja w Ehime (czas 1:07:23), dzień później w Saitamie (1:07:03), a 5 maja w Sapporo (1:09:23). Na odpowiednią regenerację nie miał szans. Przemieszczając się ze startu na start, spędził sporo czasu w samolotach. Musiał pokonać 3000 km. Po wygranej w Sapporo usprawiedliwiał swój (nie najlepszy) wynik. - Chciałem pobiec szybciej, ale gdy tylko rozpocząłem rozgrzewkę, poczułem, że moje nogi są "ciężkie" - mówił.

W maju wystartował jeszcze w dwóch półmaratonach (30. i 24. miejsce), a także w maratonie w Kurobe. Zwyciężył w nim, ale rezultat (2:17:58) mocno odbiegał od "życiówki". Czyżby najbardziej szalony biegacz świata zaczął płacić cenę za cotygodniowe starty? Przekonamy się w najbliższych miesiącach. Kawauchi postawił sobie za cel wywalczenie miejsca w reprezentacji na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro 2016 (powalczy o nie pod koniec roku w Fukuoce).

Kolejne igrzyska odbędą się w 2020 roku w Tokio. Yuki będzie mieć wówczas 33 lata, co dla maratończyka wcale nie jest wiekiem zaawansowanym. On jednak woli tak daleko nie sięgać w przyszłość. Chciałby pobiec w Rio i rok później - na mistrzostwach świata w Londynie. - Będę miał wówczas trzydzieści lat, powinienem wtedy osiągnąć szczyt możliwości - przekonuje. Ten szczyt to według niesamowitego Japończyka czas w granicach 2 godzin i 6 minut.

Jeśli jednak nie uda mu się osiągnąć tego wyniku, nie będzie rozpaczać. Z biegania nie zrezygnuje, bo za bardzo to kocha. - Do 2020 roku chcę mieć na koncie 100 maratonów - podkreśla i zarazem przekonuje, że na świecie może "narodzić się" więcej zawodników-amatorów, takich jak on. Kieruje do nich takie słowa: - Nawet jeśli pracujesz na cały etat, ale się nie poddajesz, możesz osiągnąć dobre wyniki. Biegaj, startuj i staraj się poprawiać, ale jednocześnie utrzymuj przyjemność z biegania - kończy Kawauchi.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×