Czarny koń znad Bosforu

Ambicja, wola walki, serce do gry. Reprezentacja Turcji swoją postawą na Mistrzostwach Europy zyskała uznanie niemal wszystkich sympatyków futbolu nie tylko na starym kontynencie, ale i na całym świecie. Wyczyny nieobliczalnej drużyny Fatiha Terima piłkarski świat zapamięta na bardzo długo.

Agnieszka Kiołbasa
Agnieszka Kiołbasa

Przed rozpoczęciem turnieju finałowego Euro 2008 ekipie znad Bosforu nikt nie dawał większych szans na wyjście z grupy. Murowanymi faworytami do awansu byli Portugalczycy i Czesi, którzy zazwyczaj na Mistrzostwach Europy zachodzili bardzo daleko. Tymczasem zdarzył się cud. Turcja udowodniła, że w futbolu liczą się nie tylko umiejętności. Ambicją i wolą walki można zdziałać naprawdę dużo. Wystarczy tylko chcieć i mocno wierzyć. - Swoją postawą na mistrzostwach niesiemy przesłanie nie tylko dla futbolu, ale dla życia - powiedział Fatih Terim i trudno nie przyznać mu racji. Cechy charakterystyczne Turcji mają wartość w każdej dziedzinie życia, nie tylko w sporcie.

Pierwszy występ Turków rzeczywiście potwierdził przewidywania ekspertów. Drużyna spod znaku półksiężyca po słabym meczu zasłużenie przegrała z Portugalią 0:2. Początek końca? Nic bardziej mylnego. W konfrontacji z gospodarzami turnieju Szwajcarami Turcja odwróciła niekorzystne losy spotkania, zadając decydujący cios w samej końcówce meczu. Niemożliwego piłkarze Terima dokonali w kolejnym starciu, przeciwko faworyzowanym Czechom. Wystarczyło im piętnaście minut, by wyjść zwycięsko z pojedynku , który dziewięć na dziesięć drużyn na pewno by przegrało. Nasi południowi sąsiedzi prowadzili z Turkami 2:0, ale niestrudzeni wojownicy Fatiha Terima przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść, wbijając gwóźdź do trumny Czechów w ostatnich minutach rywalizacji.

Piłkarski świat był pod wrażaniem wyczynów wcześniej skazywanych na pożarcie Turków. Zabójcze końcówki stały się wizytówką tej reprezentacji. - Na ćwierćfinale zakończy się piękny sen Turcji - przewidywali co niektórzy. Mecz przeciwko Chorwacji rzeczywiście nie był najlepszy w wykonaniu reprezentacji znad Bosforu, ale emocjonująca końcówka dogrywki i same rzuty karne wynagrodziły najbardziej wybrednym widzom mało emocjonujące dwie godziny rywalizacji. Nihat i spółka znowu dokonali cudu. Stracili bramkę w ostatniej minucie dogrywki, by po chwili doprowadzić do wyrównania i ostatecznie awansować do półfinału po serii rzutów karnych. Szczęście? Po części, ale nie do końca. Triumfalny marsz Turków ku finałowi można by tłumaczyć jedynie szczęściem, gdyby ci odwrócili niekorzystne losy rywalizacji po niesamowitej końcówce warunkach tylko raz. Oni dokonali tego trzykrotnie. Zdecydowanie większy wpływ na ich wyniki miały: ambicja, wielki charakter i wola walki. Bez tego i Fortuna by nie pomogła.

Po niesamowitym ćwierćfinale Fatiha Terima okrzyknięto Imperatorem, a o zawodników Turcji zaczęła się bić połowa europejskich drużyn. Arda Turan, Topal Ahmet, Kazim Kazim jeszcze tego lata powinni zmienić barwy klubowe. Włochy? Hiszpania? Anglia? Czas pokaże, ale po tak przekonujących występach piłkarski świat na pewno stoi przed nimi otworem.

Przygoda Turcji z wielką piłką zakończyła się na półfinale. Zdziesiątkowane kontuzjami i zawieszeniami za nadmiar kartek wojownicze lwy Terima ostatecznie nie dały rady faworyzowanym Niemcom. Do dyspozycji selekcjonera w tym spotkaniu było zaledwie trzynastu zawodników. Turcy przegrali, ale walczyli z wyżej notowanym rywalem jak równy z równym. Postronny obserwator na pewno nie zauważył, że w większości na boisku gra rezerwowy skład. Zmiennicy dali z siebie wszystko i do pełni szczęścia zabrakło im naprawdę niewiele. Turcja została pokonana jej własną bronią. Niemcy zdobyli decydującą bramkę w ostatniej minucie rywalizacji, grzebiąc nadzieje przeciwnika na awans do wielkiego finału.

Europa i świat już sam awans do półfinału uznały za wielki sukces tureckiego futbolu. Piłkarze i selekcjoner Fatih Terim, który już zapowiedział rozbrat z reprezentacją, mogą w pewnym sensie poczuć się zwycięzcami tego turnieju. Miejsca na podium i sympatii kibiców ze wszystkich stron świata nic im nie zabierze. Turcja dała sygnał innym niedocenianym drużynom tego świata: Nieważne z kim grasz. Ambicją, wolą walki jesteś w stanie zniwelować różnice w umiejętnościach, które dzielą ciebie od rywala. Siła tkwi w zespole. Nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy mocno chcieć - zdają się mówić swoimi występami Turcy. Może za dwa lata to przesłanie weźmie sobie do serca reprezentacja Polski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×