Miodrag Rajković: Trudniej jest coś obronić, niż wygrać po raz pierwszy

Rok temu Miodrag Rajković był na ustach wszystkich komentatorów jako największy wygrany. Kilka dni temu Serb musiał jednak uznać wyższość Saso Filipovskiego i sezon 2014/2015 zakończył jako pokonany.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski
- Stelmet był wielki w tym sezonie i to trzeba głośno powiedzieć. My w trakcie rozgrywek zgubiliśmy gdzieś nasz rytm. Zgubiliśmy też pomysł jak zakończyć tę serię, natomiast Stelmet rozkręcał się z meczu na mecz i zasłużenie będzie reprezentował polską koszykówkę na najwyższym poziomie w Europie w przyszłym sezonie - powiedział Miodrag Rajković tuż po tym, jak jego PGE Turów Zgorzelec przegrał finałową rywalizację ze Stelmetem Zielona Góra.
Kilka chwil po ostatniej syrenie, Serb pogratulował temu, który go pokonał, czyli Saso Filipovskiemu. Trener PGE Turowa musiał uznać wyższość rywala i to, że Słoweniec przechytrzył go pod względem taktycznym w tej serii. Różne uczucia i myśli kłębiły się więc w głowie Rajkovicia: szacunek dla przeciwnika, sportowa złość z powodu wicemistrzostwa oraz duma ze względu na cały sezon.

- Z jednej strony nie jestem oczywiście szczęśliwy z powodu tego, w jaki sposób zakończyliśmy sezon. Każdy wolałby być teraz mistrzem, niż wicemistrzem. Jednocześnie jednak jestem bardzo dumny z moich chłopaków za cały ten wysiłek, jaki włożyli w cały sezon. Spodziewałem się, że po dwóch meczach będziemy prowadzić 2:0, ale po dwóch kolejnych Stelmet wyrówna stawkę. Oczekiwałem, że kluczowe spotkania mogą zacząć się później, niestety nie spodziewałem się, że przegramy piąte starcie - komentował Rajković przebieg finału.

W ciągu trzech lat pracy w PGE Turowie, Serb zdobył trzeci medal: do srebra wywalczonego przed dwoma laty i złota zdobytego przed rokiem dołożył kolejne srebro. Jak sam przyznaje, rozgrywki zakończone przed trzema dniami były dla niego najtrudniejszymi w ciągu całej kariery w Polsce.

- To był mój trzeci sezon tutaj i z wielu powodów najtrudniejszy, najbardziej wymagający. Musieliśmy godzić grę w Polsce z reprezentowaniem TBL w Eurolidze, musieliśmy dźwigać presję obrońcy trofeum. A jak wiadomo, trudniej jest coś obronić, niż wygrać po raz pierwszy. Niemniej, chcę powiedzieć, że nie ma we mnie smutku. Dwa lata temu Stelmet zdobył mistrzostwo, rok temu my byliśmy najlepsi, teraz znowu Stelmet, kto wie co będzie w kolejnym sezonie. Miarą naszych sukcesów są nasze porażki - powiedział trener, który jednak nie byłby sobą, gdyby nie skomentował pewnego "tła" rozgrywek 2014/2015. Tła, co oczywiste, widzianego własnymi oczyma, a niekoniecznie tła całkowicie obiektywnego.

- Stelmet był lepszy w tej serii, ale szkoda, że nagle wszyscy zapomnieli o tym, że nasi rywale mieli dużo wyższy budżet od naszego, a od początku sezonu mieli wsparcie całego środowiska koszykarskiego w Polsce. Nie chcę tutaj nic insynuować, staram się mądrze dobierać słowa, chodzi mi o to, że wokół Stelmetu od początku sezonu była taka bardzo pozytywna atmosfera, która towarzyszyła im cały sezon. Także dzięki temu oni nigdy nie przegrali w swojej hali. Wyobrażasz sobie więc na jakiej pewności siebie oni grali na swoim parkiecie, także w serii finałowej? Olbrzymiej... - opowiadał Rajković.

Na ten moment nie wiadomo, czy serbski szkoleniowiec pozostanie w PGE Turowie Zgorzelec na kolejny, czwarty już sezon. Sam zainteresowany z chęcią dalej prowadziłby ekipę wicemistrza Polski. - Na razie nie mogę mówić o żadnych konkretach, ale z chęcią zostałby dalej w w Polsce w tym miejscu, w którym jestem - zakończył coach.

Chris Wright: Złoto przegraliśmy w meczu nr 5

Czy PGE Turów powinien zatrzymać Miodraga Rajkovicia?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×