James Hunt - playboy za kierownicą cz. II

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Towarzystwo nieźle nawywijało. Gdy pub, w którym młodzież spożywała alkohol został zamknięty, impreza przeniosła się do domu jednego z młodzieńców. Po kolejnych kilku głębszych wszyscy wsiedli do swoich aut i ruszyli z piskiem opon. James w swoim Fiacie 500 na przedzie, a reszta za nim. Kumpel jadący z Huntem w pewnym momencie wystawił głowę przez szyberdach i zaczął krzyczeć w stronę Chrisa Jonesa prowadzącego MGB. Nagle lider "procesji" zauważył stojący na drodze samochód. Auto należało do jego znajomego, który szukał domu, w którym odbywała się balanga. Hunt w ostatniej chwili ominął pojazd, ale efektowny manewr przypłacił równie efektownym uderzeniem w latarnię. W obawie o reakcję ojca chłopak wymyślił na poczekaniu historyjkę pomijającą wątek alkoholowy i opowiadającą o tym jak jadąc z prędkością niecałych trzydziestu kilometrów na godzinę uderzył w stojący na środku drogi samochód z wyłączonym światłami. Żeby uwiarygodnić tę wersję wydarzeń, przyprowadził do domu znajomych.

- Wallis wyszedł do nas w szlafroku - wspomina Chris Jones. - Wtedy pomyślałem sobie: "Jezu, to się nie może udać". Sytuacja była beznadziejna, a większość kumpli słaniało się na nogach. James nie chciał nic powiedzieć, a kolega, którego do tego wyznaczył, zapomniał co ma mówić i ciągle czkał. Ojciec oczywiście zdenerwował się na syna i postanowił, że fiacik nie zostanie naprawiony. To miało przypominać młokosowi o jego kolejnym wybryku.

Choć chłopak w końcu uspokoił się nieco za kółkiem, to nadal szukał przygód z nutką adrenaliny. Uwielbiał jazdę na nartach, której po raz pierwszy zasmakował w 1965 roku w górach Cairngorm. Tak mu się spodobało, że już następnego dnia po powrocie do domu zaczął planować, że za rok wybierze się w Alpy i poszaleje na deskach na całego. Jego marzenie się spełniło i wraz z siostrą odwiedził wkrótce Szwajcarię. Byłoby zupełnie pięknie, gdyby wrócił stamtąd bez szwanku, ale on jak zawsze musiał coś wykombinować i wyprawę do krainy Helwetów przypłacił złamaniem ręki. Opowiadał, że spadł na ziemię z dużej wysokości po tym jak pozując do zdjęcia na balkonie oparł się o balustradę, a ona pękła.

James należał do ludzi, którym ciężko usiedzieć na miejscu. Był nadpobudliwy, a chwilowa niezdolność do aktywności sportowej sprawiła, że zaczął palić jeszcze więcej papierosów niż dotychczas. "Ping" również lubiła "puścić dymka", ale to się już młodzieńcowi nie podobało. - Pewnego wieczora byliśmy na imprezie i akurat sobie stałam z drinkiem w jednej ręce i papierosem w drugiej - opowiada ówczesna sympatia legendarnego kierowcy. - "Wyglądasz głupio i wcale tego nie lubisz. Wywal to świństwo", rzekł stanowczo. Zrozumiałam, że on ma stuprocentową rację. Wtedy właśnie rzuciłam palenie i jestem mu za to bardzo wdzięczna.

Hunt lubił chodzić na imprezy i w opinii kobiet uchodził za niezwykle przystojnego, ale nigdy nie przywiązywał większej wagi do swego ubioru. Oczywiście w Wellington College zawsze nosił krawat i marynarkę, lecz na tym jego elegancja się kończyła. - Nie należał do modnisiów - wspomina "Ping". - Było mu raczej obojętne, co ma na sobie, a zazwyczaj wyglądał tak samo: brązowe buty Hush Puppies, tradycyjne spodnie oraz sweter w serek.

James Hunt stał się słynny na cały świat poprzez wyścigi samochodowe. Bakcyla połknął dzięki swojemu partnerowi od tenisowej gry w debla, Chrisowi Ridge'owi, który na dzień przed osiemnastymi urodzinami zabrał go na słynny tor Silverstone, gdzie jego starszy brat Simon rywalizował w klubowych wyścigach Mini. - Do tamtej pory nie miałem pojęcia, że istnieje w ogóle takie coś jak wyścigi klubowe - przywołuje tamte wydarzenia James. - Sporty motorowe wydawały mi się czymś niesłychanie odległym, w czym specjalizował się Jim Clark i zawodnicy z kontynentu, noszący bardzo długie nazwiska. Dlatego nie mogłem się z nimi identyfikować. Wtedy ujrzałem jednak coś będącego w zasięgu zwykłego śmiertelnika. To była odpowiedź na zaspokojenie mojej potrzeby rywalizacji.

Tamtego dnia na Silverstone nastoletni James Hunt wiedział już, czemu chce się poświęcić w najbliższej przyszłości: - Pomyślałem, że to jest cholernie ekscytujące. Uwielbiałem szybką jazdę i ciągle organizowaliśmy z przyjaciółmi osiedlowe wyścigi. Nagle zobaczyłem brata mojego kumpla, który miał dwudziestkę na karku i marne grosze w kieszeni. Pracował jako mechanik i za zarobione pieniądze zbudował sobie wyścigowego Mini Coopera. Wszyscy członkowie tego klubu pochodzili ze zwykłych domów i pielęgnowali swoje hobby za zaoszczędzoną kasę. To dodawało mi wiary w siebie, że nie jestem bez szans, i że mogę pójść w ich ślady.
Marzenia jednak rzadko kiedy idą w parze z rzeczywistością. W samej Wielkiej Brytanii były tysiące nastolatków śniących o karierze zawodowego kierowcy, z których niemal wszyscy musieli pogodzić się z tym, że są zbyt mało utalentowani i zdeterminowani w dążeniu do celu. Wierzchołkiem wyścigowego szczytu była oczywiście Formuła 1, do której dostać się mogli tylko najlepsi z najlepszych. Pomimo trudności James nie zamierzał się zniechęcać. Gdy wrócił do domu z zawodów na Silverstone, oznajmił rodzicom: - Wasze obawy o moją przyszłość są już nieaktualne. Zostanę kierowcą wyścigowym. Będę mistrzem świata. Wallis i Sue aż zaniemówili z wrażenia. Zaczęli się zastanawiać, czy ich synowi hormony uderzyły do głowy, czy może tuż przed osiemnastymi urodzinami postradał zmysły.

Koniec części drugiej. Kolejna już w najbliższy wtorek.

Bibliografia: Daily Mail, The Independent, Gerald Donaldson - James Hunt The Biography, bbc.com, espn.co.uk.

Poprzednie części:
James Hunt - playboy za kierownicą cz. I

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×