Saso Filipovski: Wygraliśmy z presją

Ze zdobycia tytułu drużynowego mistrza Polski zadowolony był bardzo trener tego zespołu, Saso Filipovski. - Po trzecim meczu uwierzyliśmy, że możemy walczyć i wygrać ten pojedynek - komentuje.

Ewelina Bielawska
Ewelina Bielawska

Trener zielonogórskiego Stelmetu nie ukrywał swojej radości po wtorkowym zwycięstwie. Jak podkreślił, do szóstego spotkania starał się wraz z drużyną podchodzić z rezerwą. - Świadomość okazji przed takim meczem rodzi presję. Ale wielu z nas grało już w finale. Tak samo ja, coś już wygrałem i coś przegrałem. Czułem tę presję, a z drugiej strony walczyłem z nią. Starałem się jak najlepiej przygotować do tego meczu. Uspokajałem samego siebie, żeby przyjść na  to spotkanie i działać z nastawieniem "krok po kroku". Tak samo zawodnicy. Oni też bardzo dobrze się przygotowali. Bardzo ważna była koncentracja na każdym elemencie koszykówki - w obronie, w ataku, zagrywki. Byliśmy bardzo dobrze zmotywowani i myślę, że wygraliśmy z tą presją - podkreślał.

Pierwsze spotkania finałowe zakończyły się wygraną ekipy PGE Turowa Zgorzelec. Czy w wyniku rezultatu 0:2 Filipovski widział u swoich zawodników rezygnację bądź zwątpienie? - Po pierwszym meczu powiedziałem moim zawodnikom, że graliśmy jedynie na 60 procent swoich możliwości. W drugim widzieliśmy, że mogliśmy wygrać. W trzecim zaś spotkaniu, u siebie, daliśmy z siebie wszystko i wygraliśmy ten pojedynek. To zwycięstwo dało nam trochę wiary. Uwierzyliśmy, że możemy walczyć i wygrać. Po czwartym meczu, czyli drugiej wygranej zyskaliśmy pewność siebie. Ciężko było przejść z rezultatu 0:2 do 4:2. Turów ma w swoim składzie także dobrych zawodników, którzy dużo wygrali.

Saso Filipovski przyznał, że jest bardzo zadowolony z pobytu w Polsce i współpracy ze Stelmetem Zielona Góra. - Cieszę się, że miałem okazję grać w takim finale. Jestem zadowolony, że jestem znowu w Polsce. W polskiej koszykówce każdy może wygrać z każdym, sporo było tych niespodzianek. Tu robi się krok do przodu, więc jestem szczęśliwy, że osiągnęliśmy taki sukces - mówił.

Eksperci wypowiadali się przed finałami, że to ekipa z Turowa Zgorzelec jest zdecydowanym faworytem. Tymczasem Stelmet Zielona Góra zaskoczył, pokonując zgorzelczan i zdobywając tytuł najlepszej drużyny. - Uczę zarówno swoich zawodników jak i samego siebie, że trzeba respektować przeciwników. Nie mam pretensji do tych ludzi, którzy tak to oceniali. Każdy ma do tego prawo i swój sposób myślenia. Mnie interesuje co myśli mój zespół, moi asystenci i klub. To jest najważniejsze. My wierzyliśmy i dlatego mieliśmy okazję też to wygrać.

Szkoleniowiec w dalszym ciągu nie chciał oceniać oraz podsumować gry każdego z zawodników swojej drużyny. Jak podkreślał, najważniejszy był cały zespół i współpraca. - Mieliśmy tak zespołowy system gry, że każdy mógł dobrze zagrać. Mieliśmy zawodnika, który miał swój dzień. Wiadomo, że zaufałem bardziej w jednych graczy, trochę mniej w drugich. Zespół jednak był najważniejszy. To drużyna wygrywa - podkreślił.

Jak się okazuje, Łukasz Koszarek podszedł do ostatniego meczu finałowego z kontuzją stopy. - To bardzo ważny człowiek w tym zespole. Grał po zastrzykach przeciwbólowych, walcząc dzielnie i dając z siebie wszystko.

Filipovski wyjaśnił także, że na obecną chwilę nie wiadomo jak będzie wyglądał mistrzowski zespół w najbliższym sezonie. - Zobaczymy. Trochę odpoczniemy i zaczniemy myśleć o przyszłości i o tym co dalej. W tym momencie nikt nie wie jaka będzie przyszłość. Ja swojej też nie znam. Mam ważny kontrakt, także zobaczymy - zakończył.

Być może znów usłyszymy hymn Euroligi w Zielonej Górze - rozmowa z Januszem Jasińskim, właścicielem Stelmetu

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×