GKS namęczył się w Bydgoszczy. "Trudno się gra, mając już taką przewagę"
Zespół tyskiego GKS-u wyraźnie znajduje się na fali wznoszącej. Podopieczni Tomasza Jagiełki w sobotę odnieśli czwarte z rzędu zwycięstwo, ale tym razem kosztowało ich ono najwięcej nerwów. Prowadzili oni z Astorią już 25 punktami, a wygrali dwoma.
Mecz w Bydgoszczy zawodnicy z Tychów rozpoczęli książkowo. Pierwszą kwartę wygrali aż 33:10. Nie dość, że wpadało im niemal wszystko z ataku pozycyjnego, to do tego dokładali znakomitą obronę, z której mogli wyprowadzać skuteczne kontrataki. - W pierwszej kwarcie trochę zaskoczyliśmy drużynę Astorii. Poza tym wszystko, co rzuciliśmy, wpadało. Później na pewno zabrakło nam trochę dwóch podstawowych zawodników. Cieszę się jednak, że daliśmy radę wygrać na trudnym terenie - podsumował spotkanie najlepiej punktujący w tym meczu Tomasz Bzdyra.
Wspomnianymi przez niego nieobecnymi byli Piotr Hałas i Wojciech Barycz, czyli najlepszy strzelec i jeden z podstawowych podkoszowych tyskiej ekipy. Ich absencja spowodowała, że na pozycjach 1-2 oraz 4-5 trener GKS-u rotował trzema graczami. Znakomicie spisali się zwłaszcza podkoszowi - Tomasz Deja oraz właśnie Bzdyra, którzy łącznie zdobyli 35 punktów, czyli niemal połowę zdobyczy zespołu. - Jestem zadowolony, że wygraliśmy. Za tydzień, dwa nikt nie będzie pamiętał, że prowadziliśmy już ponad 20-oma punktami - zaznaczył Bzdyra, zdobywca 24 oczek dla GKS-u.
Za tydzień, w ramach ostatniej kolejki w pierwszej rundzie, podopieczni Tomasza Jagiełki podejmą Zetkamę Doral Nysę Kłodzko. Gracze beniaminka na wyjeździe w tym sezonie jeszcze nie wygrali, wobec czego przed GKS-em otwiera się wielka szansa, aby zmagania w pierwszej rundzie zakończyć pięcioma wygranymi z rzędu. I tym samym z bardzo dobrym bilansem, który w przypadku zwycięstwa wyniesie 10-5.