Córka nazwała ją mrocznym żniwiarzem. "Mężczyźni długo nie wierzyli, że coś potrafię"

Jeszcze 12 lat temu Iwona Baumgart nawet nie przypuszczała, że za chwilę będzie musiała zmienić życie. Dla dobra córki rzuciła dotychczasową działalność i spróbowała czegoś zupełnie nowego. Dziś jest najlepszą trenerką w Polsce.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Iwona Baumgart z córką Instagram / Na zdjęciu: Iwona Baumgart z córką
- Środowisko bardzo długo traktowało mnie po prostu jak mamę Igi Baumgart-Witan, a inni trenerzy machali na mnie ręką - wspomina Iwona Baumgart, która pod koniec 2021 roku odebrała wyróżnienie dla najlepszej polskiej trenerki. - Przez dłuższy czas działałyśmy w samotności. Część trenerów nie chciała uwierzyć, że to może zakończyć się sukcesem. Pamiętam, że nawet po pierwszym medalu mistrzostw Polski wielu nie wierzyło, że to zasługa dobrych treningów - dodaje.

Nagroda dla najlepszej trenerki nie była wielkim zaskoczeniem, bo swoimi metodami szkoleniowymi mama Igi Baumgart-Witan przyczyniła się do złotego medalu sztafety mieszanej 4x400 metrów oraz srebrnego medalu kobiecej sztafety 4x400 metrów.

Nawet nie rozważała pracy trenera

Sukcesy tego duetu zaskakują, gdy weźmiemy pod uwagę, że Iwona Baumgart ma za sobą jedynie kilkuletnią przygodę z bieganiem w szkolnych czasach. Potem nie planowała powrotu do sportu, a już na pewno nie w roli trenera kadry narodowej.

W pewnym momencie jej córce zaczęło brakować odpowiedniego trenera, który mógłby przygotować ją do biegania 400 metrów, rodzina znalazła szkoleniowca w Warszawie, ale Marek Trzciński od razu zastrzegł, że współpraca na odległość nie może trwać zbyt długo. Iga z kolei nie brała przeprowadzki pod uwagę.
Iga Baumgart-Witan to jedna z najlepszych polskich sprinterek Iga Baumgart-Witan to jedna z najlepszych polskich sprinterek
- Wcześniej Iga trenowała ze specjalistą od skoków. W młodości sama biegałam 400 metrów, ale podobnie jak córka nie miałam szczęścia do trenerów i po kilku latach zakończyłam tę przygodę. Szkoda, bo miałam spory potencjał i mogłam biegać bardzo szybko. Po nieudanych poszukiwaniach nowego trenera postanowiłam mocniej zaangażować się w jej karierę - przyznaje Iwona.

W rok nadrobiła pięcioletnie studia na AWF

Ostatecznie mama Igi rozpoczęła ekspresową naukę. Przez pierwszy rok u boku Marka Trzcińskiego pełniła rolę drugiego trenera, a jednocześnie rozpoczęła intensywny kurs instruktorski i całymi dniami przesiadywała nad specjalistycznymi książkami.

- Można powiedzieć, że stało się to moim hobby. Kupowałam mnóstwo książek, chodziłam na spotkania do lekarzy i fizjologów. W rok przerobiłam materiał pięcioletnich studiów AWF - opowiada trenerka.

Po dwóch latach współpraca z trenerem z Warszawy została zakończona, a Baumgart sama zaczęła ustalać plany treningowe Igi i całej grupy sprinterów w klubie. - Ta decyzja nie była łatwa i miałam przez to kilka nieprzespanych nocy. To nie tak, że chciałam wrócić do sportu, bo byłam niespełniona. Było wręcz przeciwnie, prowadziłam udane życie i do tego momentu nie postawiłabym nawet złotówki, że spotka mnie coś takiego - wspomina tamten okres.

Córka musiała jej zaufać. Było blisko rozstania

Współpraca z Igą nie od początku układała się idealnie, a mama długo musiała pracować na zaufanie córki. W ciągu roku Iga zrobiła ogromny postęp, a jej wyniki poprawiły się z 53 sekund na 52 sekundy. Pierwszy sezon pracy z nowym trenerem zakończył się srebrnym medalem seniorskich mistrzostw Polski i to ostatecznie przekonało obie panie, że dalsza współpraca ma sens.
Zawodniczka ma w kolekcji dwa medale igrzysk olimpijskich (złoto i srebro z Tokio) Zawodniczka ma w kolekcji dwa medale igrzysk olimpijskich (złoto i srebro z Tokio)
- Pracujemy ze sobą już 11 lat, a przez ten czas ani razu nie było nawet pomysłu, by Iga miała szukać sobie nowego trenera. Największy kryzys przyszedł w 2014 roku, gdy przez kontuzje i operację obu kolan Iga poważnie rozważała zakończenie sportowej kariery. Przekonaliśmy ją, że warto przetrzymać trudny okres i teraz nam dziękuje - wspomina.

Przyczyną poważnych urazów kolan mogły być bardzo duże obciążenia, którym poddawana była zawodniczka w dzieciństwie. Iga od dziecka trenowała skok w dal i wzwyż, a kolejni szkoleniowcy, zamiast zająć się odpowiednim przygotowaniem dziecka do mocnych treningów, dokładali obciążenia. Pani Iwona ze skali zaniedbań zdała sobie sprawę dopiero, gdy po latach przejrzała dzienniczek treningowy swojej córki. Wtedy jednak już nic nie mogła zrobić.

Powrót Igi do biegania na najwyższym poziomie był jednak zdumiewająco łatwy, bo lekkoatletka w 2015 roku pobiła rekord życiowy i otworzyła sobie drogę do kolejnych sukcesów. Jej mama na zgrupowania kadry wciąż jeździła za własne pieniądze, ale najważniejsze, że mogła towarzyszyć córce w największych sukcesach.

- Trenerek jest w Polsce bardzo mało i wciąż czujemy, że jesteśmy traktowane inaczej. Gdybym miała niskie poczucie własnej wartości, nie miałabym żadnych szans, by dojść na ten poziom. Od początku uznałam, że na pewno dam sobie radę i zupełnie nie przejmowałam się opiniami niektórych starszych trenerów. Dziś część z nich traktuje mnie już normalnie, ale proces godzenia się z tym faktem trwał u nich długo. Do dziś łatwiej jest mi komunikować się z młodymi trenerami - przyznaje Iwona Baumgart.

Nie ma lekko z mamą

- Niestety Iga nie ma lekko, bo wiadomo, że w takich sytuacjach bardzo uważa się, żeby nie faworyzować dziecka, a przez to właśnie ono cierpi najbardziej. Zdarzało się już, że chwaliłam inne dziewczyny, a Iga musiała się upominać o pochwałę - przyznaje.

Te zajęcia nie należą do najprzyjemniejszych, ponieważ dystans 400 metrów ma opinię najtrudniejszego wyścigu w lekkiej atletyce. Sportowcy muszą biegać go tempem zbliżonym do sprintu, a jednocześnie mieć sporą wytrzymałość. Nie ma się więc co dziwić, że trenerka zapracowała sobie na przydomek "mroczny żniwiarz", który oczywiście wymyśliła jej córka.

Okazuje się, że w porównaniu do trenerów z innych krajów jej metody treningowe nie różnią się aż tak bardzo. Zdarzało się, że zawodniczki ze sztafety 4x400 metrów porównywały między sobą swoje treningi i okazywało się, że dokładnie tego samego dnia potrafiły realizować praktycznie taki sam plan.

Razem do igrzysk w Paryżu, ale to nie będzie koniec

Przed trenerką kolejne wyzwania, a przede wszystkim przygotowania do możliwego zakończenia kariery przez jej córkę. Iga ma już 33 lata i coraz częściej wspomina, że decyzja o odejściu ze sportu jest coraz bliżej.

- Jestem nastawiona psychicznie na zakończenie kariery przez Igę i już stworzyłam sobie w Bydgoszczy całkiem ciekawą grupę sprinterów, a Kinga Gacka osiąga już pierwsze poważne sukcesy. Z nią też jestem bardzo mocno zżyta, bo współpracujemy od blisko ośmiu lat. Poza tym w klubie opiekuję się jeszcze grupami U18 i U16, a często zdarza mi się, że prowadzę trzy treningi dziennie. Dla młodych ludzi mam z kolei radę, by nie planowali tak mocno swojego życia i z otwartą głową podchodzili do nadarzających się okazji - dodaje.

Iga po raz pierwszy w tym sezonie zaprezentuje się już 3 czerwca podczas Memoriału Ireny Szewińskiej w Bydgoszczy.

Mateusz Puka, WP Sportowefakty

Czytaj więcej:
Wieloboistka apeluje do rodziców
Historyczny wyczyn polskiej sprinterki

ZOBACZ WIDEO: Maciej Kawulski zdradza, kiedy może dojść do walki Pudzianowski - Chalidow


Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×