Wygrana da nadzieję - zapowiedź meczu Anwil Włocławek - Asseco Prokom Gdynia

Anwil Włocławek do trzeciego meczu z Asseco Prokomem Gdynia przystępuje z wielką wiarą w sukces i w zwycięstwo nad aktualnym mistrzem Polski, który prowadzi w serii do czterech wygranych 2-0. Jednocześnie podopieczni Igora Griszczuka przygotowują się do tego spotkania ze świadomością, iż ewentualna czwartkowa porażka zdecydowanie oddali ich szanse na sukces.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Trener Igor Griszczuk może czuć niedosyt po dwóch meczach Anwilu Włocławek z Asseco Prokomem w Gdyni. Zbyt śmiałą teza byłoby stwierdzenie, że wicelider tabeli po sezonie zasadniczym mógł wywieźć z Trójmiasta dwa zwycięstwa, ale jedno - dlaczego nie? W poniedziałek włocławianie prowadzili w pewnym momencie 42:28 i wydawało się, że mecz może skończyć się porażką faworyta. Nawet jeszcze po trzech kwartach lepsi byli goście, choć ich przewaga stopniała do dwóch oczek (68:66).

Ostatecznie to jednak Prokom wygrał, bowiem w czwartej odsłonie koncertowo do gry włączył się ten, który wcześniej pudłował na potęgę. Qyntel Woods, bo o nim mowa, zdobył w tej kwarcie 11 oczek, ale także wypracował kilka pozycji swoim partnerom w ten sposób, że wystarczyło im tylko umieścić piłkę w koszu z najbliższej odległości. Anwil nie ma w swoim składzie gwiazd pokroju Amerykanina, więc tym bardziej dziwiła decyzja trenera Griszczuka, który w końcowych minutach nie zdecydował się wpuścić na parkiet Mujo Tuljkovicia, choć jego podopieczni będący wówczas na parkiecie mieli wielkie problemy z oddaniem celnego rzutu.

Bośniak bardzo dobrze rozpoczął tamto spotkanie, szybko zdobył osiem punktów, po czym popełnił błąd i usiadł na ławkę rezerwowych, z której... nie podniósł się do końca spotkania. Opiekun Anwilu nie chciał komentować tej sytuacji na konferencji prasowej, co tylko zwiększyło zainteresowanie mediów tym tematem. Różne źródła podają jakoby na linii zawodnik-trener doszło do spięcia i dlatego koszykarz nie pojawił się już na parkiecie do końca meczu. Wobec i tak już okrojonego, brakiem Andrzeja Pluty, składu Anwilu, absencja kolejnego zawodnika w zbliżających się spotkaniach może być brzemienna w skutkach.

Dlatego też podstawowe pytanie jakie zadają sobie obecnie fani kujawskiej drużyny to nie jak zagrają ich ulubieńcy w trzecim spotkaniu finałowym, ale w jakim składzie wyjdą na parkiet. Bo to, że będą walczyć do ostatniej syreny - to pewne. Dlatego więcej emocji wzbudza możliwość pojawienia się na parkiecie wspomnianego Pluty, który swoim doświadczeniem z pewnością mógłby wspomóc młodszych kolegów i jego obecność na parkiecie podczas nerwowej końcówki, takiej jak w meczu numer dwa, byłaby nie do przecenienia. - Bardzo rzadko siedzę na ławce niegotowy do gry i chciałbym już móc grać. Jestem dobrej myśli, odbyłem już pierwsze treningi, wszystko idzie w dobrym kierunku, ale nie wiem jak to będzie - mówi kapitan zespołu.

W pełnieniu tej funkcji obecnie zastępuje go Krzysztof Szubarga i trzeba przyznać, że radzi sobie znakomicie. Reprezentacyjny rozgrywający zdaje sobie sprawę jaka ciąży na nim odpowiedzialność i gdy tylko ma piłkę w rękach, sam stara się zdobywać punkty, albo wyszukiwać lepiej ustawionych kolegów. W pierwszym meczu Szubarga zanotował nawet double-double w postaci 17 punktów i 11 asyst, a dwa dni później - 19 oczek i pięć asyst. Jednakże nawet bardzo dobra gra playmakera Anwilu czy innych koszykarzy, jak chociażby Nikoli Jovanovicia (20 punktów) i Alexa Dunna (18 oczek i 11 zbiórek), nie pozwoliła włocławianom wygrać nawet jednego meczu.

- Poprawiliśmy naszą defensywę, poprawiliśmy grę w ataku i choć pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną na miarę finału, to jednak zapomnieliśmy o tym, jak rzuca się wolne, a przy okazji mecz życia rozegrał Jagla i stąd nasza porażka - mówił po ostatniej syrenie poniedziałkowego starcia Jovanović i rzeczywiście. Wydawać by się mogło, że włocławianie grają naprawdę poukładaną koszykówkę i toczą z gdynianami wyrównaną walkę, lecz w końcówce popełniają kilka błędów, które niweczą wcześniejszy wysiłek.

W pierwszym spotkaniu Anwilowi zabrakło trochę czasu, zaś w drugim - celności z linii osobistych oraz wyrachowania. Włocławianie przestrzelili aż 12 wolnych (w tym pięć w samej końcówce), zagrali słabiej na tablicach i pudłowali najważniejsze rzuty z gry. A bohaterem dnia był Jan-Hendrik Jagla, który zdobył 31 punktów. Tomas Pacesas nie ma zatem takich problemów jakie ma trener Griszczuk. Dysponuje bardzo szeroką kadrą i doskonale wie, że jeśli jednego dnia pierwszy strzelec w ataku ma słabsza formę, udanie zastąpi go partner z ławki rezerwowych. W poniedziałek był to wspomniany Niemiec, ale bardzo ważne punkty rzucali także Ratko Varda czy Adam Hrycaniuk.

Co zatem muszą zrobić włocławianie by wygrać i zbliżyć się do Asseco Prokom po czwartkowym pojedynku? - Stale robimy progres, będziemy walczyć przy dopingu naszych kibiców i mam nadzieję, że tym razem to do nas uśmiechnie się szczęścia i popełnimy prostych błędów. Wtedy możemy wygrać - tłumaczy Jovanović, a jego wypowiedź kontruje Hrycaniuk - Dwa mecze we Włocławku będą bardzo ciężkie, spodziewamy się szturmu gospodarzy od pierwszej akcji, ale to my jesteśmy w lepszej sytuacji, dlatego zagramy tak spokojnie, jak dotychczas i postaramy się powielić sprawdzone scenariusze.

Trzeci mecz finałowy odbędzie się w czwartek o godz. 18.00, 27 maja. Bilety w cenie 35 i 40 złotych (lub 60 i 70 na oba mecze w Hali Mistrzów) do nabycia w kasach klubowych. Bezpośrednią transmisję z tego spotkania przeprowadzi telewizja TVP Sport.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×