Trwa fatalna seria Jeziora. "Znowu przegrywamy w końcówce"
Najpierw Stelmet, następnie Energa Czarni, a w sobotę Anwil. Jezioro Tarnobrzeg przegrało trzeci mecz z rzędu w samej końcówce. Łącznie w tych trzech meczach Jezioro uległo różnicą 10 punktów.
Koszykarze Anwilu byli zgodni po meczu - wygrali, gdyż w trzech na cztery kwarty uniemożliwili gościom przekroczyć barierę 20 punktów zdobytych w każdej z odsłon. Z tezą tą zgodził się także szkoleniowiec Jeziora.
- Myślę, że o losach spotkania zadecydowała także początkowa faza meczu. W pierwszej kwarcie nie potrafiliśmy rzucić punktu przez sześć minut i ogółem, mieliśmy bardzo słabą skuteczność w ataku przez długie minuty pojedynku - stwierdził Pyszniak.
Można dywagować jaki wpływ na wynik meczu, a także na wyniki poprzednich starć ma fakt, iż trener Pyszniak może rotować właściwie tylko siódemką graczy. We Włocławku właśnie taka ilość zawodników pojawiła się na parkiecie, ale jeden z nich - Jakub Patoka - nie zdobył nawet żadnego punktu.
- My nie mamy zbyt długiej ławki, ale włocławianie też nie. Jechaliśmy tutaj powalczyć, jechaliśmy tutaj wygrać mecz, bo przecież wszyscy wiemy i widzimy, że Anwil nie jest w dobrej formie i to nie jest ten Anwil, co kiedyś. Z drugiej strony, drużyna wygrywa mecze w trudnych okolicznościach i to się zawsze bardzo liczy. My staraliśmy się to wszystko wykorzystać i wierzyłem w moich chłopaków nawet wtedy, jak przegrywaliśmy już 17-oma punktami. Szkoda, że nie zakończyliśmy tego meczu zwycięstwem - zakończył trener Jeziora.