F1. Jochen Rindt - 50 lat od tragedii w GP Włoch. Jedyny pośmiertny mistrz w historii

5 września 2020 roku mija równo 50 lat od tragicznej śmierci Jochena Rindta. Austriak zginął w treningu przed GP Włoch na torze Monza. Jest jedynym w historii F1 kierowcą, który pośmiertnie został mistrzem świata.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Jochen Rindt Wikimedia Commons / Joost Evers / Na zdjęciu: Jochen Rindt
Już w dawnych latach Monza słynęła z dużych prędkości. Dlatego kierowcy wykorzystywali bolidy jadące na czele, by przerzedzić sobie powietrze i zwiększyć swoje tempo. Z tego samego powodu wiele zespołów Formuły 1 przy okazji GP Włoch montowało minimalne tylne skrzydła, aby zmniejszyć opór. Takie obrazki w F1 obserwujemy nawet w obecnych czasach.

W sezonie 1970 Ferrari było regularnie szybsze o 10-15 km/h od konkurencyjnego Lotusa. Przy okazji GP Włoch John Miles, jeden z kierowców brytyjskiej ekipy, miał narzekać na ustawienia bolidu i twierdził, że "samochód nie jedzie prosto". Jochen Rindt nie zgłaszał podobnych zastrzeżeń.

Tragiczny wypadek Jochena Rindta

Kolejnego dnia Rindt skorzystał w swoim bolidzie z innych przełożeń skrzyni biegów, by skorzystać z mniejszego oporu i osiągnąć na Monzy jeszcze większą prędkość maksymalną. Dzięki temu jego Lotus mógł rozpędzić się nawet do ok. 330 km/h.

Eksperymentalne ustawienia doprowadziły jednak do tragedii. Wystarczyło pięć okrążeń sesji treningowej, by Rindt stracił panowanie nad maszyną i rozbił się na wjeździe do zakrętu Parabolica.

- Jochen jechał za mną i powoli mnie doganiał, aż go w końcu przepuściłem. Przed Parabolicą podążałem jego śladem. Jechaliśmy bardzo szybko. On zwlekał z hamowaniem. I nagle jego bolid pojechał w prawo, po chwili w lewo, znowu w prawo, aż uderzył w bandę - powiedział później kierowca Danny Hulme, który na własne oczy widział wypadek Rindta.

Siła uderzenia była tak duża, że bolid rozpadł się na kawałki. Na dodatek Rindt miał w zwyczaju nie zapinać pasów bezpieczeństwa we wszystkich punktach mocowań, bo chciał mieć możliwość szybkiego wyskoczenia z maszyny w razie pożaru.

Podczas wypadku Rindt przesunął się w kokpicie, a pasy zawinęły się wokół jego szyi, powodując śmiertelne obrażenia. Późniejsze badania i analizy wykazały, że winę za incydent ponosi awaria przednich hamulców. Austriak został uznany za zmarłego jeszcze w drodze do szpitala w Mediolanie, a Lotus wskutek tragedii wycofał się z GP Włoch.

Proces dotyczący śmierci Rindta

Włosi, ze względu na obowiązujące tam prawo, musieli wszcząć śledztwo ws. śmierci Rindta. Długi proces doprowadził do postawienia zarzutów Colinowi Chapmanowi, który był założycielem i konstruktorem Lotusa. Po trwającym sześć lat procesie ostatecznie Chapmana oczyszczono z zarzutów.

Wrak Lotusa przejęły włoskie służby, a następnie trafił on na złomowisko w pobliżu toru Monza. Tam przeleżał kilka lat, aż w roku 1985 przypadkowo odnalazł go pewien agent nieruchomości. Odkupił on zniszczoną maszynę za grosze, a w roku 1993 wymienił go na bolid Formuły 3 produkcji firmy Lola. Od tego czasu pojazd, w którym zginął Rindt, stoi w jednym z prywatnych garaży pod Mediolanem.

Do pogrzebu Rindta doszło 11 września 1970 roku w Grazu. - Umrzeć, robiąc coś, co się kochało robić, to umrzeć szczęśliwie. Cieszyłeś się szacunkiem każdego z nas. Podziwialiśmy cię. Bez względu na to, co wydarzy się w pozostałych Grand Prix, jesteś dla nas wszystkich mistrzem świata - mówił podczas pogrzebu Rindta jego kolega z toru, kierowca Joakim Bonnier, który sam dwa lata później zginął w wypadku w trakcie wyścigu 24h Le Mans.

Pośmiertny mistrz świata F1

W chwili śmierci Rindt miał na swoim koncie zwycięstwa w pięciu z dziesięciu Grand Prix. To pozwoliło mu wypracować sobie bezpieczną przewagę nad rywalami w klasyfikacji generalnej F1.

"Stewart lub Brabham muszą ukończyć pozostałe wyścigi na drugich miejscach i do tego wygrać co najmniej jeden z nich, aby pobić wynik Rindta. FIA zadecyduje dopiero, czy Jochen może zostać pośmiertnie mistrzem świata. Jeśli jego wynik nie zostanie pokonany przez innych, to z pewnością zasłużył na tytuł" - pisał w swoim tekście po śmierci Rindta dziennikarz Simon Taylor.

Jacky Ickx zmniejszył straty do Jochena Rindta do 17 punktów po kolejnym GP Kanady. Oznaczało to, że w przypadku wygranych w dwóch kolejnych wyścigach F1, tytuł mistrza świata powędruje na jego konto. Jednak już w GP USA Ickx zajął dopiero czwarte miejsce. Wtedy stało się jasne, że mistrzowski laur pośmiertnie powędruje do Rindta.

Trofeum za zdobycie mistrzostwa odebrała jego żona, Nina. Wręczył je kolega Rindta z toru - Jackie Stewart, podczas specjalnej uroczystości, jaka odbyła się 18 listopada w pobliżu Place de la Concorde w Paryżu.

Czytaj także:
Leclerc gotów cierpieć. Monakijczyk czeka na powrót Ferrari do formy
Netflix przedstawi kulisy życia Ayrtona Senny

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewis Hamilton zaskoczył sprzątaczkę. Tego się nie spodziewała
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×