Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VIII
Treningi kosztowały Mourninga mnóstwo bólu i cierpienia, ale zawodnik dzielnie znosił to wszystko, gdyż z każdym dniem zbliżał się do upragnionego celu. Niejednokrotnie zmagał się z kryzysem, lecz za każdym razem chęć powrotu na parkiet brała górę nad przeciwnościami. Drobne postępy traktował niczym milowe kroki i starał się cały czas myśleć pozytywnie. Shuichi Take pilnował natomiast, żeby Alonzo ćwiczył według zaleceń doktora Geralda Appela i nie przedobrzył na wczesnym etapie sportowej rekonwalescencji.
Nie wszystkie osoby z otoczenia "Zo" były zwolennikami jego powrotu do ligi zawodowej. - Po co się tak żyłujesz? Przecież pieniędzy wystarczy ci już do końca życia - mówił Jeff, jego agent. - Upewnij się, że dożyjesz chwili, w której twoje dzieci dorosną - dodawał coach John Thompson. Wszyscy wokół wiedzieli, jakiego kalibru graczem Mourning był przed operacją i wiedzieli również, że nawet jeśli wróci na parkiety NBA, to już nie w roli pierwszoplanowej postaci, a zmiennika czy też zadaniowca. Bliscy koszykarza obawiali się również, że podczas meczów nowa nerka narażona będzie na silne uderzenia, i że nawet specjalny ochraniacz nie zabezpieczy jej w stu procentach.
Pierwsze tygodnie po operacji dla Mourninga oznaczały nie tylko walkę o odzyskanie formy fizycznej, ale i konieczność zaakceptowania nowej diety. - Najciężej było mi zrezygnować z zimnego piwa - opowiada Alonzo. - Lubiłem delektować się lodowatym Fosterem w puszce. Wciąż pamiętam ten smak. W Miami panuje wilgotny klimat, więc browarek z lodówki idealnie gasił pragnienie - dodaje. Dziś "Zo" nie tęskni już tak bardzo za złocistym trunkiem, głównie dzięki otaczającym go przyjaciołom, którzy podczas spotkań towarzyskich nigdy nie naciskali, żeby się z nimi napił. Rozumieli, że po transplantacji trzeba o siebie dbać w szczególny sposób.
- Chcę zbudować wokół mojej nerki pancerz - Alonzo pewnego dnia zagadnął swojego trenera personalnego. W tym celu Shuichi Take przygotował dla środkowego Nets specjalny zestaw ćwiczeń na mięśnie brzucha. "Zo" do sprawy podszedł naprawdę poważnie, w efekcie czego już na początku września 2004 roku czuł, że jego ciało wygląda niemal tak samo jak przed transplantacją. - Shuichi wylewał pot razem ze mną - wspomina. - Wykonywał dokładnie te same ćwiczenia. Pod koniec lata jednak udało mi się zostawić go w tyle i pracować jak na topowego sportowca przystało. Te osiem miesięcy było czymś niesamowitym - serią małych kroków, które całkowicie zmieniły moje ciało.
Kiedy Alonzo Mourning powiadomił włodarzy New Jersey Nets, że weźmie z drużyną udział w obozie przygotowawczym do sezonu 2004/05, niektórzy pomyśleli, że to bardzo dobry żart. Specjalistyczna waga jednak nie kłamała - "Zo" miał na "liczniku" niespełna 121 kilogramów, a w jego organizmie było zaledwie 6 procent tkanki tłuszczowej. Dzięki intensywnym ćwiczeniom koszykarz zamienił 16 kilogramów tłuszczu w 18 kilogramów mięśni, przez co jego rzeźba prezentowała się naprawdę imponująco. - Tak dobrze nie wyglądałem chyba podczas całej swojej dotychczasowej kariery - wspomina. - Lepiej się odżywiałem, nie piłem alkoholu i dużo odpoczywałem. Po ośmiu miesiącach od pierwszych zajęć z Shuichim zrozumiałem, że miał on rację mówiąc mi, iż to nie będzie zwykły powrót na parkiet, a coś więcej.
Koniec części ósmej. Kolejna już w najbliższy piątek.
Bibliografia: Miami Herald, Miami Today, Sports Illustrated, Alonzo Mourning i Dan Wetzel - Resilience: Faith, Focus, Triumph.
Poprzednie części:
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. I
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. II
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. III
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. IV
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. V
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VI
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VII
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.