Koniec marzeń mistrzyń. Wisła Can Pack poza Euroligą

Zawodniczki Wisły Can Pack Kraków przez 25 minut były równorzędnym partnerem dla europejskiego potentata, jednak potem nie zdołały dotrzymać mu kroku. Ostatecznie przegrały i odpadły z Euroligi.

Adam Popek
Adam Popek
To spotkanie nie przypominało tego grudniowego, rozegranego w krakowskiej hali Arena. Biała Gwiazda wyszła na parkiet pełna entuzjazmu i bez żadnego strachu dla wciąż aktualnego mistrza Euroligi. Dzięki temu rywalki nie odskoczyły, a wręcz przeciwnie. Widać było, że mają problemy ze sforsowaniem polskiej defensywy. Turecki potentat nie mógł, więc czuć się bezkarnie. U wiślaczek sporo pożytecznej roboty wykonywały Courtney Vandersloot oraz Jantel Lavender. Amerykanki od początku wiodły prym pod względem aktywności.
Co ciekawe, prawie przez cztery minuty kwarty żadna zawodniczka nie umieściła piłki w obręczy. Ten fakt najlepiej pokazuje, że ciężko przychodziło znalezienie wolnej przestrzeni i wykańczanie akcji.

Następną odsłonę przyjezdne rozpoczęły od "trójki" Cristiny Ouvina, która kolejny raz udowodniła, że dobrze czuje się również w roli zmienniczki. Za moment tym samym wyczynem odpowiedziała mocno pobudzona Jelena Dubljevic, aczkolwiek podopieczne Stefana Svitka starały się konsekwentnie realizować założenia i nie podłamywać drobnymi niepowodzeniami. Wkrótce swoją szybkość wykorzystała Allie Quigley, wieńcząc kontratak. Wówczas wynik brzmiał 17:20. Różnica stosunkowo nieduża, jednak trzeba przyznać, iż ekipa gości posiadała inicjatywę. Poszczególne zagrania charakteryzowały się większym zdecydowaniem. Stąd zdołała obronić minimalną zaliczkę przed drugą połową, dając kibicom realne powody, by wierzyć, że wyjazd nad Bosfor zakończy się powodzeniem.

Problemy przyszły w trzeciej "ćwiartce". Faworytki publiczności uzyskały pięć "oczek" z rzędu, chcąc zarazem zademonstrować siłę. Słowacki szkoleniowiec małopolskiego zespołu przytomnie poprosił o przerwę, nie chcąc dopuścić do poważniejszych strat. Reprymenda przyniosła chwilowy efekt. Koszykarki zareagowały w mgnieniu oka wyrównując za sprawą Gintare Petronyte. Niemniej wśród miejscowych szalały podkoszowe, Sancho Lyttle i Nevriye Yilmaz. Obie pełniły rolę prawdziwej podpory teamu. Właśnie one, a także wspominana Dubljević zgotowały najgorszy koszmar złotemu medaliście TBLK.

Zanim nastała decydująca batalia Galatasaray nagle włączyło wyższy bieg, zupełnie zaskakując wszystkich. W ten sposób osiągnęło największy dystans nad oponentem i zrobiło kolosalny krok do triumfu. Szanse Wisły zaś diametralnie zmalały. Zostało mało czasu na odwrócenie losów rywalizacji. Dodatkowo przeciwnik poczuł wiatr w żagle i nie zamierzał spowalniać.

Seria punktowa 13-0 jaką zanotował w ostatniej partii okazała się gwoździem do trumny polskiego czempiona. Wtedy legły nawet skrajne nadzieje na triumf drużyny spod Wawelu. Nic więcej nie zdziałała i musiała pożegnać rozgrywki europejskie. W fazie play off już nie wystąpi.

Galatasaray Stambuł - Wisła Can Pack Kraków 63:45 (10:10, 17:18, 21:10, 15:7)

Galatasaray: Lyttle 15, Dubljević 14, Martinez 14, Yilmaz 8, Casas 8, Kimyacioglu 2, Gunay 2.

Wisła Can Pack: Lavender 13, Quigley 10, Vandersloot 8, Petronyte 8, Ouvina 6.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×