Makabra na skoczni. Właśnie przyleciał do Pekinu i idzie po złoto!

- Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo - powiedział Daniel Andre Tande po wybudzeniu ze śpiączki. Jeszcze rok temu walczył o życie, teraz może spełnić swoje marzenie i wywalczyć medal igrzysk olimpijskich. Jego historia jest jak scenariusz filmowy.

Mateusz Kozanecki
Mateusz Kozanecki
Daniel Andre Tande i jego wypadek w Planicy Twitter / Daniel Andre Tande i jego wypadek w Planicy
Przez ostatni rok Daniel Andre Tande przeżył więcej niż niejeden zawodnik w trakcie swojej kariery. Norweg pokazał, że jest niesamowitym twardzielem. Nagrodą dla niego może być olimpijski medal w Pekinie.

Koszmar w Planicy

25 marca 2021 roku odbywały się treningi przed kończącymi sezon konkursami w Planicy. Największa skocznia świata działa na wyobraźnię. Ten obiekt widział już wiele koszmarnych wypadków.

Tuż po wybiciu Tande stracił panowanie nad nartami i przy prędkości ponad 100 km/h uderzył w twardy jak beton zeskok. Później bezwładnie zsunął się w dół. Wyglądało to koszmarnie (upadek Norwega możesz zobaczyć TUTAJ).

Był reanimowany. Gdy ustabilizowano jego funkcje życiowe, trafił do kliniki w Lublanie. Doznał złamania obojczyka, miał przebite płuco. Przebywał w śpiączce farmakologicznej. Co ważne - badania nie wykazały uszkodzeń mózgu.

- To była wina Daniela. Szybko rozłożył narty, a potem trochę się na nich oparł i stracił z nimi kontakt. Nie wydarzyło się nic innego, co mogłoby spowodować ten upadek - powiedział jego trener Alexander Stoeckl w rozmowie z "Bildem".

Walka o powrót

- Lekarze i cały personel medyczny opiekują się nim najlepiej, jak mogą. Jest traktowany jak król. Dziękujemy za wsparcie i skupiamy się teraz na umożliwieniu Danielowi powrotu do Norwegii - przekazały w oświadczeniu mama i dziewczyna skoczka.

"Nie pozbędziecie się mnie tak łatwo" - miał powiedzieć zaraz po wybudzeniu. Słowa dotrzymał. Jego stan szybko zaczął się poprawiać i mógł opuścić oddział intensywnej terapii.

W połowie kwietnia mógł wrócić do domu, aby tam rozpocząć walkę o powrót do sprawności. Nie wszystko szło jednak zgodnie z planem.

- Szybko się męczy. (…) Nie odczuwa bólu, ale niewiele trenuje. Prowadzi ćwiczenia techniczne i siłowe, aby zobaczyć, jak zareaguje na nie jego ciało. Stara się zachować spokój - tłumaczył trener Stoeckl w rozmowie z "Dagbladet".

Znów na skoczni

Był mocno zdeterminowany. Cały czas pozostawał w stałym kontakcie ze sztabem szkoleniowym i lekarzami. Wracał do formy. W czerwcu udzielił pierwszego wywiadu po upadku. Jego słowa mroziły krew w żyłach.

- Lekarze oszacowali, że byłem bez tętna przez dwie i pół do trzech minut. (…) Krwawienie (do mózgu - dop. MK) dotyczyło głównie lewej części. Gdyby doszło do dużego krwawienia, mógłbym obudzić się jako inna osoba - mówił "Hopplandslaget".

Z dnia wypadku nie pamiętał nic. Przyznał, że nie boi się powrotu na skocznię. Co więcej, nie mógł się go doczekać!

Gdy podczas Euro 2020 trwała walka o życie piłkarza Christiana Eriksena, zrozumiał, przez co przechodzili jego najbliżsi. - To było dziwne. Jakbym przeżywał retrospekcję. (…) Jeszcze lepiej zrozumiałem, przez co przechodzili moi koledzy z drużyny, moja rodzina - tłumaczył portalowi sport.tvp.pl.

Pięć miesięcy po tym, jak niemal stracił życie na skoczni, ponownie zasiadł na belce. "Zgadnijcie, kto wrócił" - pisał wtedy na Twitterze Norweski Związek Narciarski.

Podium Pucharu Świata

W październiku startował już w zawodach Letniej Grand Prix, a miesiąc później wrócił do rywalizacji w Pucharze Świata. Nie trzeba było długo czekać, aby stanął na podium.

Zrobił to w Klingenthal. Przegrał tylko z Ryoyu Kobayashim, ale mówiło się tylko o nim. "Gość dosłownie wrócił z zaświatów", "sport pisze piękne historie", "to więcej niż zwycięstwo" - pisali eksperci.

Na wyczyn Tandego brakowało określeń. Od jego koszmarnego wypadku minęło niespełna dziewięć miesięcy. Wrócił w najlepszy możliwy sposób.

Izolacja

Urósł do miana jednego z faworytów do medalu igrzysk olimpijskich. Wtedy otrzymał kolejny bolesny cios - pozytywny wynik testu na koronawirusa. Wraz z Johannem Andre Forfangiem codziennie przechodził testy. Jego izolacja ciągnęła się w nieskończoność. Sytuacja zaczęła się mocno komplikować.

Opuścił konkurs na skoczni normalnej, nie zdążył. W końcu mógł jednak wybrać się do Pekinu. Forfang nie miał takiej możliwości.

Już pierwsze treningi na dużym obiekcie pokazały, że Tande może napisać kolejną niesamowitą historię. Skoki na 139, 133 i 132 metry zrobiły wrażenie. Jeżeli utrzyma taką dyspozycję, będzie faworytem do medalu.

Skoczek, który niespełna rok wcześniej stoczył ciężką walkę o życie, pokazał, że niemożliwe nie istnieje. Wywalczenie medalu olimpijskiego będzie dla niego najlepszą nagrodą za niesamowity hart ducha.

Konkurs indywidualny na dużej skoczni odbędzie się w sobotę, 12 lutego, o godz. 12:00 czasu polskiego. Dwa dni później o tej samej porze przeprowadzona zostanie jeszcze drużynówka.

Czytaj także:
Mocne słowa polskiej skoczkini o kadrze. "To wszystko jest rozwalone"
Po ceremonii otwarcia mówił o nim cały świat. Samoańczyk pisze historię igrzysk

ZOBACZ WIDEO: To może zadecydować o medalach w skokach. "Jedyny minus"


Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)
Czy Daniel Andre Tande zdobędzie medal na dużej skoczni?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×