NBA: Niesamowita końcówka meczu w Rose Garden

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Prawdziwe emocje w hali Portland Trail Blazers rozpoczęły się kiedy do końca dogrywki pozostało 1,9 sekundy. Dwukrotnie do szaleństwa miejscowych kibiców doprowadzał Brandon Roy, który najpierw trafił z półdystansu a równo z końcową syreną oddał celny rzut z ponad 9 metrów! Była to pierwsza wygrana Smug nad Rakietami od grudnia 2006 roku. W drugim meczu czwartkowej nocy Orlando Magic uporało się z Philadelphią 76ers.

Portland Trail Blazers przystępowali do spotkania z Houston Rockets po pięciu kolejnych porażkach z drużyną z Teksasu. Od samego początku obie ekipy nie potrafiły odskoczyć na bezpieczną odległość, co zapowiadało emocje do samego końca. Wśród gospodarzy bardzo dobre zawody rozgrywał LaMarcus Aldridge, zdobywca 27 punktów i 9 zbiórek. Pierwszą poważną przewagę wypracowali sobie gospodarze, kiedy to po trafieniach Rudy’ego Fernandeza zrobiło się 81:71. Szybko jednak odpowiedział Tracy McGrady, który 24 ze swoich 30 punktów uzbierał w drugiej połowie spotkania. O wszystkim więc miała zadecydować dogrywka a w niej pierwsze skrzypce grał Brandon Roy. Najpierw po jego rzucie zrobiło się 98:96, lecz miejscową publikę uciszył po chwili Yao Ming. Chiński gigant zdobył dwa punkty i wykorzystał dodatkowy rzut wolny. Kiedy do końca regulaminowego czasu gry pozostało 0,8 sekundy, Smugi mogły jedynie szukać swojej szansy w rzucie równo z końcową syreną. Tego zadania podjął się Roy, który z ponad 9 metrów nie pomylił się i został bohaterem pojedynku!

Przed starciem Orladno Magic z Philadelphią 76ers ostrzono sobie zęby na pojedynek Dwighta Howarda i Eltona Branda. Tymczasem obaj podkoszowi liderzy swoich zespołów byli nieco w cieniu innych zawodników. Przede wszystkim trzeba podkreślić fakt, że Magicy udowodnili, że potrafią wygrywać nawet kiedy w pełni nie mogą liczyć na Howarda. Lider drużyny z Florydy spędził na parkiecie w pierwszej połowie zaledwie 4 minuty, co jednak nie przeszkodziło Magikom w dobrej grze. Świetną partię rozgrywał szczególnie Jameer Nelson, który zdobył 16 punktów, 9 asyst i 4 zbiórki. W tym czasie gospodarze wypracowali sobie znaczną przewagę (30:16), którą utrzymali już do końca spotkania. - W pierwszej połowie kiedy nie było na parkiecie Dwighta, graliśmy wyjątkowo dobrze - przyznał Stan Van Gundy, szkoleniowiec Orlando. Bardzo dobrą zmianę dał Tony Battie, zdobywca 8 punktów i 6 zbiórek w 22 minuty. Niestety po raz kolejny nie zobaczyliśmy w grze Marcina Gortata, który w tym sezonie pojawił się na parkiecie tylko w inauguracyjnym spotkaniu przeciwko Atlancie Hawks. Wśród pokonanych najwięcej punktów uzbierał 20-letni skrzydłowy Thaddeus Young, który niespodziewanie wyrasta na lidera zespołu z Pensylwanii.

Orlando Magic - Philadelphia 76ers 98:88

(R. Lewis 20, H. Turkoglu 20, J. Nelson 16 - T. Young 19, A. Iguodala 16 (11 zb), A. Miller 15)

Portland Trail Blazers - Houston Rockets 101:99

(L. Aldridge 27, B. Roy 17, R. Fernandez 15 - T. McGrady 30, L. Scola 14, A. Brooks 14)

Źródło artykułu:
Komentarze (0)