Sebastian Kowalczyk: Słodko-gorzki smak. Sportowo zyskałem [WYWIAD]

- Sportowo w Zastalu zyskałem. Kwestie finansowe? W sezonie nie było takiej sytuacji, by zaległości były większe niż zapisy w umowie. Niestety, teraz to się zmieniło, sprawy finansowe są niezałatwione. Muszę iść do sądu - mówił Sebastian Kowalczyk.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Sebastian Kowalczyk WP SportoweFakty / Artur Lawrenc / Sebastian Kowalczyk
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty: Jak z perspektywy czasu oceniasz sezon spędzony w Zielonej Górze? Jakie emocje towarzyszą ci, gdy wracasz wspomnieniami do pobytu w Zastalu?

Sebastian Kowalczyk, zawodnik PGE Spójni Stargard, ostatnio grał w Enea Zastalu BC Zielona Góra: To są słodko-gorzkie emocje, ale myślę, że każdy wie, o czym mówię. Pod względem sportowym było bardzo fajnie, nie mogę na nic narzekać. Zespół był ciekawie skonstruowany. Choć dość dziwnie się czułem, bo - obok Przemka Żołnierewicza - byłem najstarszym zawodnikiem w zielonogórskim zespole. Nigdy do tej pory nie spotkałem się z czymś takim, by 29-latek był najstarszym graczem w drużynie.

Było przez to trochę młodzieńczej fantazji, ale ogólnie wszystko się ze sobą dobrze komponowało. Nie będę ukrywał, że było dużo frajdy z grania. Jestem zdania, że graliśmy atletyczną i atrakcyjną koszykówkę. Dzieliliśmy się piłką, chcieliśmy grać zespołowo. Dużo zawodników nabrało większej pewności siebie, umiejętności też podskoczyły i finalnie znajdą sobie kontrakty w innych zespołach za większe pieniądze.

ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #4. Anna Kiełbasińska walczy nie tylko z rywalkami. "Od dwóch lat jestem na lekach"

Jak czułeś się w roli tego najstarszego i najbardziej doświadczonego koszykarza?

Normalnie. Nie widzę minusów tej sytuacji. Choć była to ciekawa transformacja dla mnie, bo w zeszłym sezonie byłem w zespole z Szymonem Szewczykiem i Kamilem Łączyńskim, ludźmi, którzy mnóstwo widzieli w życiu. Szymon więcej grał w koszykówkę niż niektórzy gracze mieli lat w Zastalu. Ja z ich wiedzy czerpałem garściami. Byłem słuchaczem. Teraz był całkowicie odmienny świat, bo to ja byłem tym najstarszym, choć moje doświadczenia w koszykówce są jedynie garścią tego, co przeżyli Szymon i Kamil.

Teraz role się odwróciły i to ja musiałem coś mądrego powiedzieć tym chłopakom. Na początku wcale nie było łatwo, bo niektórym się wydawało, że wszystko im wolno ze względu na młody wiek. Czasami trzeba było to ukrócić. Oczywiście nie lataliśmy z Przemkiem Żołnierewiczem z batem, ale na niektórych treningach wybuchałem i pokazywałem swoje niezadowolenie. Mówiłem swoje zdanie, to była taka "żółta kartka". Chłopacy różnie reagowali, bo kompletnie się tego nie spodziewali. Mieli mnie za spokojnego gościa, który lubi pożartować, a tu stanowczo przekazywałem swoje zdania.

Czy po trzech porażkach z rzędu na początku sezonu pojawił się niepokój i obawa, jak będzie wyglądała przyszłość?

Szczerze? Tak. Pamiętam, że po meczu z Czarnymi Słupsk miałem rozmowę z Przemkiem Żołnierewiczem. Obaj byliśmy mocno przybici. Były obawy. Wtedy podszedł do nas trener Vidin. Jego słowa pamiętam do dzisiaj.

Co wtedy powiedział?

"Panowie, wiem, że to miało inaczej wyglądać, bo Glenn Cosey miał być liderem, w ten sposób pracowaliśmy przez cały okres przygotowawczy. A on odszedł po 1-2 meczach. Nie martwcie się jednak, bo jestem w trakcie pozyskiwania nowego zawodnika. Wasze role będą nieco większe, wierzę w waszej umiejętności. Zaczniemy wygrywać". Okazało się, że do Polski przyleciał Bryce Alford i wszystko zaczęło się świetnie układać. Bryce był bardzo wyluzowany, dobrze wkomponował się do zespołu. Nie grał pod statystyki, zależało mu na wynikach zespołu. "Żołnierz" też wskoczył na wyższe obroty.

Jego świetna gra była dla ciebie zaskoczeniem?

Zaskoczył mnie swoją pewnością siebie i grą na piłce. Był świetnie w grach izolacyjnych, do swojego arsenału dołożył rzut po koźle. To był taki game-changer. Naprawdę wskoczył na bardzo wysokie obroty. Cieszę się, że tak mocno się rozwinął. Mocno mu kibicuje. Mam nadzieję, że podpisze dobry kontrakt na sezon 2023/2024.

Jakim trenerem jest Oliver Vidin?

To trener, który ma swoją wizję i zasady, których się jasno trzyma. Dla niektórych zawodników, którzy dopiero wchodzili w rytm grania w PLK, było to na początku trudne do opanowania i wyegzekwowania. Mam na myśli grę w obronie, bo każdy trener ma swoją koncepcję. Pod tym względem był wymagający. Dla mnie to jednak normalne. Ja będę bardzo dobrze wspominał współpracę z trenerem Vidinem. To pozytywna postać. W wielu sprawach pokazał ludzką twarz. Wyciągał w wielu sprawach pomocną dłoń. Umiał budować relacje z zawodnikami.
Sebastian Kowalczyk: Słodko-gorzki smak Sebastian Kowalczyk: Słodko-gorzki smak
Faktycznie mieliście zaje***** atmosferę?

Tak. Było w wielu momentach bardzo zabawnie. Nie ma co ukrywać, że drużyna była dobrze skomponowana pod względem charakterologicznym. Nie było zawodników z dużym ego.

Mówiłeś o słodko-gorzkich emocjach. To teraz czas pomówić o tym gorzkim smaku...

Każdy wie, jakie są realia i jak wygląda sytuacja. Nie ma co owijać w bawełnę. Ale mogę podkreślić, że w trakcie rozgrywek sprawy finansowe były regulowane zgodnie z warunkami kontraktu. Nie było takiej sytuacji, by zaległości były większe niż zapisy w umowie. Niestety, po sezonie to się zmieniło. Teraz te sprawy finansowe są niezałatwione. Są zaległości.

I co dalej?

Nikt mi pewnie z własnej woli nie odda tych zaległych pieniędzy. Tak mi się wydaje. Muszę skierować sprawę na drogę sądową. Nie ma innej opcji.

Czy pan Janusz Jasiński odbiera telefony?

Czasami - choć rzadko - odpisuje na wiadomości.

Są tam konkrety?

Nie ma co o tym mówić. Byłem świadomy sytuacji w klubie. Wiedziałem, jak to wygląda. Zrobiłem research. To się sprawdziło, dlatego nie chcę teraz narzekać. Świadomie wziąłem ryzyko. Jakbym powiedział inaczej, to ludzie by mnie wzięli za wariata, który nie wie, co dzieje się w koszykarskim środowisku.

Dlaczego w takim razie przyjąłeś propozycję Zastalu?

Bo pod względem sportowym była to najlepsza opcja. Chciałem się pokazać, odgrywać ważną rolę w zespole i udowodnić, że nadal potrafię grać na wysokim poziomie w PLK.

Czy zaskoczyła cię informacja o odejściu Olivera Vidina z Zastalu i transferze do Śląska?

Trochę tak, bo z moich informacji wynikało, że trener Vidin zostanie w zielonogórskim zespole na kolejny sezon. Z dnia na dzień opuścił jednak klub i przeniósł się do Śląska. Czy tym byłem zaskoczony? I tak, i nie. Trener zna tam ludzi, otoczenie, wrocławskie środowisko. Pogratulowałem mu transferu, bo to duża sprawa. Walka o mistrzostwo Polski, gra w EuroCupie.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty




Zobacz także:
- Andrzej Urban: Brak gry w pucharach był zaskoczeniem
- Arkadiusz Miłoszewski, trener mistrza Polski: Bez podpalania i przepłacania
- Tyle drużyn zagra w PLK. Zastal z długami, ale z licencją!

Czy Enea Zastal BC powinien otrzymać licencję na grę w PLK?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×