Kocham Polskę - rozmowa z Hardingiem Naną, byłym graczem Polpaku i Turowa

W Polsce grał w latach 2006-2008. Na początku swojej profesjonalnej kariery związał się z Polpakiem Świecie i jak sam mówi bardzo ubolewa nad tym, że świecki klub nie gra już w PLK. Kolejny sezon spędził w Turowie Zgorzelec, z którym wywalczył wicemistrzostwo ligi. Harding Nana, bo o nim mowa, swój trzeci profesjonalny sezon spędza w Hiszpanii, gdzie swoje umiejętności prezentuje w Beirasar Rosalio, w lidze LEB Gold. Nam Kameruńczyk opowiada o wspomnieniach z Polski, miejscu swojego urodzenia i o spełnieniu marzenia o grze w koszykówkę.

Marek Mosakowski
Marek Mosakowski

Marek Mosakowski: Po zakończeniu ubiegłego sezonu dość szybko przeniosłeś się do Hiszpanii. Jak z perspektywy czasu oceniasz ten wybór?

Harding Nana: Hiszpania to świetny kraj, ale zdecydowanie lepiej czułem się w Polsce. Spędziłem u was dwa udane sezony i przez ten czas spotkałem wiele świetnych osób. Polska jest mi bliska także ze względu na to, że zacząłem tam moją profesjonalną karierę. Liga LEB Gold stoi na bardzo dobrym poziomie, wszystkie drużyny są bardzo dobrze zorganizowane. Po zakończeniu sezonu miałem kilka ofert z Polski, ale postanowiłem przenieść się do Rosalia ze względu na to, że chciałem po prostu zmienić środowisko.

Beirasar Rosalia nie wiedzie się jednak najlepiej, zajmujecie bowiem przedostatnie, siedemnaste miejsce.

- Na początku sezonu wszyscy zakładali, że wejdziemy do playoff, jednak ze względu na serię kontuzji wszystko poszło nie po naszej myśli.

Twoja drużyna ma siedzibę w Santiago de Comostela, stolicy Galicji. Jak podoba ci się to miasto?

- Santiago to bardzo ładne miasto, mam stąd blisko na plażę. Ze względu na to, że jest tutaj zabytkowa katedra przyjeżdża tu mnóstwo turystów. Mamy treningi dwa razy dziennie, a swoje mecze rozgrywamy w piątki więc mamy czas w weekendy na relaks. Wówczas z reguły razem z kolegami z drużyny odwiedzam okoliczne miasta.

Jakbyś porównał drugą ligę hiszpańską z pierwszą ligą polską?

- Tak jak już powiedziałem hiszpańska liga jest bardzo dobrze zorganizowana. Każdy mecz jest świętem, tak jakby był ważnym meczem w playoff. Niestety my musimy walczyć o utrzymanie się w lidze. Polska liga jest bardzo dobrze znana w Europie, ze względu na to, że swoją karierę rozpoczynało u was wielu świetnych zawodników.

Wspomniałeś, że bardzo dobrze czułeś się w Polsce. Co w takim razie najbardziej utkwiło ci w pamięci z dwuletniego pobytu w tym kraju?

- Bardzo, ale to bardzo polubiłem Polskę. Kocham Polskę! [Harding wykazał się znajomością języka polskiego – red.] Spędziłem dwa lata mojego życia w kraju gdzie spotkałem miłych ludzi, z którymi cały czas jestem w kontakcie. Na pewno jedną z najmilszych chwil jakich nie zapomnę na długo był mój powrót do domu po jednym z treningów, a grałem wówczas dla Polpaku. Zaskoczyło mnie to, że przed moim mieszkaniem czekało na mnie mnóstwo dzieci. Tak mnie to poruszyło, że zabrałem ich na lody, dzieci były zadowolone, a ja szczęśliwy, że mam tylu fanów. Od tego momentu tradycją stały się cotygodniowe wycieczki na lody (śmiech). Jeżeli chodzi o negatywne momenty to na pewno najbardziej zabolała mnie śmierć naszego kierowcy Zbyszka. To także miało miejsce podczas mojej gry dla Polpaku. Zbyszek był taksówkarzem, który pracował dla klubu, a oprócz tego był naszym oddanym fanem, a my traktowaliśmy go wręcz jako członka drużyny. Niestety nie mógł dokończyć z nami sezonu, miał wypadek samochodowy i zmarł w szpitalu. To był dla nas wszystkich wielki szok. Niech spoczywa w pokoju.

W ostatnim sezonie gry w NCAA, dla Delaware Fightin' Blue Hens, notowałeś średnio po 19 punktów i 10,3 zbiórki. Z pewnością twoja postawa nie umknęła uwadze klubom z NBA i NBDL?

- Miałem okazję wziąć udział w turnieju dla najlepszych seniorów z ligi NCAA, który był zorganizowany przez NBA. Oglądali nas skauci, managerowie oraz przedstawiciele najlepszych europejskich klubów. Niestety nie powiodło mi się i zdecydowałem się na grę w Europie. Miałem jedynie propozycje z klubów D-League, ale wybrałem co wybrałem.

Ciężko było ci się zdecydować na rozpoczęcie kariery w Polsce?

- Po ukończeniu uniwersytetu moje nadzieje były tak duże, że nie miało tak naprawdę znaczenia gdzie zagram. Chciałem tylko sprostać swoim wymaganiom i stać się jeszcze lepszym sportowcem. Miałem oferty z Francji, Niemiec, Izraela, Nowej Zelandii i Belgii, ale razem z agentem doszliśmy do wniosku, że Polska będzie dla mnie najlepszym wyborem.

Jak z pewnością wiesz Polpak Świecie nie gra już w najwyższej klasie rozgrywek.

- Tak, doskonale znam tą sprawę. Szkoda, że się tak stało, bo ten klub miał oddanych fanów i kierownictwo, ale niestety pieniądze zaważyły nad wszystkim. Życzę im szybkiego powrotu do PLK.

W sezonie 2007/2008 reprezentowałeś Turów Zgorzelec. Jak się domyślam sportowo nie był to dla ciebie zbytnio udany okres?

- Dzięki grze w Turowie zyskałem bardzo dużo nowego doświadczenia. Pomimo, że nie grałem za wiele mam dobre wspomnienia. Trener Filipowski to dobry nauczyciel i prywatnie świetny człowiek. Jednak z drugiej strony każdy zawodnik chce grać jak najwięcej, ale powtarzam, liczy się dla mnie doświadczenie jakie zdobyłem w Zgorzelcu.

Pochodzisz z Afryki, z Kamerunu. Jak ma się koszykówka w twoim kraju?

- Z roku na rok ma się coraz lepiej. Na dzień dzisiejszym, wśród afrykańskich krajów, jesteśmy liderem pod względem liczby zawodników w pierwszej dywizji NCAA. Mam to szczęście, że gram dla reprezentacji mojego kraju, co przynosi mi wiele satysfakcji. Ciężko pracujemy i chcemy rozsławić nasz kraj. Przyszłość tego sportu wygląda u nas bardzo dobrze, gdyż wiele osób dba o rozwój koszykówki w moim kraju. Z drugiej strony wiele dzieci chce grać, ale niestety nie stać ich na odpowiedni sprzęt sportowy.

Życie w Afryce nie należy do najłatwiejszych. Jak ty wspominasz swoje dzieciństwo w miejscu swojego urodzenia, w Duala?

- Miałem to szczęście, że moja mama bardzo o mnie dbała i wspierała w spełnieniu mojego marzenia, pomimo, ze nigdy nie miała okazji zobaczyć mnie w akcji. To ona jest jednym z powodów, dla których gram w koszykówkę. Dużo ludzi z mojego miasta nie ma prawie nic, ale i tak wszyscy są szczęśliwi obojętnie co posiadają. W wieku 17 lat opuściłem Duala i przeniosłem się do Stanów Zjednoczonych aby spełnić moje marzenie o grze w koszykówkę.

Zdecydowanie sportem numer jeden w Kamerunie jak i całej Afryce jest piłka nożna. Mniemam, że mały Harding także biegał za piłką?

- Dorastanie w Afryce wiąże się z tym, że dzieci grają w piłkę nożna. Grałem w piłkę nożna, ale zakochałem się w koszykówce i tak już zostało do dnia dzisiejszego.

Masz już za sobą kilka lat gry. Co uważasz za swój największy sportowy sukces i co zaliczysz co największych porażek?

- Podczas gry dla Delaware miałem kontuzję kolana. Nikt nie liczył się z tym że zagram w bardzo ważnym dla nas meczu. Jednak na zacisnąłem zęby i można powiedzieć, że grałem na jednej nodze. Udało nam się wygrać. Wszyscy zawodnicy i trenerzy mieli łzy w oczach. To było niesamowite doświadczenie. Nie widzę żadnych złych momentów w mojej karierze. Jak do tej pory wszystko idzie po mojej myśli. Koszykówka to dla mnie błogosławieństwo i tak już pozostanie. Kocham ten sport i zamierzam grać przez najbliższe pięć, sześć lat.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×