Spójnia wybiła z rytmu faworyta
Inauguracyjna kolejka I ligi obfitowała w niespodzianki. Do jednej z nich doszło we Wrocławiu, gdzie po trzymającym w napięciu pojedynku Spójnia ograła faworyzowany Śląsk.
Spójnia przez większość meczu grała na wysokim poziomie. Nie ustrzegła się błędów i słabszych fragmentów, lecz po kryzysowych minutach potrafiła szybko się odbudować. - Mieliśmy moment, w którym zbyt szybko roztrwoniliśmy trzynaście punktów. Za mało graliśmy pod kosz, co nam wychodziło na początku. Zawsze znajdzie się chwila przestoju, ale okazało się, że trzynaście punktów, które uzyskaliśmy w drugiej kwarcie wystarczyło, żeby dowieźć wynik do końca - stwierdził Aleksandrowicz.
Kluczem do sukcesu na trudnym terenie okazała się obrona i styl, jakim charakteryzują się drużyny prowadzone przez doświadczonego szkoleniowca. Przeciwnik o nieprzeciętnym potencjale rzutowym miał problem z dziurawieniem kosza Spójni z dystansu. Zdobył 75 oczek, co zadecydowało o porażce Śląska. Stargardzianie za taką postawę zapłacili wysoką cenę, gdyż parkiet z powodu pięciu przewinień opuściło czterech graczy w tym trzech podkoszowych. Okrojony i wyjątkowo niski skład dał jednak radę odeprzeć ataki miejscowych. - Mali agresywnie walczyli i zbierali. W sumie się udało. W takim meczu opłaca się nawet faulować, żeby oni nie zdobywali łatwych punktów i żeby ich wybijać z rytmu. Zalecaliśmy naszym zawodnikom konsekwencję i twardość w obronie - przeanalizował nasz rozmówca.