Przemysław Łuszczewski: Wszyscy musimy się zastanowić

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Olimp MKS Start ugrzązł w dolnych rejonach tabeli i do zajmującego ósme miejsce Znicza Basket Pruszków traci cztery punkty. Lubelska drużyna notuje porażkę za porażką i play off oddala się od niej milowymi krokami.

Podczas miesięcznej przerwy w rozgrywkach podopieczni Dominika Derwisza mieli poprawić mankamenty w grze, ale na razie nie widać efektów. W sobotę ulegli AZS Politechnice Warszawskiej 63:92. Jedyne pocieszenie dla kibiców to fakt, że porażka z liderem nie była najwyższą w sezonie. W październiku Olimp MKS Start przegrał z rezerwami Asseco Prokomu Gdynia aż 53:107. - Myślę, że tak naprawdę do przerwy dobrze sobie radziliśmy. Gdybyśmy trafili jeszcze kilka rzutów osobistych to byłby remis i ciężej byłoby Politechnice szybko odskoczyć. Początek trzeciej kwarty był tragiczny. Wszyscy musimy nad tym się zastanowić, żeby więcej się to nie przydarzyło - ocenia Przemysław Łuszczewski.

Przeciwko stołecznemu zespołowi 30-letni skrzydłowy rozegrał najlepszy mecz po powrocie do Lublina. Dwoił się on i troił - zdobył 16 punktów, zanotował również 8 zbiórek. Natomiast jego kolegom daleko było do takiej formy. - Cieszę się, że mogę wnieść coś do drużyny moją dobrą grą. Nie mam z tego jednak żadnej radości, a porażkę trzydziestoma punktami u siebie uważam za wstyd. Ja też się wstydzę za swoje złe zagrania, bo nie wszystkie były idealne. Jestem troszeczkę zły, że nie wszyscy podjęliśmy taką walkę, jak np. Michał Sikora. Szkoda, iż nie wszyscy wnoszą tyle zaangażowania w nasze mecze - uważa były zawodnik Sportino Inowrocław.

Już w środę Olimp MKS Start czeka rywalizacja z kolejną drużyną z czołówki - Rosą Radom. Beniaminek na własnym terenie przegrał tylko raz, mimo wszystko Łuszczewski nie traci nadziei. - Będziemy wszyscy starali się jakoś "ogarnąć" te przestoje, które później decydują o ostatecznym wyniku - zapewnia.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)