Przemysław Tytoń: Nie mówimy, że bramkarz został bohaterem

- Możecie mi nie wierzyć, ale dla mnie się liczy sukces drużyny, a nie osobiste zwycięstwo - mówi Przemysław Tytoń, bohater reprezentacji Polski, który obronił rzut karny.

Artur Długosz
Artur Długosz

- Patrząc na przebieg meczu, to nie tańczyliśmy w szatni. Punkt trzeba szanować. To są mistrzostwa. Nie mogę tego powiedzieć, że wynik jest zły - mówił na gorąco Przemysław Tytoń, bramkarz reprezentacji Polski. Rezerwowy golkiper pojawił się na boisku w momencie, gdy za czerwoną kartkę plac gry opuścił Wojciech Szczęsny. Tytoń tuż po wejściu na murawę obronił rzut karny. - Analizowaliśmy, jak strzela rzuty karne Karagounis. Nie pamiętam jednak co mówił do mnie trener bramkarzy, jak wiązałem buty i przygotowywałem się do wejścia na boisko. Skupiałem się tylko na sobie i na skoncentrowaniu się, wyciszeniu. Dochodziło do mnie, co mi mówili, ale tak nie do końca - wyjaśniał zawodnik PSV Eindhoven.

Tytoń zaznaczył, że do meczu przygotowywał się, jakby miał wystąpić od pierwszej minuty. - Czy siedzę na ławce czy nie, to staram się być optymalnie przygotowany do spotkania. Takie sytuacje mogą się zdarzyć. Wiedziałem przed meczem, że jestem numerem dwa do bramki. Jak sędzia odgwizdał jednak rzut karny, to pierwsze co pomyślałem, to "o kurde, rzut karny". Dopiero później wpadłem na to, że jest czerwona kartka dla Wojtka Szczęsnego. Tak to wyglądało. Sam się poderwałem z ławki, a trener powiedział "Przemek szybko chodź tutaj" - powiedział Tytoń.

Tytoń wyglądał na w miarę zadowolonego, chociaż on nie uważa się za szczęśliwego. - Nie do końca jestem uśmiechnięty. Nie cieszę się. Gdybym nie obronił rzutu karnego, to byłoby 1:2 i prawdopodobnie ciężko by było strzelić bramkę. Spotkanie zakończyło się wynikiem 1:1. Dlaczego mam się nie cieszyć z tego dnia? Szanujemy ten punkt, ale na pewno nie sprawia on w nas hurraoptymizmu - podkreślił bramkarz.

Jak w szatni po meczu wyglądał Wojciech Szczęsny? - Wojtek w szatni wyglądał w porządku. Grzywkę miał zaczesaną do boku. Mówiąc już poważnie, to wyglądał normalnie. Nie przepraszał, dlaczego miałby to robić? Osłabił drużynę, ale gdyby tego nie zrobił, to być może stracilibyśmy gola - skomentował Tytoń. - Tu nie chodzi o to, żebyśmy walczyli między sobą w tym momencie, tylko żeby każdy się wspierał. Mamy jeden wspólny mecz. Możecie mi nie wierzyć, ale dla mnie się liczy sukces drużyny, a nie osobiste zwycięstwo - zaznaczył bramkarz.

Zawodnicy reprezentacji Polski nie wyglądali jednak na zadowolonych. - W szatni był niedosyt, ale nie łamiemy się, bo mistrzostwa wciąż trwają. Nasze ambicje są większe, dlatego w głowach wszystkich zawodników jest pewien niedosyt. Szkoda, kurczę szkoda... - powiedział Tytoń.

Tytoń, mimo iż świetnie poradził sobie przy obronie rzutu karnego, ma jednak nadzieję, że więcej sędziowie nie będą już ich odgwizdywać przeciwko biało-czerwonym. - Lepiej żeby już więcej nie było tych rzutów karnych. Nie mówimy, że bramkarz został bohaterem. Robert Lewandowski strzelił piękną bramkę. Cała drużyna dała z siebie ile mogła. Nie można chłopakom odmówić woli walki i tego zaangażowania. Wszyscy dołożyliśmy jakąś cegiełkę i jestem daleki od wystawiania na pierwszy plan jednego czy drugiego zawodnika - stwierdził zawodnik grający w lidze holenderskiej.

Teraz przed Polakami spotkanie z Rosją. - Przed nami mecz z Rosją, a potem drugie spotkanie grupowe. Zobaczymy jak będzie. Ciężko mi powiedzieć jak będę teraz spał. W sobotę mamy trening regeneracyjny. Będę starał się wypocząć jak najlepiej - zaznaczył zawodnik.

Tytoń nie wiedział, który to rzut karny obroniony przez niego. - Każdy jest zdrowy, także nic złego się nie stało. To jest turniej. Nie wiem który to mój karny obroniony. Proszę, sami policzcie - mówił do dziennikarzy.

- Zagram w meczu we wtorek z Rosją? Tak? Na razie dzisiaj jest piątek i staram się spokojnie do tego podchodzić. Najważniejszym momentem w moim życiu były jednak narodziny mojej córki - podsumował.

Z Warszawy dla portalu SportoweFakty.pl, Artur Długosz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×