Jeziorowcy wygrają jeszcze jakiś mecz?
Do momentu odejścia Dominique'a Johnsona tarnobrzeżanie zaskakiwali i dzielnie walczyli z rywalami. Od kilku tygodni równie dużą przeszkodą jest jednak pokonywanie własnych słabości.
Po wstydliwych porażkach z beniaminkiem ze Szczecina i sopockim Treflem w zespole z Tarnobrzega nastąpił co prawda pewien przełom, ale w żaden sposób nie przełożyło się to na wyniki. Dobre spotkania ze Stelmetem i Energą Czarni Słupsk pokazały, że zawodnikom nie brakuje ambicji i zaangażowania, a dwójka Amerykanów przypomniała sobie, że nie jest jeszcze na wakacjach. Wygranych jak nie było, tak jednak dalej nie ma. Sześć porażek z rzędu sprawiło, że z sytuacji w której Jezioro Tarnobrzeg miało realne szanse na wyprzedzenie dwóch lub trzech drużyn zostały jedynie wspomnienia. Ekipa Zbigniewa Pyszniaka zajmuje ostatnie miejsce w TBL.
Gołym okiem widać, że w szeregach Jeziorowców nie ma typowego strzelca. Opiekun koszykarzy z Tarnobrzega liczył, że nowy lider z czasem się wykreuje. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Keion Bell okazał się niewypałem, inni gracze starają się jak mogą, a jedynym plusem całej sytuacji jest spora liczba minut dla młodych zawodników.
Do końca sezonu Jezioro ma jeszcze cztery mecze: z Anwilem, Polfarmexem, Polskim Cukrem i Rosą. Wydaje się, że właśnie najbliższe starcie z rozbitymi i pogrążonymi w kryzysie włocławianami będzie najlepszą szansą do wygrania spotkania jeszcze w tym sezonie. Czy niezła postawa w spotkaniach z faworyzowanym Stelmetem i Energą Czarnymi wreszcie da efekt w postaci przełamania?
- Mieliśmy parę głupich strat, gdy doszliśmy rywala na pięć oczek. Potem podaliśmy im piłkę w ręce i znów nam odjechali. Mecz był w zasadzie dość wyrównany, mogliśmy powalczyć o to zwycięstwo jeszcze przed świętami - nie kryje rozczarowania Jakub Patoka.
- Mamy jeszcze parę meczów i na pewno będziemy walczyć o wygrane, zwłaszcza na własnym parkiecie. W ostatnich meczach wyszło, jak wyszło. Mam nadzieję, że uda się nam zwyciężyć - dodaje 21-letni zawodnik.