Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. IV
Portland Trail Blazers sezon zasadniczy 1983/84 zakończyli z bilansem 48-34, co dało wysokie trzecie miejsce w Konferencji Zachodniej oraz awans do play-off's. Jack Ramsey korzystał z usług Clyde'a Drexlera w ograniczonym stopniu nie ze względu na swoje widzimisię, ale po prostu miał w zespole Jima Paxsona oraz Calvina Natta - graczy formatu all-star, których nie mógł z miejsca zastąpić niedoświadczonym debiutantem. "The Glide" musiał się jeszcze wiele nauczyć i przystosować do warunków panujących w lidze zawodowej. Za czasów Houston Cougars pod wodzą Guya Lewisa zawodnikom wystarczyło opanować dziesięć podstawowych schematów taktycznych, podczas gdy Ramsey posiadał ich w zanadrzu prawdopodobnie około dwustu. - Nakazałem mu pracować nad wieloma elementami - opowiada ówczesny coach ekipy z Oregonu. - On przyszedł do NBA jako gwiazda koszykówki akademickiej i ciężko mu było znieść brak natychmiastowego sukcesu. Drexler był jednak również bardzo zdeterminowany, żeby stać się zawodnikiem doskonałym. Być może uważał się za takiego od początku, dlatego nie sądzę, że teraz przyznałby się do tych niedociągnięć, które u niego widziałem. Ale nieważne. Taka jest rola szkoleniowca. Na początku Clyde'a bardzo ciężko się trenowało, lecz był on znakomitym atletą, pozbył się wszelkich mankamentów i stał się koszykarzem perfekcyjnym.
"Szybowca" spośród rówieśników wyróżniała niesłychana pewność siebie. Podczas treningowych gierek zawsze stawał naprzeciw Jima Paxsona i Calvina Natta, walcząc z nimi na całego. Nigdy się nie wycofywał, powodując u sztabu szkoleniowego solidny ból głowy. W pewnym momencie sezonu 1983/84 Jack Ramsey zauważył, że nie wszyscy są zadowoleni ze swoich ról w ekipie Trail Blazers. Atmosfera w szatni była wyraźnie zagęszczona, więc wziął swoich zawodników na stronę i rzekł: - Jeśli ktoś nie chce być w tej drużynie, niech mi to po prostu powie. W końcu "The Glide" zdobył się na odwagę i na osobności poinformował coacha: - Chciałbym, żebyście mnie wymienili na kogoś innego. Nie mam nic przeciwko tobie, ale wydaje mi się, że czułbym się szczęśliwszy gdziekolwiek indziej. Trener miał jednak doskonałą świadomość tego, że trzyma w rękach nieoszlifowany diament. - Nie Clyde, to niemożliwe, bo jesteś za dobry. Po prostu nie ma takiej opcji. Musimy się dogadać.
Portland jest miastem wielokrotnie mniejszym niż Houston. Drexler zamieszkał w przytulnym apartamencie w śródmieściu i musiał się przyzwyczaić do tamtejszego trybu życia. Niemal wszystkie restauracje zamykano o dziesiątej lub jedenastej wieczorem, wobec czego po spotkaniu w hali Memorial Coliseum nie dało się już wyskoczyć z przyjaciółmi na kolację. - Czułem się tam jak w jakimś innym świecie - wspomina "The Glide". - W Houston wszystkie knajpy są czynne do bardzo późna. Pomimo tego Portland jest doskonałym miejscem do życia dla zawodników NBA. Ludzie tu są bardzo mili i zawsze cię wspierają, a Trail Blazers to jedyna licząca się drużyna w mieście. Właśnie dlatego wielu byłych graczy osiedla się tu po przejściu na sportową emeryturę. Clyde'owi nie przeszkadzał nawet deszczowy klimat panujący w Oregonie. Skupiał się przede wszystkim na baskecie, a dom był dla niego miejscem, gdzie odpoczywał od trudów sezonu.Koniec części czwartej. Kolejna już w najbliższy piątek.
Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.
Bibliografia: Sports Illustrated, New York Times, Clyde Drexler, Kerry Eggers - Clyde The Glide, basketball-reference.com.
Poprzednie części:
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. I
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. II
Clyde Drexler - chłopak z dobrego domu cz. III
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.