Nowy Dejan Bodiroga - wywiad ze Slavenem Cupkoviciem, nowym graczem Rosy Radom

- Znajomi mówią na mnie "Nowy Bodiroga", bo zawsze chciałem osiągnąć tyle, co legendarny koszykarz i mam nadzieję, że pewnego dnia to się ziści - mówi w wywiadzie dla SportoweFakty.pl Slaven Cupković.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Kiedy byłeś tuż przed podpisaniem kontraktu z Rosą Radom, jak istotny był dla ciebie fakt, że w beniaminku TBL zagrają dwaj twoi rodacy, Slavisa Bogavac i Nikola Vajosević?

Slaven Cupković: Powiem tak... To były okoliczności łagodzące w tym kontekście, że miałem świadomość tego, że po raz pierwszy będę grał w obcym kraju. Nie można jednak powiedzieć w żaden sposób, że to był kluczowy czynnik.

Z tego co wiem, rozmawiałeś jednak przed podpisaniem umowy ze Slavisą Bogavacem, który w naszym kraju jest od trzech lat.

- Tak, my pochodzimy z tego samego miasta, choć on jest trochę starszy ode mnie, więc nie zawsze mieliśmy kontakt. Przed kontraktem rzeczywiście trochę rozmawialiśmy, ja pytałem o warunki gry w Polsce i o poziom ligi. Slavisa wypowiadał się w samych superlatywach i to rzeczywiście pomogło mi w wyborze.

Kogo jeszcze pytałeś o to, czego możesz spodziewać się w Polsce?

- Przede wszystkim zdałem się na swojego agenta, który jako zawodnik grał w waszym kraju przez wiele sezonów (chodzi o Aleksandara Avlijasa, byłego zawodnika m.in. Śląska, Unii/Wiśle czy Turowie - przyp. M.F.) i gorąco namawiał mnie na ten wybór. Ponadto... społeczność koszykarska nie jest znowu taka duża, każdy z nas zna innych koszykarzy, którzy ułatwiają podjęcie decyzji.

Co takiego zaoferowała ci Rosa Radom, czego nie zaoferowały inne kluby?

- Dowiedziałem się, że wasza liga jest bardzo rozwojowa, bardzo perspektywiczna i doceniania w Europie. Nie jest to oczywista ścisła czołówka, ale znam kilku koszykarzy, którzy wybili się dzięki występom na parkietach Tauron Basket Ligi i teraz rywalizują w całej Europie. Dlatego kiedy dowiedziałem się o zainteresowaniu ze strony polskiego klubu, byłem podekscytowany, bo zdałem sobie sprawę, że to może być ważny krok w mojej karierze. Poza tym, co jeszcze było istotne? Na pewno rozmowa z trenerem Mariuszem Karolem, który przedstawił mi swoją wizję drużyny. Finansowo oferta też była bardzo atrakcyjna, korzystniejsza od tego, co miałem w Serbii.

I nie myślałeś o tym, by pozostać jeszcze w serbskim Napredaku Krusevac jeszcze przez rok?

- Nie, byłem zdecydowany na wyjazd. Uznałem, że to już najwyższy czas spróbować swoich sił poza Serbią.

Wspomniany Napredak nie jest twoim macierzystym zespołem, ale to chyba jemu zawdzięczasz najwięcej?

- Tak, a właściwie nie samemu klubowi, a dwóm trenerom, którzy bardzo mnie wspierali. Pierwszym był Nebojsa Raicević, który dał mi szansę na grę w seniorskim zespole Napredaku, natomiast drugi to Dragan Zivanović. Kiedy przejął stery w ekipie bałem się, że może mieć inną wizję, która mnie nie obejmie. Na szczęście okazał się być zwolennikiem mojego talentu. Obaj są dla mnie bardzo istotni.

Zostańmy jeszcze na chwilę przy twojej karierze. Grałeś we wszystkich juniorskich drużynach narodowych swojego kraju i w 2007 roku byłeś w ekipie do lat 19, która wygrała mistrzostwo świata. Jak wspominasz tamto wydarzenie?

- O, miło że pytasz, bo to było najważniejsze sportowe wydarzenie w mojej dotychczasowej karierze. Fantastyczne wspomnienia, które będę pamiętał do końca życia. Rozegraliśmy wówczas świetny turniej, pokonując w finale USA 74:69. Pamiętam, że graliśmy wówczas przeciwko takim graczom jak Michael Beasley czy Stephen Curry, a dzisiaj oni grają w NBA. We Francji grał wtedy Nicolas Batum, a Litwę reprezentował m.in. Martynas Gecevicius. To był piękny turniej i świetne spotkanie finałowe. Zasłużyliśmy na ten triumf i jestem z niego bardzo dumny!

W tamtym zespole grałeś obok Stefana Markovicia, Marko Keselja czy Milosa Macvana. Oni wszyscy liczą się już na rynku europejskim, a ty dopiero budujesz swoje nazwisko. Dlaczego?

- Cóż, mam po prostu nadzieję, że mój czasie jeszcze nadejdzie. Poza tym, oni byli pierwszoplanowymi postaciami zespołu, a ja grałem jako zmiennik w rotacji. Wierzę jednak, że to co najlepsze, jeszcze przede mną.

Jeden z dziennikarzy serbskich powiedział mi, że w swoim kraju otrzymałeś pseudonim "Nowy Dejan Bodiroga". Możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?

- Tak, to dosyć zabawna ksywka, ale rzeczywiście tak mówią na mnie znajomi, a wszystko ze względu pewne podobieństwo fizyczne między mną, a Bodirogą. Oczywiście, umiejętności takich jak on nie posiadam, ale muszę przyznać, że to właśnie były reprezentant Jugosławii i Serbii był powodem, dla którego rozpocząłem swoją przygodę z koszykówką. Oglądałem mecze z jego udziałem, podpatrywałem jego grę i to chyba też miało wpływ, że moi znajomi zaczęli nazywać mnie "Nowym Dejanem Bodirogą". Zawsze chciałem osiągnąć tyle, co legendarny koszykarz i mam nadzieję, że pewnego dnia to się ziści.

Z tego, co wiem, to jednak jesteś mniej wszechstronny niż Bodiroga. On nie miał jednej pozycji, potrafił grać właściwie na każdej oprócz centra, a ty jesteś typowym skrzydłowym grającym bliżej kosza...

- Tak, przede wszystkim jestem skrzydłowym, który gra bliżej kosza i to będzie moim głównym zadaniem w Rosie - walka pod koszem i zbiórki. Bardzo lubię jednak akcje typu pick and pop i jeśli tylko mam okazję, rzucam wówczas z daleka. Cały czas się jednak rozwijam.

Czego oczekujesz po sezonie spędzonym w Rosie Radom? Co będzie dla ciebie sukcesem?

- Chciałbym grać na tyle skutecznie, by po sezonie kierownictwo i sztab trenerski Rosy chcieli mnie zatrzymać w Radomiu, natomiast menedżerowi innych zespołów chcieli ściągnąć do siebie. Wtedy będę mógł stwierdzić, że rozegrałem dobry sezon. Chciałbym oczywiście zagrać z moim zespołem w play-off, ale wiem, że to nie będzie łatwe zadanie, bo przecież jesteśmy beniaminkiem.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×