Patrick Okafor: NBA bez kibiców. Trump zrobił dobry ruch z WHO, a media lubią koloryzować (wywiad)
- Media lubią koloryzować. Sytuacja w USA wcale nie jest taka zła. Nowy Jork ma problem, ale to efekt dużej liczby mieszkańców na niewielkim obszarze i napływu turystów - mówi Patrick Okafor, nigeryjsko-amerykański koszykarz, który mieszka w USA.
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Poza USA najdłużej grał pan w Polsce. Spędził pan u nas pięć sezonów w czterech różnych klubach. Coś zapamiętał pan szczególnie?
, środkowy, były zawodnik polskich klubów: Wszystko się zgadza. Grałem dla Polpharmy Starogard Gdański, Anwilu Włocławek, Stali Ostrów i PBG Basket Poznań. Można powiedzieć, że w Polsce szybko się zakochałem. W każdym z tych miejsc czułem się znakomicie, więc o każdym mógłbym powiedzieć wiele dobrego. Jeśli miałbym jednak jakiś moment wyróżnić, to byłby to mój drugi sezon w Polpharmie. Patrick OkaforDlaczego?
Pod względem sportowym był zdecydowanie najbardziej udany. Zdobyliśmy wtedy przecież brązowy medal. Znakomicie się ze sobą rozumieliśmy. To była naprawdę zgrana drużyna. Tworzyliśmy wyjątkową grupę.
Były także gorsze momenty. Kibice w Polsce na pewno pamiętają pana kłótnie z trenerami - Andrzejem Kowalczykiem i Miliją Bogiceviciem. Było ostro, a w mediach nie gryzł się pan w język.
Rzeczywiście, tak było. Ostatnio doszedłem jednak do wniosku, że gdybym mógł cofnąć czas i wrócić do Polski, to zmieniłbym tylko jedną rzecz.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazyJaką?
To byłaby właśnie ta krytyka względem trenerów. Padło wtedy za dużo słów. W przypadku trenera Bogicevicia moja frustracja była spowodowana przede wszystkim kontuzją i tym, że nie mogłem się odnaleźć. Nie byłem takim samym zawodnikiem jak sezon wcześniej. W tym czasie moja uwaga nie była też w stu procentach skoncentrowana na tym, co działo się na boisku. To na pewno mi nie pomagało. Myślę, że nie doceniłem kontuzji, z którą się wtedy zmagałem i wróciłem do gry zbyt szybko.
Na temat trenera Andrzeja Kowalczyka wypowiadał się pan jednak zdecydowanie ostrzej.
Wiem, że odszedł i nie ma go już wśród nas. Niech spoczywa w pokoju. Dowiedziałem się o jego śmierci, gdy byłem już w USA i powiem szczerze, że nie było mi z tym lekko. Wypełnił mnie wielki smutek. Nasza historia była wtedy bardziej złożona. Nie chodziło o to, że przeszkadzał mi styl jego pracy. Problem polegał na tym, jak klub traktował wtedy zawodników. To mi się nie podobało.
A co dzieje się z panem teraz? Gdzie i jak pan żyje?
Mieszkam w Manvel w stanie Teksas. To małe miasto w okolicach Houston. Obecnie jestem urzędnikiem sądowym. Zajmuję się sprawami nieletnich. Mam do czynienia z rodzicami dzieci, które złamały prawo. Poza tym ożeniłem się i mam trzech synów. Kocham moją rodzinę nad życie. Kiedy nie pracuję, to poświęcam im każdą wolną chwilę. Dzieciaki są jeszcze małe, więc potrzebują wiele uwagi, ale dbamy z żoną o to, żeby im jej nie brakowało.
W USA szaleje koronawirus. Jaka jest sytuacja tam, gdzie pan żyje?
Nie wiem, jak to oceniać, więc może podam statystyki? W moich okolicach zarażonych zostało około 300 osób. Dokładnej liczby zgonów nie znam, ale nie było ich więcej niż 10. Pocieszające jest to, że ostatnio nikt nie zmarł.
Najgorzej jest w Nowym Jorku. Tam liczby są przerażające...
Zdecydowanie. Tam problem jest największy. Można to jednak bardzo łatwo wyjaśnić.
Jak?
Obiektywnymi czynnikami. Bardzo wiele osób żyje na bardzo małym obszarze i korzysta na potęgę z wszystkich możliwych środków transportu publicznego. To idealne okoliczności do rozprzestrzeniania się choroby. Nie wiem, jak dokładnie wyglądają liczby w Nowym Jorku. Zatrzymałem się na 11 tysiącach zgonów.
Jest ich już ponad 12 tysięcy. Ma pan znajomych lub rodzinę w Nowym Jorku?
Nie, i dlatego nic więcej nie powiem. W Teksasie, gdzie żyję, sytuacja jest jednak znacznie lepsza, a to tylko potwierdza moją teorię. Nowy Jork ma problem ze względu na koncentrację wielkiej liczby mieszkańców na stosunkowo niewielkim obszarze. Poza tym to oblegane miejsce. Turyści często wybierają ten kierunek. U nas tego problemu nie ma.
W kraju cały czas się gotuje. Oliwy do ognia często dolewa prezydent Donald Trump, który ostatnio ogłosił, że nie będzie dłużej finansować WHO. Co pan o tym sądzi?
Sądzę, że prezydent Trump podjął właściwą decyzję. W stu procentach go popieram.
Dlaczego?
Dalsze wydawanie pieniędzy na WHO mijało się z celem. Oni zawalili temat. Nie wykonali w sposób właściwy swojego zadania już na etapie badania wirusa w Chinach. Później tylko powtarzali kłamstwa, które kolportował chiński rząd. Trump podjął zatem dobrą decyzję.
Jak wygląda teraz życie w Teksasie?
Świat się zatrzymał. Wszystko jest zamknięte, ale plusem jest to, że małe firmy powoli wracają do życia. To dobra wiadomość. Nastroje w kraju są jednak różne. Część ludzi się obawia i chce nadal pozostać w izolacji. Inni chcieliby żyć jak wcześniej, czyli normalnie.
Pan pracuje?
Moja praca zaliczana jest do grupy tych ważnych, więc tak. Muszę do niej iść trzy razy w tygodniu lub w razie nagłego przypadku w mojej okolicy. Tak to działa.
W USA przypadków koronawirusa jest najwięcej. W Polsce mówi się, że jesteście największym ogniskiem pandemii.
Media mają dar koloryzowania faktów. Zapewniam, że wcale nie jest tak źle, jak się pisze i mówi na całym świecie. Jasne, że mamy miejsca, w których problem jest większy niż w innych. Jest jednak całe mnóstwo stanów, gdzie nie ma powodu do paniki, bo sytuacja jest dobra. Poza tym trzeba pamiętać, że USA to ogromne państwo. W całej tej dyskusji ważne jest zachowanie skali.
A jaki jest pomysł na powrót do normalności? Jest jakiś plan?
Te plany nie są precyzyjne. Jest dużo spekulacji. Co rusz mówi się o otwarciu niektórych stanów i gonitwie za szczepionką lub choćby lekiem, który zadziała i pomoże chorym. I tak w kółko.
Zaczęliśmy koszykówką, to może i nią zakończymy. Co z sezonem w NBA? Słyszał pan pomysły, żeby dograć go w Las Vegas lub na Wyspach Bahama?
Sam jestem tego ciekaw i powiem szczerze, że nie mam pojęcia, co zrobią władze NBA. Osobiście nie widzę szans, że rozgrywki ruszą wcześniej niż w lipcu. No i mecze na pewno będą odbywać się bez udziału kibiców. Tego jestem pewny.