Gliński obiecał, Lewandowski wygrał. "Zyskałem sobie wielu wrogów"

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Wiesiołek nie jest przekonany, czy wysokości stypendiów powinny być zależne wyłącznie od wyników. - My naprawdę potrzebujemy zabezpieczenia, żeby spokojnie trenować. Dajemy z siebie wszystko, rywalizowanie na igrzyskach to naprawdę najwyższy poziom i nie możemy w trakcie przygotowań pójść do pracy.

Jego zdaniem przez brak wsparcia tracimy co roku wielu bardzo zdolnych zawodników. - My sobie poradzimy, jednak ilu jest młodych zawodników, którzy mają ogromny talent i perspektywy, ale przez taki system finansowania muszą po prostu iść do pracy. Tak właśnie ich talenty są marnowane...

Wiesiołek był przez lata w o tyle trudnej sytuacji, że miał niewielkie szanse na zarabianie pieniędzy na mityngach. Ze względu na swoją specyfikę i czas potrzebny na wyłonienie zwycięzcy, jego konkurencja nie jest atrakcyjna dla organizatorów.

- Nie jesteśmy piłkarzami, nie możemy liczyć na takie pieniądze jak oni. Za wszystko musimy płacić z własnej kieszeni, nawet za pójście na basen czy suplementację. Gdy dajesz z siebie maksa, a wciąż stan konta się nie zgadza, zdarza się płacz i można popaść w marazm. Wiem od rywali, że w innych krajach, jak w Niemczech czy Australii wszyscy mają zapewnione takie warunki, że nie muszą się martwić, czy im starczy do pierwszego następnego miesiąca.

"Nie chcemy pieniędzy za nic"

Wiesiołek wydał wszystkie oszczędności na przeprowadzkę, z kolei Angelika Cichocka przeznaczyła je na leczenie swoich kontuzji.

W tym samym celu wzięła też kredyt, choć była wówczas zawodniczką Grupy Orlen i mogła liczyć na finansowe wsparcie (WIĘCEJ TUTAJ). Leczenie pochłaniało jednak tyle kosztów, że musiała się zadłużyć. Jest przykładem, że nawet sukcesy (srebro HMŚ i złoto mistrzostw Europy) nie muszą gwarantować stabilności w budżecie.

Pogoń za marzeniami udała się na tyle, że w marcu wróciła na podium wielkiej imprezy. W Toruniu zdobyła brąz, jednak na igrzyska w Tokio nie pojechała i w tym momencie również nie może liczyć na duże wsparcie od Ministerstwa Sportu.

- Do 26. roku życia, gdy zdobyłam pierwszy medal dużej imprezy, inwestowałam przede wszystkim własne środki. Dzięki podium na HMŚ w Sopocie zapewniłam sobie lepsze warunki - zapewnia. - Zawsze podkreślałam, że służba w wojsku daje poczucie stabilności, tak naprawdę dzięki temu (stopień kaprala w Centralnym Wojskowym Zespole Sportowym) mogłam i mogę dalej kontynuować karierę. Oczywiście, że bywa ciężko, ale ja chyba przyzwyczaiłam się do trudnych warunków. I cieszę się z tego, co mam, z każdego wsparcia. Taka już jestem - przekonuje nas Cichocka.

33-latka skupia się na sobie, nie chce nadmiernie atakować PZLA czy ministerstwa.

- Byłoby fantastycznie, gdyby stypendia były wyższe i każdy mógł przygotowywać się do sezonu ze spokojną głową. Trudno jednak dogodzić wszystkim. Staram się też zrozumieć związek, choć pojawiają się też inne myśli: mam 33 lata, kawał kariery za sobą, a stoję w obliczu takich problemów...

- Super, że Marcin zdecydował się na zabranie głosu. On nie boi się głośno mówić o swoich przekonaniach, mam nadzieję, że pójdzie to w lepszą stronę. Nikt przecież nie oczekuje pieniędzy za nic. My nie siedzimy na tyłkach i nie udajemy, że trenujemy. To naprawdę jest harówa, nie treningi, żeby biegać na końcu stawki. Trenując, stawiam sobie najwyższe cele. Jestem ambitna i jeśli czułabym, że już nic więcej nie mogę zrobić, po prostu skończyłabym karierę.

Zgadza się też ze słowami Pawła Wiesiołka dot. młodych zawodników, którzy mimo postępów są zmuszani do zakończenia przygody ze sportem.

- Tak, wielu młodych zawodników znajduje się w sytuacji, gdy kończy studia i musi wybrać dalszą drogę. Kończy się wtedy wsparcie z uczelni i niekiedy bardzo utalentowani ludzie po prostu rezygnują i idą do pracy. Mi udało się odłożyć pieniądze. Nie mam wątpliwości, że ktoś w mojej sytuacji mógłby już zakończyć karierę. Przed igrzyskami w Tokio postawiłam wszystko na jedną kartę, to było być albo nie być. Do Japonii nie pojechałam, ale poświęciłam tyle, żeby wrócić, że nie zadowolę się medalem w HME. Stać mnie na więcej.

"Narobiłem sobie wrogów"

Wygląda więc na to, że Lewandowski wygrał swoją walkę. Nie ukrywa, że zrobił to w imieniu młodszych sportowców, którzy po prostu boją się zabrać głos w tak newralgicznych kwestiach.

- Tak, bo też kiedyś byłem młody i siedziałem cicho, choć funduszy brakowało. Szkolenie mogłem mieć zapewnione, ale przecież trzeba mieć z czego żyć. Liczę, że coś się zmieni - przekonuje.

Jak to jednak w walce, nie obyło się bez strat. Lewandowski przyznaje, że wielu działaczom jego słowa mogły się nie spodobać. - W ostatnich tygodniach pewnie zyskałem sobie wielu wrogów, ale nie przejmuję się tym. Liczy się efekt końcowy.

Nie wszyscy muszą być przekonani, że młodym należy się wszystko na tacy. Piotr Małachowski wspomina, że w czasach treningów na warszawskim AWF razem z Tomaszem Majewskim kupowali na obiad arbuza, bo jednocześnie mogli coś zjeść i się napić. Joanna Jóźwik musiała swego czasu wybierać, czy na śniadanie zjeść bułkę czy tylko jogurt. Na lepsze menu portfel odpowiadał śmiechem. I mimo problemów wszyscy jednak weszli na szczyt światowego sportu.

Mogą więc być przykładami, że trudne warunki hartują charakter i wzmagają determinację. Ilu jednak zabrakło cierpliwości i jak wielu sportowców straciliśmy?

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×