Michał Fałkowski: Na wschód od finałów, część 3

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Rywalizacja nabiera rumieńców! I wreszcie włączyli się w nią Łukasz Koszarek (mocno!) oraz Mike Taylor (nieco słabiej). Niestety, włączyły się też wszystkie możliwe pozaboiskowe siły nadprzyrodzone...

Nadal czekam na rozwój rywalizacji Łukasz Koszarek - Mike Taylor. Playmaker Stelmetu nie gra słabo, ale też nie porywa. Liczę, że jednak w Zielonej Górze przypomni o sobie jako o dyrygencie, którym był w meczach z Treflem. Dla dobra serii tak byłoby najlepiej i stawiam dolary przeciwko orzechom, że tak właśnie będzie. Cieniem samego siebie jest natomiast Taylor, choć w starciu drugim dołożył dwie bardzo ważne cegiełki - trójkę tuż po tym jak spudłował dwa wolne oraz odcięcie od podania Koszarka, gdy Stelmet wyprowadzał piłkę zza linii końcowej na około 30 sekund przed końcem przy wyniku 74:79. [ad=rectangle] To cytat z drugiej części mojej felietonowej serii. Jak już wiadomo: doczekałem się. I wszyscy fani PGE Turowa, Stelmetu, a także postronni obserwatorzy - też.

Boże, cóż to był za mecz... Wybitny, legendarny wręcz. Taki, który przejdzie do historii. Przez wielu określony jako najlepszy mecz ich życia czy najlepszy mecz finałów odkąd sięgają pamięcią. Nie tak dawno widziałem inny wybitny mecz - finał Euroligi, Maccabi-Real. Czy naprawdę starcie z wtorku było dużo słabsze?

Dziękuję i chylę czoła przed Filipem Dylewiczem, który zaczyna być jak Adam Wójcik. Im starszy, tym lepszy, jak wino, niech nigdy nie kończy kariery! Jakże wyjątkowego wymiaru nabierają jego słowa sprzed niemalże miesiąca: Oczywiście, że play-off nadal wyzwala we mnie emocje! Jakby tak nie było, to byłby to znak, że czas zostawić piłkę z boku, a na to chyba jeszcze nie pora, prawda? Chylę również czoła przed Łukaszem Wiśniewskim, który katorżniczą pracą nad sobą wyszarpał swoje miejsce wśród najlepszych Polaków, a przecież nie tak dawno, wydawałoby się, nie dawał sobie rady w Słupsku czy Poznaniu. Nie ma dzisiaj lepszego strzelca za trzy w lidze z rogów parkietu, niż Wiśniewski.

Przede wszystkim jednak chylę czoła przed innym Łukaszem, Łukaszem Koszarkiem. O jego grze powiedziano już wszystko, więc nie będę powielał schematów. Napiszę coś innego. Być może dla niektórych będzie to zaskoczenie, ale wśród trenerów playmaker Stelmetu nie ma opinii tytana treningu. Znam doświadczonego szkoleniowca, który twierdził nawet, że to jeden ze słabiej pracujących zawodników, jakich przyszło mu prowadzić. Pamiętam jednak również, że kiedyś wdałem się w rozmowę na temat "naszego" (polskiego) najlepszego rozgrywającego z innym trenerem i usłyszałem ciekawą rzecz: "Koszar nigdy nie musiał być tytanem pracy. Powiem więcej: nie ma pewności, że gdyby był, byłby tak dobry jak jest. Może gdyby mocniej trenował na siłowni, zgubiłby specyficzną technikę rzutu? Siłą Łukasza jest i była głowa, a także wewnętrzna umiejętność wspinania się na najwyższy poziom, gdy gra toczy się o najwyższą stawkę. Nie ważne są mięśnie i tężyzna fizyczna. Przy jego inteligencji, są całkowicie zbędne". To była długa rozmowa, ten cytat jest uproszczeniem, ale doskonale obrazuje 30-latka. 30-latka, którego niesamowita psychika dała pierwsze, jakże ważne zwycięstwo Stelmetowi.

Bo nikt nie ma wątpliwości, że w przypadku 3-0 dla PGE Turowa, byłoby praktycznie po wszystkim.

***

Byłoby po wszystkim również, gdyby nie źle rozegrana akcja, w której "na minę wsadził" się Mike Taylor. Amerykanin przez większość spotkania bardzo dobrze wywierał presję na Koszarku, starał się wymuszać na nim szybkie pozbywanie się piłki, odcinać od podania, a dodatkowo - miał oczy dookoła głowy. Wyjęcie piłki z rąk Przemysławowi Zamojskiemu w na 30 sekund przed końcem to majstersztyk, nawet w obliczu tego, że faul "Zamoja" był chyba raczej bardziej przypadkowy, niż intencjonalny.

W ostatniej akcji Taylor minął rywala, wszedł pod kosz, i zamiast podawać do Damiana Kuliga, wybrał opcję gry na zewnątrz do słabego we wtorek J.P. Prince'a, samemu wychodząc poza parkiet. Gdy rzut Prince’a okazał się niecelny i Stelmet ruszył kontrą, Taylor był już dobre trzy metry za Koszarkiem i nie miał prawa go dogonić. Ot, chichot losu. Kluczowy plaster na Łukasza, zapomina, że rywal może mieć jeszcze 5-6 sekund na ostatnią akcję i za mocno skupia się na ataku...

Taylor ma również inną przypadłość - jest jak doberman hasający to tu, to tam i starający się przechwycić każde możliwe podanie, które idzie z boku do środka lub ze środka na zewnątrz. Niestety, często się spóźnia, wymuszając w dalszej części akcji rotację czterech pozostałych graczy w obronie. Rotację dziurawą wówczas niczym szwajcarski ser.

Niemniej, świetnie ogląda się pojedynek wulkanu energii, Mike’a Taylora i siły spokoju, Łukasza Koszarka w finałowej batalii o wszystko. Finałowej batalii najbardziej emocjonującej od lat.

***

Bardzo źle natomiast, że najlepszy mecz sezonu, ba, być może najlepszy ligi mecz od lat, został okraszony wojenką kibica-właściciela Janusza Jasińskiego z fanami PGE Turowa, niepodaniem ręki przez zawodników zgorzeleckiej drużyny po ostatniej syrenie, uderzeniem fanki Turowa przez kibica Stelmetu, szturchaniem syna Łukasza Wiśniewskiego przez ochroniarza, pojawianiem się kolejnych dyskusji o błędach sędziów (takowe były, są i zawsze będą! We wszystkie możliwe strony, więc nie ma o czym rozmawiać) czy punktowaniem pomyłek arbitrów w filmiku w serwisie YouTube przez użytkownika "pge turów" (źródłem wszystkich informacji jest Twitter, a konkretniej - dziennikarze różnych mediów). A przecież wcześniej jeszcze mieliśmy do czynienia z pluciem na zawodników Stelmetu...

Gdzieś głęboko w środku chcę wierzyć, że zarówno po stronie zgorzeleckiej, jak i zielonogórskiej jest mimo wszystko chęć zakończenia tego całego bałaganu.

Naprawdę, mamy najpiękniejszy finał od lat. Za chwilę zostaniemy bez koszykówki na kilka miesięcy. Zamiast walczyć o miano największej głupoty poza nawiasem sportu, lepiej pozwolić rywalizować zawodnikom. Tylko im i tylko na parkiecie.

PS. Podtrzymuję swoje zdanie, że Turów wygra ten finał 4-2. Choć jeśli wygra w czwartek, może być inaczej...

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu:
Który zespół wygra starcie numer cztery?
Stelmet Zielona Góra
PGE Turów Zgorzelec
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (17)
avatar
AndrewFalubaz
5.06.2014
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Jak Turow dzisiej przegra to nie wygrają tej serii.  
BasketoManiak
5.06.2014
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Z tego ujęcia idealnie widać trójtakt Koszarka!!  
avatar
Paprykarz
5.06.2014
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Czy plucia, bicia kobiet itp. incydentów nie możecie zamienić np. na ciekawe oprawy meczowe podczas finałów? W taki sposób też można okazać swoją wzajemną "miłość", a przynajmniej ładnie będzie Czytaj całość
fisban
5.06.2014
Zgłoś do moderacji
11
0
Odpowiedz
co do plujków w Zgorzelcu było ich dwóch, młodzi gówniarze, podpici. Pluli gumą do rzucia i rzucali papierkami.... Balkoniarze ich spacyfikowali i oddali ochronie. Mam nadzieje, że dostaną zaka Czytaj całość
avatar
miło_mi
5.06.2014
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Kibicuję Stelmetowi (gdyby po 2 meczach było 2:0 dla ZG to kibicowałbym Turom:) ) w imię ducha sportu. Chcę zobaczyć mecz nr 7 ale coś czuję że nie będzie mi to dane. Koszar pod koniec 4 kwarty Czytaj całość