"Przelewana jest krew". Gwiazda nie wytrzymała i powiedziała "dość"

- Jestem przekonana, że w 2021 roku wygramy tę walkę. A nawet jeśli nie, będziemy dalej robić swoje. Aż do zwycięstwa - mówi Katsiaryna Snytsina, kapitan koszykarskiej kadry Białorusi, która zrezygnowała z gry w reprezentacji z powodów politycznych.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Na zdjęciu Katsiaryna Snytsina Instagram / Na zdjęciu Katsiaryna Snytsina
Katsiaryna Snytsina, jedna z najbardziej utytułowanych białoruskich koszykarek, do niedawna była kapitanem reprezentacji swojego kraju. Z końcem marca była zawodniczka Lotus Gdynia, obecnie grająca dla tureckiego Nesibe Aydin, zakończyła reprezentacyjną karierę z powodów politycznych. W rozmowie z WP SportoweFakty Snytsina wyjaśnia, dlaczego podjęła taką decyzją. Mówi też, w jaki sposób białoruscy sportowcy prowadzą walkę o zmiany w swojej ojczyźnie.

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Powiedziałaś, że zrezygnowałaś z występów w kadrze Białorusi, gdy zdałaś sobie sprawę, że w twoim kraju sport jest narzędziem propagandy reżimu. Nie chciałaś być częścią tej propagandy?

Katsiaryna Snytsina, była kapitan koszykarskiej reprezentacji Białorusi: Zacznijmy od tego, że 31 marca kończył się mój kontrakt z ministerstwem sportu. Przesłano mi do podpisu nowy, w którym znajdował się punkt, że ministerstwo sportu musi wyrazić zgodę na każdy mój wywiad. Chcieli mi dyktować, z kim mogę rozmawiać i co mogę mówić. Podpisałam wszystkie strony kontraktu, ale ten jeden punkt wykreśliłam i napisałam, że się na to nie zgadzam. Otrzymałam odpowiedź, że nie mogę tego zrobić, że albo akceptuję całą umowę, albo nie zostanie ona przedłużona. Nie przedłużyłam jej. Potem ogłosiłam, że nie będę już występować w drużynie narodowej.

ZOBACZ WIDEO: Szef misji olimpijskiej Tokio 2020 o szczepieniach dla sportowców. "To ma dodać im pewności w przygotowaniach"

Dlaczego teraz? Dlaczego nie jesienią ubiegłego roku, gdy protesty na Białorusi były najsilniejsze?

Po pierwsze do końca marca wciąż obowiązywał mnie kontrakt. Po drugie uznałam, że to dobra okazja, żeby pokazać, jak postępuje nasz rząd. Chce mnie kontrolować, uciszyć. I nie negocjuje warunków, tylko je narzuca. Jesienią dużo myślałam o tym, jak mam reprezentować swój kraj na boisku, kiedy na ulicach jest tyle przemocy, przelewana jest krew. Nie zamierzałam jednak ułatwiać władzom zadania, wykonać pierwszego kroku. Chciałam, żeby to się stało z winy działaczy. Żeby ludzie dowiedzieli się, jak władze potraktowały kapitana reprezentacji.

Pensje, jakie białoruscy sportowcy otrzymują na podstawie kontraktu z ministerstwem, to około 450 dolarów miesięcznie. Dla ciebie nie jest to zawrotna kwota, ale dla tych, którzy żyją na Białorusi, już tak.

Mam tego świadomość. Wiem, że dla niektórych to może być jedyny dochód, a mają rodziny, dzieci i muszą jakoś żyć. Dlatego nikogo nie oceniam. Jeśli ktoś nie chce zabierać głosu - jego sprawa. Ludzie mówią, że mi jest łatwiej, bo mieszkam teraz w Turcji i patrzę z dystansu na to, co się dzieje. Ale mnie się wydaje, że gdybym była na miejscu i tak nie umiałabym milczeć. Na Białorusi wciąż dzieją się niestworzone rzeczy. Kilka dni temu policja zatrzymała auto tylko dlatego, że w środku siedziało dziecko w czerwonej kurtce i białej czapce. To są sytuacje, o których trzeba mówić.

Co czułaś jesienią, gdy obserwowałaś wydarzenia w swojej ojczyźnie. Z jednej strony mieliśmy setki tysięcy ludzi pokazało solidarność i pokojowo protestowało na ulicach, a z drugiej przemoc i brutalność policji oraz jednostek OMON-u.

Najbardziej przerażało mnie w tym wszystkim, że to Białorusini robią te wszystkie straszne rzeczy innym Białorusinom. Kiedy oglądałam, jak 200 tysięcy uśmiechniętych ludzi maszeruje przez mój Mińsk, byłam szczęśliwa. A kiedy widziałam skierowaną w ich stronę przemoc, czułam ogromny smutek i wściekłość. Nawet teraz jak o tym mówię, mam gęsią skórkę. Czułam się trochę winna, że nie było mnie wtedy na Białorusi. Postanowiłam wspierać sprawę tak jak mogę i umiem. Mówić o tym, co się dzieje. Być głosem białoruskich sportowców.

Aresztowanie twojej koleżanki z reprezentacji Jeleny Leuczanki było dla ciebie szokiem?

Kilka dni przed jej zatrzymaniem rozmawiałyśmy przez telefon. Lena powiedziała mi, że co prawda niczego nie przeczuwa, ale jeżeli zostanie aresztowana, mam poinformować o tym kogo tylko mogę. Dlatego kiedy trafiła do aresztu, nie byłam w szoku. Pomyślałam: "Ok, trzeba wykonać zadanie". Weszłam na profil Leuczanki na Instagramie i do wszystkich, którzy ją obserwują, wysłałam wiadomość: "Leuczanka aresztowana. Rząd aresztował ją ze względu na jej opinie" i tak dalej. A Lena jest przecież sławna, to gwiazda koszykówki, obserwowana przez tysiące osób, nawet przez Beyonce. I do Beyonce też trafiła taka wiadomość.

Przez trzy pierwsze noce po zatrzymaniu Leny nie spałam, taka byłam zdenerwowana. Robiłam co w mojej mocy, żeby zgodnie z jej życzeniem nagłośnić sprawę. Udało się, bo pisano o niej na całym świecie. W "Washington Post", w "Guardianie", w innych bardzo znanych mediach. Dzięki temu wszyscy usłyszeli o Białorusi i problemach Białorusinów.

Powiedziałaś, że dopiero w 2020 roku poczułaś, że jesteś nie tylko sportowcem reprezentującym Białoruś, ale też obywatelką swojego kraju. Co przez to rozumiesz?

Nigdy nie głosowałam w wyborach. Uważałam, że mój głos niczego nie zmieni. Poza tym od lat jestem poza Białorusią przez 10 miesięcy w roku, przyjeżdżam tylko po to, żeby odwiedzić rodzinę. Miałam przez to wrażenie, że problemy mojego kraju mnie nie dotyczą. Mogę nawet powiedzieć, że mnie one nie obchodziły. Jednak kiedy zobaczyłam przemoc skierowaną w stronę moich rodaków, przelewaną na ulicach krew, zdałam sobie sprawę, że nie mogę od tego uciekać. Mój naród toczy ważną walkę, w której mój głos jest ważny. Zaczęłam wyrażać swoje opinie na Instagramie i zobaczyłam, że ludzie mnie słuchają, że mogę dać im nadzieję i dodać odwagi. Niektórzy są już zniechęceni, sprzeciw wobec władzy trwa siedem miesięcy, a zmian nie ma. Musimy jednak mieć świadomość, że czeka nas maraton. Żeby odsunąć od władzy ludzi, którzy rządzą od 26 lat, potrzebna jest wytrwałość.

Związek Wolnych Sportowców Białorusi (SOS.by - przyp. red.) nie podda się, dopóki rząd na Białorusi się nie zmieni. I do tego samego namawiamy innych. Ludzie pytają mnie co mogą zrobić. Odpowiadam: Rób to, na co starcza ci odwagi. Wyjdź na ulicę z biało-czerwono-białą flagą, roznieś w swojej okolicy broszury informacyjne, wycofaj pieniądze z białoruskiego banku, bo tu uderza w finanse Łukaszenki. Nie musisz robić dużych rzeczy, rób małe. To wystarczy. Jeśli setki tysięcy, miliony ludzi będą robić takie małe rzeczy, wygramy.

Artur Udrys, czołowy białoruski siatkarz, z którym rozmawiałem kilka razy, powiedział mi, że rządy Łukaszenki się skończą, kiedy skończą mu się pieniądze. Dużo ich jeszcze ma?

Kilka dni temu pojawiła się informacja, że budżet kraju zmniejszył się o ponad 500 milionów dolarów. Łukaszenka ma problemy finansowe, to pewne. Przez protesty, przez przeniesienie mistrzostw świata w hokeju na Łotwę z powodu nacisków międzynarodowej społeczności. Te problemy pokazuje, że nasza pokojowa walka przynosi efekty.

Jak obecnie wygląda ta walka? Od kilku miesięcy o Białorusi nie jest już tak głośno, jak było jesienią 2020 roku.

Mogę powiedzieć, co robi SOS.by. Kilkanaście dni temu rząd wszczął postępowanie przeciwko Aleksandrze Hierasimienii, medalistce olimpijskiej w pływaniu, która jest prezesem naszego związku. Nazwali ją terrorystką. Według nich sposób, w jaki wypowiada się o sytuacji w kraju, rujnuje wizerunek Białorusi. My bronimy dobrego imienia Aleksandry i nagłaśniamy sprawę, żeby pokazać, jak nasz rząd traktuje zasłużone dla tego kraju osoby, które sprzeciwiają się Łukaszence.

Zbieramy informacje o aresztowaniach, zwolnieniach z pracy, doradzamy sportowcom nagrywanie rozmów, w których są szykanowani. Apelujemy o niespożywanie alkoholu i niepalenie papierosów, bo 80 procent dochodu z tych towarów trafia do rządu. Regularne organizujemy zajęcia, w czasie których można z nami trenować. Tak jak mówiłam, małe rzeczy. Ale nie tylko my coś robimy. Lekarze, nauczyciele, inne grupy zawodowe, też działają. W dniu, w którym rozmawiam, mamy 254 dzień protestów. Myślę, że spisujemy się bardzo dobrze.

Uważasz, że w 2021 roku wasza walka się zakończy?

Jestem o tym przekonana. Ale wiesz co? Nawet jeśli tak się nie stanie, ok. Będziemy dalej robić swoje. Aż do zwycięstwa.

W przeszłości przez dwa lata grałaś w Polsce w Lotosie Gdynia. Jak wspominasz ten czas?

To był mój pierwszy kontrakt poza Białorusią i Rosją. Kiedy do was przyjechałam, czułam, że jestem w Europie, ale ludzie są tacy, jak na Białorusi. Otwarci, przyjaźni, weseli. To był dobry czas.

Uważasz, że Polska w wystarczającym stopniu pomaga Białorusi w tym trudnym czasie?

Bardzo nam pomagacie i jesteśmy za to wdzięczni. Ale tylko Białorusini mogą zmienić swój kraj. I zmienią.

Czytaj także:
NBA. Szaleństwo! Luka Doncić tym rzutem na zwycięstwo zachwycił świat!
Trey Kell - uczeń Milicicia, ulubieniec fanów w Syrii i najbardziej wszechstronny zawodnik w lidze [WYWIAD]

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×