200 stron utajnionych dokumentów aż do 2041 roku. Co ukrywają Bułgarzy ws. katastrofy tupolewa?
Przedstawiciele polskich rodzin polecieli do Bułgarii, aby oddać hołd 37 obywatelom naszego kraju, którzy 43 lata temu zginęli w katastrofie lotniczej. - Rodziny zaczęły walczyć o wyjaśnienie tajemnicy - cieszy się profesor Leszek Sibilski.
Informację przekazał nam Leszek Sibilski, były kolarz torowy, a obecnie profesor socjologii i pomysłodawca Światowego Dnia Roweru. Człowiek, który stracił w tej tragedii swoich przyjaciół. Człowiek, który o mały włos, a byłby na pokładzie TU-134. Wreszcie człowiek, który kilka lat temu podjął się zadania wyjaśnienia tajemnicy tej katastrofy.
Katastrofa owiana tajemnicą
Przypomnijmy: 16 marca 1978 roku tupolew lecący z Sofii do Warszawy spadł w okolicach bułgarskich wiosek: Gabare i Tłaczene. Około 120 km na północ od stolicy tego kraju. Na pokładzie były 73 osoby, w tym 37 obywateli naszego kraju (m.in. wśród nich reprezentanci Polski w kolarstwie torowym: Tadeusz Włodarczyk, Marek Kolasa, Krzysztof Otocki, Jacek Zdaniuk i Witold Stachowiak). Wszyscy zginęli. Więcej szczegółów poznasz czytając rozmowę z Sibilskim - TUTAJ >>.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Oryginalna akcja zespołu Piotra ZielińskiegoBułgarzy nie zamierzają się tłumaczyć
W ostatnich miesiącach doszło do aktywizacji rodzin osób, które zginęły w katastrofie. - Przez wiele lat byli stłamszeni przez komunistyczny reżim - opowiada Sibilski. - Nie wolno było im zadawać pytań. Temat śmierci stał się dla nich tematem tabu. Dopiero teraz, zachęceni publikacjami medialnymi, m.in. w Wirtualnej Polsce i WP SportowychFaktach, zaczynają się otwierać.
Myślą nawet o założeniu stowarzyszenia i strony internetowej w językach: polskim i bułgarskim, aby skuteczniej walczyć o dojście do prawdy. A nie będzie łatwo. Widać opór ze strony Bułgarów. Kraj, w którym nigdy nie przeprowadzono prawdziwej lustracji (czyli upublicznienia archiwów służb komunistycznych i danych osobowych ich współpracowników) nie zamierza tłumaczyć się z tego wypadku lotniczego.
A wydaje się, że jest z czego. Wokół sprawy jest wiele niejasności i tez. Czy to była "awaria instalacji elektrycznej"? Jeżeli tak, to dlaczego bułgarskie służby specjalne po tragedii wystosowały oficjalny list do Polski z pytaniem, czy na pokładzie mógł znajdować się obywatel naszego kraju powiązany z terrorystami. Skąd też opinie wielu fachowców, że mogło dojść do przypadkowego zestrzelenia samolotu przez wojsko?
Jest tymczasowa kładka
W ostatnim czasie rodziny zmarłych Polaków wystosowały wiele pism do bułgarskich i polskich urzędów. Bardzo pomaga ambasador RP w Sofii, Maciej Szymański. - Kropla drąży skałę - przekonuje Sibilski. - Wierzę, że uda się przełamać opór. Że dowiemy się, co tak naprawdę tam się stało.Doszło także do przełamania w samej Bułgarii. Przecież oprócz Polaków w katastrofie zginęli również Bułgarzy, m.in. miejscowa drużyna gimnastyczek. - Mamy duże wsparcie u wójta gminy, gdzie leży Tłaczene, Toszko Marinowa Saszowa - tłumaczy Sibilski. - Zorganizował finanse i zbudował tymczasową kładkę, dzięki której można dotrzeć do monumentu upamiętniającego katastrofę, który został zlokalizowany na podmokłych terenach. Bez takiej kładki było tam bardzo ciężko dotrzeć.
Znaleziony kawałek samolotu. Po 43 latach
Dotarli tam przedstawiciele reprezentacji Polski w kolarstwie torowym, którzy w 2020 roku brali udział w mistrzostwach Europy rozgrywanych właśnie w Bułgarii. Dla trenera Grzegorza Ratajczyka była to o tyle wzruszająca chwila, że osobiście znał Witolda Stachowiaka i Tadeusza Włodarczyka, którzy zginęli pod Gabare.Piotr Sławski jest także zbulwersowany faktem, że 30 metrów od pomnika zakopano w zbiorowej mogile szczątki (około 250 kg) zmarłych. A jednocześnie do Polski Bułgarzy transportowali puste trumny, które wypełniono piaskiem i konserwami, by nikt nie podejrzewał, że w środku nie ma ciał.
- Ciągle mnie to szokuje - nie owija w bawełnę Sławski.Piotr Sławski stał się liderem "projektu" walki o ujawnienie prawdy i powoli odciąża Sibilskiego od codziennej, ciężkiej pracy przy tej katastrofie. Polskie rodziny znalazły w dokumentach informację, że po wypadku znaleziono "czarną skrzynkę" rozbitego tupolewa, ale... Nigdzie nie ma informacji, co się w niej znajdowało.
Czas goni. Za 7 lat sprawa zostanie przedawniona (minie 50 lat). Będzie o wiele trudniej pozyskiwać informacje. Dlatego polskie rodziny liczą na pomoc Instytutu Pamięci Narodowej. To właśnie prokuratorzy IPN mogliby nacisnąć stronę bułgarską i pozyskać dokumenty, których rodziny ofiar nie są w stanie zdobyć.
Sibilski cieszy się również, że w tym jakże ważnym w polskiej tradycji dniu - 1 listopada - zmarli nie pozostali sami. Zostali odwiedzeni przez ich bliskich. To bardzo symboliczny, ale również ważny gest.
W 2022 roku być może dojdzie do spotkania polskich i bułgarskich rodzin (a może i brytyjskich również, bo i obywatele Wielkiej Brytanii stracili życie w tej tragedii) w Gabare. Są prowadzone zaawansowane rozmowy. Połączenie sił z pewnością byłoby również nie bez wpływu na walkę o prawdę. O ujawnienie wszystkich dokumentów.