Chamberlain Oguchi: Patrzę na największych tego sportu

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po kontuzji Chamberlaina Oguchiego nie ma już żadnego śladu. Nigeryjski strzelec wrócił na parkiet przed kilkoma tygodniami, regularnie dostarcza punktów i salutuje fanom w Hali Mistrzów po trafionych trójkach.

WP SportoweFakty: Okres świąteczno-noworoczny to wyjątkowy czas dla każdego człowieka.

Chamberlain Oguchi: Dla większości ludzi, tak. Ja jednak do tego tak nie podchodzę. Może to dziwne, ale nie celebruję Świąt Bożego Narodzenia. Szanuję te święta, ale tak naprawdę nie miałem prawdziwych świąt odkąd ukończyłem college. Gra w koszykówkę uniemożliwia świętowanie tego okresu. A nowy rok?

- Nowy rok to nowy rozdział w życiu każdego człowieka i zdarza mi się świętować ten czas. Nigdy jednak nie w jakiś szczególny sposób. Grałeś w wielu miejscach świata: Filipiny, Rosja, Francja, Wenezuela. Gdzie celebrowanie tego okresu zaskoczyło cię najbardziej?

- Tak naprawdę to... nigdzie. Wszystkie tego typu uroczystości związane ze świętami czy nowym rokiem są po prostu podobne, żeby nie powiedzieć takie same. Ludzie spotykają się, bawią się i imprezują. Poza tym, rzeczywiście grałem w wielu miejscach, ale niekoniecznie - tak jak w Rosji czy Filipinach - grałem tam w okresie świąteczno-noworocznym. Czyli nie było dla ciebie problemem to, że przez ostatnie dni, w trakcie świąt, trenowaliście tak, jakby były to "normalne" dni pracy?

- Absolutnie. To jest właśnie dla mnie norma. Kilka tygodni temu, po tym jak wróciłeś na parkiet w meczu z Polpharmą, zapytałem cię czy jesteś już w 100 procentach gotowy do gry. Odpowiedziałeś, że jeszcze nie. Jak jest dziś?

- Dzisiaj już wszystko jest w porządku. Fizycznie nie mam już żadnych zaległości, czuję się świeży. Nie mam też żadnych obaw mentalnych o to, czy kontuzja się nie powtórzy. Na parkiecie nie waham się, decyzje podejmuję normalnie, nie zastanawiam się, nie mam wątpliwości. Wszystko jest tak, jak było dawniej. Mam świadomość, że jeśli coś złego ma się zdarzyć, to i tak się zdarzy. Nie można uchronić się przed wszystkimi kontuzjami, więc jeśli można grać na normalnym, wysokim poziomie, to tak właśnie musi być.

Chamberlain Oguchi w meczu z Treflem Sopot rzucił 12 punktów
Chamberlain Oguchi w meczu z Treflem Sopot rzucił 12 punktów

Wiem, że jesteś człowiekiem wierzącym. A czy masz jakieś przesądy, rytuały, które mają uchronić cię od kontuzji, urazów itp.?

- Modlitwa jest moją obroną. Nie wierzę w żadne przesądy. Na co dzień, na treningach, meczach, kibice mogą dostrzec jednak zieloną opaskę na twoim nadgarstku. Co to jest?

- To opaska, która wyraża szacunek dla koszykówki w Nigerii oraz dla zespołu narodowego, w którym gram. Przypomina mi co osiągnąłem i co jest ważne. A co jest ważne w kontekście Anwilu Włocławek?

- Gdy podpisałem kontrakt z Anwilem powiedziałem w wywiadzie, że znam historię klubu i przyjechałem tutaj po to, aby drużyna wróciła do ścisłej czołówki po niesatysfakcjonującym sezonie. I trzymam się tego bardzo mocno. Wiem, że w zeszłym sezonie zespół wygrał ogółem tylko 10 meczów, a tymczasem my możemy ten wynik osiągnąć już w pierwszej części sezonu. Nic tylko się cieszyć. Każdy zespół ma słabszy moment w trakcie sezonu. Na to też zawodnicy, trenerzy oraz kibice muszą być przygotowani.

- Myślę, że możemy uniknąć gry falami i utrzymać mniej więcej taki poziom, na jakim gramy obecnie. Powiem więcej: sądzę, że jesteśmy w stanie jeszcze mocniej iść do przodu, rozwijać się i grać coraz lepiej. Jesteś drugim strzelcem zespołu, a twoja gra generalnie zadowala kibiców. A czy zadowala ciebie samego?

- Absolutnie nie. Jestem swoim największym krytykiem i bardzo rzadko oceniam swoje mecze jako pozytywne. Tak zostałem nauczony, że po każdym spotkaniu trzeba pomyśleć nad tym, co można było zrobić lepiej. Przykładowo - ostatni mecz w Hali Mistrzów. Miałem 17 punktów, ale nie trafiłem kilku rzutów, które normalnie powinny znaleźć się w koszu. Zawsze dążę do tego, aby być coraz lepszy. Ostatniego lata zdobyłem mistrzostwo Afryki, byłem najlepszym zawodnikiem turnieju, ale to już przeszłość. Zawsze chcę być lepszy, chcę grać coraz skuteczniej i w takich sytuacjach patrzę na największych tego sportu, czyli na Michaela Jordana, Kobe Bryanta, LeBrona Jamesa czy teraz Stephena Curry'ego. Patrzę na nich i widzę, że oni nigdy nie mają dość. Cały czas chcą iść do przodu. I ja też chcę podążać tą drogą.

[b]Rozmawiał Michał Fałkowski

{"id":"","title":""}

[/b]

Źródło artykułu:
Komentarze (0)