Śmierć na igrzyskach. Tragedia, której można było uniknąć

Lata przygotowań, ciężkiej pracy na treningach zaprowadziły Nodara Kumaritaszwiliego na olimpiadę w Vancouver. Jednak z Kanady nie wyjechał żywy.

Kamil Sobala
Kamil Sobala
Nodar Kumaritaszwili Getty Images / Richard Heathcote / Na zdjęciu: Nodar Kumaritaszwili
Igrzyska Olimpijskie w Vancouver w 2010 roku przyniosły nie tylko sukcesy sportowców, ale i także śmierć jednego z nich. Ofiarą tego święta sportu był saneczkarz Nodar Kumaritaszwili, który pędząc z zawrotną prędkością, wypadł z trasy.

12 lutego 2010 roku był dniem, w którym olimpijczycy z wielką niecierpliwością czekali na oficjalne otwarcie imprezy. Tego dnia miały odbyć się pierwsze starty "jedynek". Wśród oczekujących był także Gruzin. Ukończył on pierwszy zjazd treningowy, ale nie był z niego zadowolony.

- Boję się tego miejsca na trasie, tato. Jest cholernie szybkie, ale udźwignę to - powiedział 21-latek niedługo przed ostatnim treningiem na torze swojemu ojcu, który z kolei opowiedział o tym w rozmowie z "ABC News". Rodzic doradził synowi, aby w tym miejscu zahamował i nie podejmował ryzyka, jeżeli nie czuje się pewny. - Będzie, co będzie - odpowiedział zawodnik przed drugą próbą.

Niczym z armaty


Młody Gruzin udał się więc na miejsce startu, aby jeszcze lepiej rozgrzać się przed momentem, na który czekał i bardzo ciężko pracował. Kumaritaszwili dobrze zaczął drugi zjazd treningowy, osiągnął pożądaną prędkość, a każdy fragment trasy pokonywał bez zarzutów. Jednak nadszedł czas na zakręt, za którym czekała go śmierć.

Saneczkarz w dwunasty zakręt wszedł o wiele szybciej niż w poprzednie i przed trzynastym pędził już 144 km/h. Wchodząc w czternasty, stracił kompletnie kontrolę i wypadł z toru.

Wysoka prędkość wyrzuciła 21-latka w górę niczym katapulta, po czym uderzył w metalowy słup podtrzymujący konstrukcję dachu nad torem. W przekazie telewizyjnym dało się usłyszeć głuchy i zarazem niosący śmierć dźwięk zderzenia.

Wszyscy w tej chwili zamarli i było tylko słychać szepty pełne przerażenia. Na pomoc Gruzinowi ruszył sztab szkoleniowy, w którym znajdował się m.in. wujek Nodara. Chcieli znaleźć jak najszybsze wejście na tor, aby dotrzeć do ich podopiecznego. Zbiec z linii startu pozwolono także jego rodakowi Lewanowi Gureszidze, który miał wystartować jako następny. Zaraz po zdarzeniu wycofał się jednak z treningu.

Ekipa ratunkowa szybko dotarła do młodego zawodnika. Błyskawicznie przewieziono go do szpitala, jednak obrażenia okazały się zbyt poważne i Kumaritaszwili ostatecznie zmarł.

Tę przerażającą historię opisał przewodniczący komitetu organizacyjnego igrzysk John Furlong w swojej książce pt. "Patriot Hearts".

"Siedziałem w swoim biurze. Było po 10:00 rano i zaczynałem myśleć o ceremonii otwarcia, która miała się zacząć o 18:00. Dostałem telefon od Dave’a Cobba ze sztabu. Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak, bo mówił zupełnie innym tonem głosu. Przekazał mi informacje o wypadku, kończąc zdaniem: "Nodar ma niewielkie szanse na przeżycie" - opowiedział Kanadyjczyk.

Co dalej?


Tak wielka tragedia nie przeszkodziła jednak organizatorom w przeprowadzeniu ceremonii otwarcia zgodnie z planem. Spotkało się to oczywiście z wielkim oburzeniem.

W mediach zawrzało. Dziennikarze nie zostawiali w spokoju przewodniczącego MKOl Jacques Rogge'a. On jednak odpowiedział, że to nie czas na wydawanie wyroków, a w sprawie śmierci Gruzina zostanie wszczęte profesjonalne dochodzenie.

- Jesteśmy przekonani, że razem z przedstawicielami federacji zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby ten obiekt był dla sportowców bezpieczny - powiedział z kolei wiceprezydent komitetu organizacyjnego Tim Gayda.

W podobnej narracji swoje stanowisko przedstawili także działacze międzynarodowej federacji saneczkarskiej (ILF). Stwierdzili oni, że zawinił zawodnik, a tor nie jest bardziej niebezpieczny od innych. W oficjalnym oświadczeniu nawet pokusili się o stwierdzenie, że w sumie śmiertelny wypadek Gruzina był efektem jego fatalnej formy, ponieważ już wcześniej się wywracał na tym obiekcie.

Organizatorzy w ten sposób obronili się przed zarzutami dot. wykonania obiektu. Jednak jednego nie potrafili odeprzeć: tor był za szybki. Nawet sam Joseph Fendt, prezydent ILF, przyznał, że maksymalną prędkość, jaką saneczkarze mogli rozwinąć, powinna wynieść 137 km/h. A w praktyce zawodnicy jechali o 20 km/h szybciej.

Federacja postanowiła jednak bardziej zareagować na tragedię w Vancouver. Przed igrzyskami w Soczi przedstawiła organizatorom dyrektywy, które mówiły o tym, że parametry z kanadyjskiego toru nie mogą się powtórzyć.

Ostatnie pożegnanie


Pogrzeb Nodara był najbardziej medialnym obrzędem w Gruzji ostatnich lat. Tysiące ludzi pożegnało 21-latka, który dla wielu był prawdziwym wzorem - Chciałem wyprawić mu ucztę weselną, zamiast tego będziemy mieli stypę - powiedział ojciec saneczkarza Dato Kumaritaszwili.

Wydarzenie to było bardzo poruszające. Wielki wpływ na to miało otwarcie trumny z młodym sportowcem podczas procesji. Obraz zmarłego saneczkarza cały czas pozostawał w obiektywie telewizyjnych kamer, a w pamięci widzów może pozostać już na zawsze.

W każdym sporcie dąży się do uatrakcyjnienia widowiska. Jednak w tym przypadku zakończyło się to tragedią, której przy zachowaniu zdrowego rozsądku, można było uniknąć.

To mogło skończyć się tragedią. Alpejczyk ratował się jak skoczek narciarski [WIDEO]
Kabaret. Chińczycy przeszli samych siebie

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×