Nie ma we mnie strachu - wywiad z Jarosławem Krysiewiczem, trenerem Polfarmexu Kutno
- Pan powie, że to szczęście, a ja mogę odpowiedzieć, że ciężka praca przy selekcjonowaniu graczy.
Dlatego powiedziałem "też". Udało wam się zatrzymać również niemalże wszystkich Polaków...
- To też efekt naszej pracy, choć trochę innego rodzaju. Polacy, którzy grali u nas wcześniej wiedzieli jak wygląda klub od środka, poznali organizację, klimat zespołu, wiedzieli, że nie ma żadnych problemów finansowych, dlatego chętnie przedłużali umowy.
Nie udało się jednak zatrzymać Huberta Mazura, choć pan chciał by nadal grał w zespole.
- Tak, chciałem. Niestety, prywatne problemy Huberta sprawiły, że musieliśmy się rozstać.
Ubyło jeszcze kilku innych graczy...
- W większości przypadków uznaliśmy, że chcemy kogoś innego, co wynikało przenosin z parkietów 1. ligi do ekstraklasy. Jednak był drugi koszykarz, którego nadal widzieliśmy w zespole. Chodzi mi oczywiście o Dawida Bręka. W jego przypadku o wszystkim zadecydowała kontuzja. Gdybyśmy nadal grali w 1. lidze, to podejrzewam, że czekalibyśmy do połowy września na powrót Dawida do formy i byłby nadal z nami. Ale my będziemy grali w TBL i to już zmienia postać rzeczy. Nie mogliśmy ryzykować. Rozmawiałem z Dawidem i to nie była łatwa rozmowa. Było dużo emocji, ale powiedziałem mu by poszedł do Sokoła Łańcut, wrócił do formy i za rok wrócił do nas. Myślę, że koncept z dwoma polskimi playmakerami, Grzegorzem Grochowskim i Dawidem Brękiem, to nie jest zły pomysł w dalszej perspektywie.
Wracając do tematu budowy zespołu, i mówiąc tak pół-żartem, pół-serio, opowiada pan o Polfarmexie jakby to była kraina mlekiem i miodem płynąca.
- Być może tak to zabrzmiało, ale oczywiście mamy swoje problemy. Każdy klub je ma. Niemniej staramy się je rozwiązywać na bieżąco i jakoś, lepiej lub gorzej, szybciej lub wolniej, ale jednak radzimy sobie z nimi.
Jak przebiega remont hali?
- Byłem ostatnio w hali. Prace remontowe dobiegają powoli do końca. Nowe lampy pod sufitem, nowy parkiet, nowe trybuny za koszami - w hali dzieje się sporo i wszystko zaczyna wyglądać bardzo ciekawie. Oczywiście, ze względu na trwające prace wykończeniowe nie będziemy mogli trenować w naszej hali przez kilkanaście dni, dlatego przed sezonem wyjedziemy na dwa obozy.
Gracie w hali, która jest własnością szkoły podstawowej. Jak poradzicie sobie z treningami porannymi?
- Tak jak dotychczas. Nie było z tym większego problemu, wszak dyrekcja szkoły zawsze szła nam na rękę. Gdyby jednak coś się zmieniło, w Kutnie są inne sale, więc nie widzę problemu.
Rozumiem, że nawet początkowy brak licencji dla Polfarmexu nie zachwiał pana optymizmem?
- Oczywiście, że nie. Byliśmy na to przygotowani. Wiedzieliśmy, że formalne przekształcenie stowarzyszenia w sportową spółkę akcyjną musi potrwać. Liga też o wszystkim wiedziała. Zdawaliśmy sobie sprawę, że możemy nie wyrobić się w czasie, ale licencję dostaniemy. I tak też się stało. Nie było żadnej paniki, świadomość naszej sytuacji mieli również zawodnicy. Było spokojnie. Bo w Kutnie tak naprawdę zawsze, od lat pracujemy bardzo spokojnie. I to daje efekty.