Najlepsze cytaty sezonu 2013/2014 TBL!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Kilka miesięcy gry to również kilka miesięcy wypowiedzi prezesów, trenerów i zawodników. Dla was wybraliśmy kilkadziesiąt najciekawszych cytatów łącząc je w 13 grup.

Mihailo Uvalin i Piotr Szczotka rozmawiają o prowokowaniu, Craig Brackins mówi od własnej dumie

- Chciałem też powiedzieć, że jestem zmęczony ludźmi, którzy prowokują na boisku. Jestem w polskiej lidze trzeci rok i bardzo proszę, aby wszyscy pomyśleli o tym, że boisko to nie ring, a tego typu zachowania trzeba eliminować - powiedział po porażce swojego zespołu w Gdyni (72:80) serbski trener Stelmetu Zielona Góra. Uvalin odniósł się do sytuacji z trzeciej kwarty, kiedy to Christian Eyenga został ukarany przewinieniem niesportowym. Kongijczyk uderzył łokciem Piotra Szczotkę.

Na reakcję drugiej strony nie trzeba było długo czekać. Głos zabrał sam "winowajca". - Proponowałbym przyjrzeć się tej sytuacji i zobaczyć kto grał nieczysto i kto "wyłapał" przez to w głowę w tym meczu. Niech trener Uvalin zobaczy na swoją drużynę i przyjrzy się jakich on ma zawodników, a nie szuka w drużynie przeciwnej winnych - oceniał kapitan Asseco Gdynia.

Obaj panowie spotkali się później w ćwierćfinale, ale na szczęście obyło się bez tego typu uwag. Wówczas celnym stwierdzeniem popisał się natomiast Brackins, który stoczył fantastyczny pojedynek na "umieszczanie się na plakacie" z centrem Asseco, Ovidijusem Galdikasem.

- Tak, to przez niego! Chciałem mu pokazać, że nie jestem od niego gorszy. Tak mocno mnie wkurzył, że musiałem nad nim zadunkować. To było jak wyzwanie, które musiałem zrealizować. No i w sumie udało się to zrobić. Powiem ci, ze dawno mnie tak nikt nie wkurzył. Jego blok był naprawdę imponujący, ale mój wsad chyba nie był gorszy? - radował się Amerykanin.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Dusan Katnić przewiduje swoją przyszłość. Całości obrazu dopełnia Jordan Callahan

- Nie wiemy co będzie w sezonie. Być może moja forma wystrzeli i wszyscy będą zadowoleni, a być może nie i wtedy będzie problem. Ja wiem jedno - nie chcę znów siedzieć na ławce przez większość meczów, więc jeśli będzie ze mną jakikolwiek problem i trener ze względu na moją słabą grę będzie, słusznie, sadzał mnie na ławce, to wówczas może lepiej będzie bym odszedł, a na moje miejsce przyszedł zawodnik, z którego wszyscy będą zadowoleni? - powiedział Serb w wywiadzie jeszcze przed sezonem i tym samym "wykrakał" swoją przyszłość.

W Anwilu zastąpił go Amerykanin, który przyszedł z Kotwicy Kołobrzeg. Już w pierwszej rozmowie wypalił: - Katnić? To ten obrońca, który grał w Anwilu przede mną? Przyznam szczerze, nie pamiętam go - dopełnił całości Callahan.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Janusz Jasiński mówi o wszystkim, tak i o swoim zespole, jak i o rywalach

- Chciałbym, żeby koszykówka została sportem dla ludzi inteligentnych i potrafiących się fajnie bawić. To, co stało się w Zgorzelcu, to jest zły symptom. Wiemy, że to są derby, ale niech to będzie walka na boisku, a nie poza parkietem. W takich sytuacjach trzeba unikać jakiejkolwiek przemocy. Szkoda, że wydarzyło się to na koszykówce, ale szkoda też, że wiele innych rzeczy ostatnio wydarza się wokół PGE Turowa Zgorzelec... Może czasami trzeba odwrócić uwagę? - zastanawiał się właściciel Stelmetu po jednym z meczów zgorzelecko-zielonogórskich, dodając - Uważam jednak, że pewien kubeł zimnej wody by się przydał na to, co się dzieje ostatnio, bo to zmierza chyba w złym kierunku.

To jednak nie koniec wchodzenia w "cudze podwórko". - PGE Turów nie jest moim ulubionym klubem i to wiadomo od jakiegoś czasu. Trudno mi komentować ostatnie wydarzenia, bo nie jestem w tej sprawie obiektywny. Nic się nie dzieje bez powodu, w życiu nie ma przypadków. Kto wiatr sieje, ten zbiera burzę... - tłumaczył Jasiński po "aferze infuzyjnej" w Zgorzelcu.

Co ciekawe, prezes PGE Turowa, Waldemar Łuczak, nigdy nie wszedł w polemikę z rywalem zza miedzy, decydując się na bardzo wyważone wypowiedzi. Taka jak ta: - Nie chciałbym komentować wypowiedzi pana Jasińskiego na temat naszego klubu. Dlatego odpowiem krótko - nie ma obowiązku, by każdy lubił PGE Turów i ja od naszego finałowego przeciwnika nie mogę tego wymagać. (...) Uważam jednak, że miejsce na naszą rywalizację jest na boisku, a nie w mediach. I (...) tego będziemy się trzymać.

Właściciel Stelmetu (ale to już dla portalu konkurencji) zabrał również głos w sprawie problemów Anwilu Włocławek. I również spotkał się z kontrą. - Pan Jasiński ma manierę komentowania innych klubów, wypowiada się o wielu sprawach, o których czasem miewa niewielkie pojęcie. Przede wszystkim nikt we Włocławku nie płacze, że to "tylko dwa-trzy miliony". A oczywistym jest, że o takim sponsorze, jak ANWIL S.A. marzyłby każdy klub sportowy w tym kraju. Zostawmy "Pana Anwila" Włocławkowi i niech każdy oporządza swój ogródek najlepiej jak umie - stwierdził Arkadiusz Lewandowski, prezes klubu z Włocławka.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Milija Bogicević i Gasper Okorn w dyskusji  o koszykówce, piłce nożnej i prowokacjach

- Coś takiego się stało, że zawodnicy stracili szacunek jeden do drugiego. Czy naprawdę w każdej akcji musiało to wyglądać tak, że rywal wystawiał nogę? - pytał retorycznie trener Anwilu po porażce w Koszalinie (66:70), dodając - Z tego co wiem, w koszykówce nie wolno bronić wystawionymi nogami, to nie piłka nożna. Nie robi się takich rzeczy i koszykarze powinni o tym wiedzieć. Bo jeśli dzisiaj jeden zawodnik tak zrobi i narazi na kontuzję, to za chwili rywal może zrobić to samo jemu. Każda akcja, każdy kontakt to było uderzenie, to były wystawione nogi. To nie jest koszykówka. Ja nie umiem powiedzieć swoim zawodnikom, by ci faulowali tak, by zrobić krzywdę rywalowi.

Na grzmienie Serba bardzo konkretnie zareagował jednak opiekun AZS Koszalin. - Dla mnie to jest prowokacja i nie wiem czemu właściwie ma służyć? Chociaż nie, wiem. Pewnie po to, byście mieli o czym pisać, wy, dziennikarze (...) Ale jeśli ktoś uważa, że broniliśmy jak w piłce nożnej, to niech tak będzie. Dla mnie wszystko mówi wynik.

Anwil miał wielkie problemy z kontuzjami koszykarzy w sezonie. Były już opiekun klubu bardzo często odnosił się do tego elementu, a kwintesencją jego wypowiedzi była ta po meczu z Energą Czarnymi Słupsk (65:63), gdy stwierdził, że rywale już na wstępie prowadzili różnicą... 20 punktów dzięki szerszej rotacji.

- Moi chłopacy zostawiają serce, bo przecież taka Energa, to jak zaczyna mecz, to już na początku jest wynik 0:20. My wygraliśmy mecz dwoma punktami, a więc dla mnie - różnicą 22 oczek. A kadrowo jesteśmy teraz półką, nie obrażając, Polpharmy czy Siarki. Ja straciłem ostatnio zawodnika, drugiego zawodnika jeśli chodzi o eval, a mimo to nadal chcemy być w górnej szóstce i walczyć o medale, to ja się pytam siebie: czy ja jestem może jakiś mędrzec czy czarodziej? 

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Kontrowersje starcia PGE Turów - AZS i "zabicie koszykówki wg. Gaspera Okorna 

- Gratuluję mojemu zespołowi, gratuluję wysiłku moim koszykarzom, bo dla mnie, to my wygraliśmy dzisiejsze spotkanie - nie krył złości po meczu (102:97 dla gospodarzy) w Zgorzelcu trener koszalińskiego zespołu - Zabić coś jest bardzo łatwo i dzisiaj zabita została koszykówka. Ta piękna gra, sport, w którym wiele jest wzlotów i upadków, sport, w którym o zwycięstwie decydują rzuty w ostatnich sekundach. Dzisiaj koszykówka została zabita, a ja nauczyłem się dzisiaj jednego polskiego wyrazu. Jest nim "wstyd".

Co ciekawe, Słoweniec nie zakończył sezonu w Koszalinie. Kilka miesięcy po tamtym meczu podał się do dymisji. - To nie jest tak, że ja uciekam z Koszalina. Nie chcę, żeby ludzie w ten sposób to traktowali. Myślałem też nad tym, że może zostanę dłużej w klubie, ale doszedłem do wniosku, że się wypaliłem i pomysły też mi się już nieco skończyły na ten zespół. Czuję wielkie rozczarowanie - tłumaczył wówczas trener, który nie wiedział jak zmotywować swój zespół. Nie wiedział też jak dotrzeć do poszczególnych graczy, o czym mówił Oded Brandwein.

- Moja rola nie jest już tak duża, jak była wcześniej. Działacze oraz trenerzy zadecydowali o tym, żeby dokonać zmian i po tych przeobrażaniach moja rola jest znacznie mniejsza. (...) Przed tymi zmianami doskonale wiedziałem, czego trener ode mnie wymaga - teraz uwierz mi, że nie wiem. Wiem, że [trener] oczekuje ode mnie, żebym grał jak najlepiej, ale co za tym idzie, to nie mam pojęcia. Nie mam żadnej określonej roli w zespole - stwierdził Izraelczyk z polskim paszportem i także on, w efekcie, nie dokończył rozgrywek w Koszalinie.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Zakręceni Christian Eyenga i Marcus Ginyard...

- Spotkałem się z Deividasem Dulkysem podczas Czesko-Polskiego Meczu Gwiazd w Pardubicach, w Czechach. Rywalizowaliśmy wówczas w konkursie wsadów. To bardzo dobry, efektywny i efektowny zawodnik. Naprawdę nie ma go już w Anwilu? - pytał Kongijczyk dzień przed meczem z Anwilem Włocławek, czym wprawił w osłupienie także swoich kolegów z zespołu. Następnie tłumaczył się gęsto. - Właśnie wyjeżdżamy na halę, będziemy mieli za chwilkę pierwszy trening we Włocławku, potem może będzie jakaś analiza wideo. Myślę, że wtedy dowiedziałbym się o tym, że Dulkysa nie ma już we Włocławku.

Nie popisał się również Marcus Ginyard. Tuż przed jego transferem do Stelmetu, do zielonogórskiego klubu trafił Terrell Stoglin (obaj grali przez chwilę razem w Azovmashu), któremu skrzydłowy wróżył naprawdę wielką karierę. Nawet nie wiedział wówczas, że za moment jego rodaka nie będzie w Winnym Grodzie; będzie za to on.

- Stelmet dokonał wielkiego wzmocnienia. Terrell przyszedł do Azovmashu niedawno, z Francji, i momentalnie okazało się, że ma nieprzeciętny talent. Kibice w Stelmecie doskonale pamiętają Waltera Hodge'a, prawda? Moim zdaniem Stoglin będzie lepszy niż Hodge... - stwierdził Ginyard.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Najbardziej doświadczeni na parkiecie we Wrocławiu - Radosław Hyży i Robert Skibniewski - autorami najciekawszych tekstów

- Żałuję tego, że wzorem szachów nie można byłoby się umówić na remis, bo obie drużyny naprawdę zasłużyły na pełną pulę, ale ktoś ostatecznie musiał zgarnąć te dwa punkty - powiedział skrzydłowy po wygranej w Zgorzelcu (70:69)

Ciekawych porównań i sformułowań nie zabrakło także rozgrywającemu. - To wejście było naszą największą bolączką i na pewno musimy sobie obejrzeć tę pierwszą kwartę i wyjaśnić parę spraw. Nie wiem co się stało, może zabrakło troszeczkę sił? Może rozgrzewka była zbyt intensywna? Może ryba na obiad nie była wystarczającym dla nas posiłkiem? - śmiał się Skibniewski po wygranej w Starogardzie Gdańskim (98:93) oraz...

...smucił po porażce z Anwilem (60:78). - Nie wiem czy to jakiś natłok myśli spowodował, że kompletnie zagubiliśmy się już na samym początku. Mieliśmy plan na ten mecz, mieliśmy swoją strategię, ale niestety wyglądaliśmy jak dzieci we mgle. To boli, to przeraża, bo Anwil nie zagrał jakoś wybitnie. Raczej skorzystał z tego, że my byliśmy bardzo słabi.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Chwiejny Dragan Labović, czyli dobrze czy niedobrze w Koszalinie?

- Cieszę się z tego, że to właśnie w Koszalinie dano mi tę szansę powrotu do wielkiej koszykówki. Chcę podziękować działaczom za to, że mogę w ich zespole odbudowywać swoją karierę. Polska liga jest dobra dla mnie - mówił Labović 17. stycznia, a już 9. lutego zmienił swoje zdanie - Miałem problemy rodzinne i musiałem opuścić Koszalin, nie chce się rozwodzić na ten temat. Żałuję, że musiałem to zrobić, bo bardzo mi się podobało w Koszalinie, ale cóż, takie jest życie... I kilka dni później odnalazł się w jednym z zespołów tureckich.

Głos w sprawie zachowania Serba zabrał także prezes AZS Koszalin, Marcin Kozak- Zawodnik, jak i jego agent zachowali się bardzo nieprofesjonalnie. Gracz do nas przyszedł i opowiedział o bardzo poważnych problemach rodzinnych. Wykazaliśmy się zrozumieniem, wierząc w to, że wszystko jest prawdą. Nie chcę kwestionować tego, czy on miał jakieś problemy, czy ich nie miał, ale to nie był powód o rozwiązaniu kontraktu. Tym bardziej, że już w czwartek klub turecki zwrócił się z zapytaniem o list czystości tego zawodnika.

Szef AZS zabierał głos w tym sezonie bardzo często. Nie inaczej było w kontekście wspomnianego wcześniej meczu w Zgorzelcu. - Niech liga wskaże mecze, w których poderwanie się z ławki było karane przewinieniem technicznym. Tym bardziej, że nie miało ono żadnego wpływu na przebieg meczu. (...) Analogicznie odnosząc się do tego meczu - może należy nam odebrać brązowy medal z poprzedniego roku, gdzie wszyscy zawodnicy przed końcowym gwizdkiem również wybiegli na parkiet? (...) Są zainwestowane miliony złotych, godziny pracy, wyrzeczeń wielu ludzi. Panowie raz na tydzień, czy dwa razy w tygodniu, zajmują się koszykówką i robią to, co robią! Ktoś kto w końcu musi powiedzieć, bo tak nie może być! To nie jest zabawa, to nie jest liga amatorska! - grzmiał Kozak. Nie wskórał jednak nic...

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Prezes Zbigniew Pyszniak w bezpardonowy sposób - nie oszczędza ani zawodników, ani poprzedniego trenera

Tarnobrzeżanie wygrali w Starogardzie Gdańskim (81:71), ale włodarzowi Jeziora dwa punkty nie wystarczyły. - Po Kotwicy to ja mam już kaca tydzień czasu, bo tego nie można było przegrać! Nie wiem co się wtedy stało, no dać rzucić sobie 100 puntów? Gdyby wtedy wyszli z taką skutecznością, z takim zębem jak dziś, to plus 20 byłoby spokojnie. Powiedziałem im, że jak nie wygrają z Polpharmą, to po pieniądzach pojadę. (...) Walczyli, oddali serce, ale poziom taki, że jak ja bym wyszedł ze Szczubiałem na boisko, to może byłoby wolniej, ale pewniej - śmiał się Pyszniak.

Niemalże imiennie, dostało się też Amerykanom, których w trakcie całego sezonu było siedmiu w drużynie. - Nie wiem, co się dzieje z Amerykanami. Nie wiem, jak do nich trafić - czy samemu mam interweniować, czy zatrudnić trenera z charyzmą, który "za mordę by złapał" tych graczy. Może faktycznie brakuje takiego trenera?

I już całkowicie imiennie, dostało się również byłemu trenerowi Leszkowi Marcowi. - Trenera Marca przedstawiono mi jako fachowca, który zna się na koszykówce i ma wielką wiedzę. Z jednym mogę zgodzić - wiedzę ma, ale resztę... Nie można uczyć Amerykanów dwutaktu, zasad koszykówki. Oni przyjeżdżając do Polski, mają po 23, 24 lata i wszystko dobrze wiedzą. Jeśli się nie sprawdza, to po prostu mu dziękujemy i przyjeżdża następny. A my ćwiczyliśmy przez półtora miesiąca zasady koszykówki z Amerykanami.

W ślady swojego pracodawcy poszedł także trener Dariusz Szczubiał, zapytany w jednym z wywiadów o to czy "dużo zmienił w treningu i sposobie gry?" - Coś zmieniałem, na pewno. Nie było tego jednak dużo, bo by się pozabijali głowami - to odpowiedź sezonu, czy jednak były lepsze komentarze?

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

"Koty" czy też "kocury" z Radomia po awansie do półfinału

- To jest coś pięknego! Zaczęliśmy tę serię od dwóch porażek, przegrywaliśmy już 0-2, ale wyciągnęliśmy na 3-2 i to my jesteśmy kocurami! Co prawda w końcówce niedzielnego meczu było nerwowo, trochę na własne życzenie, ale ostatecznie to my byliśmy lepsi, my przeszliśmy do półfinału i to my jesteśmy koty! - nie krył emocji Jakub Dłoniak po zwycięstwie w piątym meczu (74:68) ćwierćfinału nad Anwilem Włocławek.

Rzucający Rosy Radom miał w tym sezonie również inne, ciekawe komentarze, które formułował w swoim niepodrabialnym stylu. Tak ja ten odnośnie zmiany klimatu ligi na zagraniczną. - Agent coś mi wspominał, ale nie będę "bił piany". Napomknął tylko, że coś się dzieje, ale nie "napinałem się" na to. Skupiłem się na Polsce, dostałem ofertę i ją przyjąłem.

Co ciekawe, Dłoniak powstrzymał "język za zębami" po meczu, gdy Marcin Kosiński puścił w eter następujące słowa: - Dłoniak? Kompletnie nie wiem o co mu chodziło, bo ja gościa nie znam. To był efekt wielu ostrych starć, do jakich doszło między obydwoma graczami w meczu Rosy z Polpharmą (63:64).

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Nerwowo w Starogardzie Gdańskim, w rolach głównych Cezary Trybański, Tomasz Jankowski i prezes Roman Olszewski 

- Nie ukrywam, że jest troszkę inaczej niż się spodziewałem. Myślałem, że coś ta organizacja i funkcjonowanie klubów się zmieniła na lepsze, ale aż tak wielkiej różnicy na plus nie ma. Bez dobrych wyników kadry będzie ciężko. W ogóle mam wrażenie, że ta koszykówka u nas umiera. Obecnie stała się sportem niszowym i niestety taka jest prawda - stwierdził były gracz Memphis Grizzlies, artykułując jednak właściwie to, o czym wszyscy wiedzą.

Potem jednak skomentował postawę trenera Jankowskiego z przegranego meczu z Treflem Sopot (57:90). - Trenujemy naprawdę ciężko, ale pierwszy raz w życiu spotykam się z taką sytuacją, że trener zostawił nas w szatni i kazał sobie radzić samemu - dziwił się Polpharmy Starogard Gdański. Cóż, mało lat grał w Polsce...

Mocnego wywiadu udzielił również ten, który ostatecznie zadecydował o oddaniu Trybańskiego do AZS Koszalin ze względu na niesatysfakcjonującą formę, a więc prezes Olszewski. Oto wyjątki, z którymi ciężko się jednak spierać: - Słyszałem, że kibice mają do mnie pretensje, ale ja nie wyjdę na parkiet i nie będę grał za zawodników. - Rozumiem, że kibice są zniesmaczeni, ale pretensje proszę kierować do zawodników, a nie zarządu, czy sponsorów! - Jestem sportowcem i będę walczył do samego końca. Nie poddam się! Jeśli ktoś miałby mnie zwolnić to na pewno nie kibice, a rada nadzorcza.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Marcin Stefański o Marcinie Stefańskim, a Sarunas Vasiliauskas o Bogu...

- Kompletnie się z tym nie zgadzam. Nie jestem żadnym boiskowym brutalem, czy chamem. Na pewno sędziowie zwracają uwagę częściej na mnie niż na innych zawodników. Tak jak wcześniej już to mówiłem, nie chcę nikomu zrobić krzywdy. Myślę, że grać agresywnie to nie znaczy jednocześnie, że grać nieczysto. (...) Jeśli ktoś gra na 120 procent swoich możliwości to nie oznacza, że ktoś gra nieczysto. Nie trzeba od razu płakać - padło w jednym z wywiadów ze skrzydłowym Trefla Sopot. Czy ktoś w to wierzy?

Wiara na pewno była elementem fundamentalnym dla Trefla Sopot w tym sezonie. Gdyby nie ona, według litewskiego rozgrywającego, nie byłoby półfinału, a w konsekwencji - trzeciego miejsca i brązowych medali.

- Nigdy nie byłem świadkiem czegoś podobnego, żeby w pięć minut odrobić tyle strat. Wydawało się, że jest to niemożliwe do zrobienia. Cieszymy się, że Bóg był po naszej stronie i awansowaliśmy do półfinału. Dostaliśmy takiej dodatkowej energii, która dała nam tę promocję - zauważył Vasiliauskas po kapitalnym pościgu Trefla w piątym meczu ćwierćfinałowym z Energą Czarnymi Słupsk (75:74).

Błyskotliwym porównaniem błysnął również trener Darius Maskoliunas, po zwycięskim spotkaniu nad Anwilem Włocławek (77:70). - Zaczęliśmy mecz nerwowo, potem złapaliśmy rytm i następna pauza. Byliśmy jak Morze Bałtyckie, raz w górę, raz w dół. Nie można tak grać przeciwko dobremu zespołowi - uznał Litwin.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Za dużo bogactwa komentarzy w finale...

- (...) Prowadzeni są przez Koszarka, który ma znakomity sezon. Według mnie - jest najlepszym rozgrywającym, jaki kiedykolwiek grał w PLK. Nie boję się tego absolutnie powiedzieć - powiedział późniejszy MVP finałów, Filip Dylewicz.

Gdy MVP jeszcze nie został, Craig Brackins mówił o duchu Stelmetu i rzeczywiście miał rację. Zielonogórzanie, skazywani na pożarcie w meczu numer pięć, wygrali to spotkanie (81:75) i przedłużyli serię. - To nie jest jeszcze koniec, bo duch walki Stelmetu jeszcze nie umarł! Uczucia są różne, ale na pewno niczego się nie boimy - zapowiadał Amerykanin.

Po kilku dniach musiał uznać jednak wyższość rywali. - Nikt już nam nie powie, że jesteśmy "wiecznie drudzy". Nikt już nie użyje takiego określenia w stosunku do mnie, czy moich kolegów - cieszył się Michał Chyliński, a rozentuzjazmowany Tony Taylor dodawał - Podpisałem kontrakt do końca czerwca 2015 roku, więc o co ja będę grał w kolejnym sezonie, skoro już teraz wywalczyłem z chłopakami złoto? A, już wiem! Przecież będziemy grali w Eurolidze!

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu:
Komentarze (0)