Nieudana krucjata - relacja z meczu Hat-Agro Uni Gyor - Wisła Can Pack Kraków

Choć krakowskiej drużynie towarzyszyły duże oczekiwania to jednak tym razem nie sprostała ona wyzwaniu i przerwała passę zwycięstw w Eurolidze. Lepszy okazał się Uni Gyor.

Adam Popek
Adam Popek

Pierwsze minuty dla Białej Gwiazdy nie były najlepsze. Niby objęła szybko prowadzenie po trafieniu Justyny Żurowskiej, ale zaraz potem Węgierki złapały wiatr w żagle i odskoczyły na siedem "oczek". Te wydarzenia należało potraktować jako sygnał, iż gospodynie nie zastosują żadnej taryfy ulgowej. Mało tego, bez skrupułów wykorzystywały każdy błąd w ustawieniu defensywnym krakowianek, w związku z czym musiały one zareagować, jeśli celem pozostawało końcowe zwycięstwo.

Ku uciesze grupy fanów z Polski, tak właśnie się stało. Wspomniana Żurowska, która notabene świetnie weszła w spotkanie oraz Anke De Mondt z nawiązką odrobiły straty i w pewnym momencie ich team wygrywał 15:11. Co istotne, potrafił doprowadzić do takiego stanu bez większego wsparcia Tiny Charles. Amerykanka tradycyjnie starała się brylować pod koszem oraz w okolicach 3-4 metra, lecz raziła nieskutecznością. Pozytywną kartę zapisała za to Dora Horti. 25-latka ewidentnie dobrze czuła się we własnej ojczyźnie i wykonywała mnóstwo solidnej roboty w obu formacjach.

Jednak miejscowe nie odpuszczały. Ambitnie szukały sposobu na przechytrzenie wiślaczek i wreszcie dopięły swego. W roli głównej wystąpiły Cheryl Chegog, a także Natalie Hurst. Obie koszykarki pożytkowały zdecydowaną większość otrzymanych piłek, co bardzo ucieszyło szkoleniowca Uni Akosa Fuzy'ego. Zresztą wynik 28:24 jaki brzmiał w połowie drugiej "ćwiartki" mówił sam za siebie.

Przed finiszem tej partii ekipa spod Wawelu przyspieszyła z nadzieją, iż uzyska przynajmniej remis. Uaktywniła się nawet będąca dotąd w cieniu koleżanek Charles. I prawdą jest, że pożądany efekt prawdopodobnie zostałby osiągnięty, tylko wciąż obecne błędy w obronie zaprzepaściły szansę, więc w nieco lepszych humorach odpoczywały zawodniczki z Gyor.

W następnej odsłonie ku zmartwieniu osób związanych z małopolskim klubem wrzuciły one wyższy bieg. Znacznie ożywiły grę i nic nie robiły sobie z całej otoczki, a zwłaszcza asysty przeciwniczek. Działo się tak dlatego, iż niemal każda z ich zagrywek taktycznych kończyła się celnym rzutem, głównie z dystansu. W ten sposób błyskawicznie rozmontowały Wisłę oraz oddaliły ją od upragnionego triumfu. Polski zespół chciał odpowiedzieć opierając ciężar o swoją znakomitą center, tyle że MVP ligi WNBA ciężko przychodziło znalezienie wolnej przestrzeni. Pozostałe dziewczyny również dopadła indolencja. W ciągu dziesięciu minut powiększyły swój dorobek raptem o dziewięć punktów. Osobną kwestią pozostawał szwankujący element zbiórki. Wszystko to znajdywało negatywne przełożenie w ogólnych rozrachunku i decydująca batalia rozpoczęła się od stanu 59:47.

Węgierski czempion widząc nadarzającą się okazję nie oddał inicjatywy. Ogromny zapał jakim emanował pozwolił mu w pełni kontrolować sytuację i praktycznie około pięć minut przed zakończeniem zmagań jasnym się stało, że złoty medalista FGE nie spędzi świąt w sielankowej atmosferze. W ogóle nie dawał rady zastopować szalejącego duetu Natalie Hurst - Ieva Kublina. Po przeciwnej stronie boiska też odznaczał się dużą bezradnością i w konsekwencji przyszło mu uznać wyższość oponenta. Wynik finałowy nie mógł zadowolić nikogo z obozu gości.

Uni Györ - Wisła Can Pack Kraków 83:67 (18:19, 22:19, 19:9, 24:20)

Uni: Natalie Hurst 21, Ieva Kublina 15, Anna Lakloth 12, Nora Nagy-Bujdoso 9, Chalysa Shegog 8, Krisztina Raksanyi 7, Rita Rasheed 5, Zsofia Simon 4, Gyorgyi Ori 2.

Wisła Can Pack: Tina Charles 18, Justyna Żurowska 16, Dora Horti 10, Anke DeMondt 9, Alana Beard 7, Katarzyna Krężel 5, Cristina Ouvina 2, Paulina Pawlak 0.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×