Protesty po wyborach w Brazylii. Problemy Ferrari w drodze do Sao Paulo

W Brazylii zwolennicy Jaira Bolsonaro nie potrafią się pogodzić z porażką polityka w wyborach prezydenckich. W niektórych regionach doszło do protestów, które uprzykrzyły życie Ferrari w drodze na GP Sao Paulo.

Katarzyna Łapczyńska
Katarzyna Łapczyńska
Charles Leclerc Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc
W ubiegły weekend w Brazylii odbyły się wybory prezydenckie, które mogą mieć spory wpływ na przyszłość kraju. Porażkę w nich poniosła dotychczasowa głowa państwa. Skrajnie prawicowy Jair Bolsonaro zdobył mniej głosów niż kandydat środowisk lewicowych - Luiz Inacio Lula da Silva. Zwycięzca uzyskał 50,9 proc. poparcia. Przełożyło się to na ok. 2 mln głosów.

Część zwolenników Bolsonaro nie pogodziła się z porażką swojego faworyta i wyszła na ulice. Doszło do zablokowania autostrad i najważniejszych dróg krajowych. W niektórych miejscach protestujący spalili też opony, uniemożliwiając przejazd samochodów. Utrudnili tym samym życie zespołom Formuły 1, o czym donosi włoski serwis "Formula Passion".

W drodze na tor Interlagos w okolicach Sao Paulo, gdzie za nieco ponad tydzień rozegrany zostanie kolejny wyścig F1, utknęły ciężarówki transportujące m.in. sprzęt Ferrari. Na szczęście czasu do rozegrania GP Sao Paulo jest na tyle dużo, że ekipy nie powinny napotkać większych kłopotów z rozpakowaniem swojego sprzętu i przygotowaniem garaży na wyścig królowej motorsportu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siatkarz romantyk. Taką niespodziankę sprawił partnerce

Na dodatek sytuacja w Brazylii powinna uspokoić się w kolejnych dniach. Z informacji agencji Reuters wynika, że Bolsonaro jeszcze we wtorek wygłosi oświadczenie, w którym uzna wyniki wyborów prezydenckich i pogodzi się z porażką. To zaskoczenie, bo wcześniej w trakcie kampanii ciągle urzędująca głowa państwa powtarzała, że może nie uznać wyników elekcji.

Co ciekawe, sam Bolsonaro wcześniej przyczynił się do innych problemów F1. Jako prezydent Brazylii optował za przeniesieniem wyścigu do Rio de Janeiro i zdążył nawet poinformować, że od roku 2020 najlepsi kierowcy świata rywalizować będą w tym mieście. Tak się jednak nie stało, a lokalne media budowę toru w pobliżu Rio de Janeiro nazwały mianem "jednego z największych przekrętów w przetargach publicznych".

Tor w Rio de Janeiro miał powstać w Deodoro. To dawna baza wojskowa, która w części została wykorzystana podczas igrzysk olimpijskich w 2016 roku. Odbywały się tam m.in. mecze hokeja czy rugby, zawody BMX i pięcioboju. Znajduje się ona w okolicy terenów chronionych, przez co brazylijski sąd zablokował wycinkę drzew i tym samym budowę obiektu.

W trakcie prezydentury Bolsonaro prowadzono wycinkę lasów Amazonii na rekordową skalę, dlatego też w kraju nikogo nie dziwił fakt, że głowa państwa chce poświęcić cenne tereny wokół Deodoro na rzecz budowy toru wyścigowego.

Czytaj także:
To koniec Micka Schumachera w F1. Jego następca jest pewny swego
Słowa Alonso rozbawiły Hamiltona. Spięcie mistrzów F1

Czy Ferrari wygra GP Brazylii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×