Euroliga kobiet: Pokaz siły pod Wawelem. Czeski potentat odniósł pewną wygraną

Biała Gwiazda zapowiadała ambitną walkę, ale wobec dwóch kontuzjowanych zawodniczek i wielkich umiejętności przeciwniczek nie zdołała osiągnąć sukcesu.

Adam Popek
Adam Popek

Mistrz Euroligi w Krakowie od samego początku podkreślał swoją przewagę. Dzięki szybkim atakom i umiejętnościom Candice Dupree szybko wypracował sobie przewagę 10:2, co nie stawiało gospodyń w dogodnym położeniu. Krakowianki nie miały żadnego pomysłu na zaskoczenie Czeszek. Poszczególne zawodniczki były znakomicie pilnowane i nie znajdowały ani kawałka wolnej przestrzeni. Brak swobody odczuły zwłaszcza podkoszowe, które otrzymywały często podania. Dodatkowo wiślaczki znacznie słabiej wypadały przy walce o górne piłki.

Negatywnie wpływała także absencja Cristiny Ouviny i Kateriny Zohnovej. To zmniejszyło rotację składem sztabowi szkoleniowemu do minimum. Oczywiście pozostałe dziewczyny dokładały wszelkich starań, by nawiązać rywalizację z przyjezdnymi, lecz brakowało konsekwencji. Na domiar złego, równo z końcem pierwszej kwarty z linii środkowej boiska trafiła Katerina Elhotova i USK wygrywało 25:14.

Druga część nie odmieniła przebiegu pojedynku. Dyrygowane przez znakomitą rozgrywającą, Laię Palau prażanki systematycznie dążyły w stronę realizacji własnych celów. Udanie zagrywki wykańczała Sonja Petrović. W polu trzech sekund pomagała jej Kia Vaughn. Przeciwstawić się ich wyczynom próbowała Yvonne Turner. Amerykanka w swoim stylu przeprowadzała efektowne szarże, aczkolwiek nie pozwoliły nawet odrobić strat. Zanim nastała długa przerwa przypomniała o sobie Alena Hanusova, przymierzając m.in. zza linii 6,75 m. Cała drużyna zaś zasłużenie prowadziła 46:26. Raczej nie istniały przesłanki mówiące o pozytywnym finiszu dla faworytek publiczności.

W trzeciej "ćwiartce" ofensywne poczynania gości wciąż robiły wrażenie. Przede wszystkim charakteryzowały się dużą wszechstronnością, więc rzut mógł paść praktycznie z każdego miejsca. To utrudniało obronę mistrzyniom Polski, będącym non stop dwa kroki za rywalem. W pewnym momencie dystans dzielący obie ekipy wyniósł 30 "oczek". Stąd podopieczne Natalii Hejkovej sprawiały wrażenie zupełnie rozluźnionych. Wykorzystywały niemal każdą okazję do podwyższenia wyniku, potwierdzając ogromny potencjał jakim dysponują. A trener Jose Ignacio Hernandez ze złości mało nie eksplodował. Ostra reprymenda, którą udzielił nie pomogła znacząco. Ogólne tempo dyktował przedstawiciel naszych południowych sąsiadów, dlatego decydująca batalia była zaledwie formalnością.

W trakcie ostatnich 10 minut czołowy klub Euroligi przypieczętował sukces, choć troszkę obniżył loty. Wyróżnić należało głównie Hiszpankę Palau. Środowego wieczoru rozdała aż 9 asyst, znacznie ułatwiając koleżankom umieszczanie piłki w obręczy. Jeśli team utrzyma tak wysoką formę ma szansę znów zaistnieć w najlepszej czwórce rozgrywek. Biała Gwiazda z kolei musi wyciągnąć wnioski i czekać aż wszystkie koszykarki wyzdrowieją. Wtedy prędzej zdoła zagrozić oponentom na międzynarodowej arenie. Podczas finiszu za pozytywny akcent wypadało uznać postawę Agnieszki Szott-Hejmej. Skrzydłowa ponownie nie zawiodła i przynajmniej podreperowała rezultat.

Wisła Can Pack Kraków - USK Praga 57:78 (14:25, 12:21, 9:17, 20:15)

Wisła Can Pack: Turner 16, Żurowska Cegielska 12, Szott Hejmej 10, Peters 8, Nicholls 5, Misiuk 4, Ziętara 2.

USK Praga: Dupree 16, Petrović 12, K. Elhotova 12, Hanusova 11, Burgrova 9, Palau 8, Vaughn 4, Xargay 2, Vyoralova 2, Ajduković 2.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×