Przemysław Zamojski: Każdy zawodnik daje coś pozytywnego
PGE Turów Zgorzelec nadspodziewanie wysoko przegrał czwarty mecz finałowy ze Stelmetem Zielona Góra. Zgorzelczanie w Winnym Grodzie wywalczyli tylko 53 punkty, przy 67 oczkach biało-zielonych.
Dawid Borek
Dla podopiecznych Saso Filipovskiego była to druga wygrana w finałowej serii. - Chcieliśmy wyjść na mecz mocno agresywnie i potwierdzić, że jesteśmy w stanie z nimi rywalizować, obronić nasz parkiet i to nam się udało. Cieszymy się, że doprowadziliśmy do stanu 2:2. Tam, kolejny raz, będziemy walczyć z całych sił - podsumował Przemysław Zamojski.
Teraz rywalizacja wraca do Zgorzelca, gdzie w niedzielę odbędzie się piąty mecz finałowej serii. Zielonogórzanie w domowej hali PGE Turowa nie stoją na straconej pozycji, co potwierdziły ostatnie spotkania w przygranicznym mieście. - Te dwa pierwsze mecze w Zgorzelcu potoczyły się tak, że zwycięzcą mógł być gospodarz, ale mógłby być też gość. Akcje toczyły się do ostatnich sekund i przegraliśmy te spotkania. Teraz nie ma już co tego rozpamiętywać - zakończył Zamojski.