Gołowkin vs Alvarez: Kosmiczny bój zwieńczony remisem

Tak to wygląda, gdy w ringu mierzy się ze sobą dwóch najlepszych pięściarzy kategorii średniej. Giennadij Gołowkin i Saul Alvarez stworzyli kapitalne dwunastorundowe widowisko zwieńczone remisem. Kazach zachował miano czempiona czterech federacji.

Piotr Jagiełło
Piotr Jagiełło
Giennadij Gołowkin vs Saul Alvarez Getty Images / Na zdjęciu: Giennadij Gołowkin vs Saul Alvarez

Walka roku

W opinii wielu ekspertów starcie Giennadija Gołowkina (37-0-1, 33 KO) z Saulem Alvarezem (49-1-2, 34 KO) to absolutny hit tego roku w zawodowym boksie. Z jednej strony barykady ustawił się mistrz świata aż czterech federacji w kategorii średniej (limit wagowy do 72,6 kg), z drugiej gwiazda Latynosów i czempion dwóch dywizji wagowych. W mojej opinii Kazach od jakiegoś czasu zasługuje na miano najlepszego pięściarza świata, z kolei "Canelo" jest numerem jeden w komputerowym zestawieniu BoxRec. - To może być najlepsza walka dekady w boksie - zapowiadał ekspert Maciej Miszkiń.

Zwykło się mówić, że mistrzowie wykuwają się w Las Vegas, więc nie mogło być lepszego miejsca do zorganizowania batalii o takim ciężarze gatunkowym. Pojedynek odbył się w wypełnionej po brzegi, mogącej pomieścić blisko 20 tysięcy widzów hali T-Mobile Arena. Bilety, choć do tanich nie należały, rozeszły się błyskawicznie. Za najtańsze wejściówki należało zapłacić 300 dolarów, podczas gdy miejsca najbliżej ringu wiązały się z wydatkiem bagatela 18 tysięcy złotych! Po raz kolejny okazało się, że wielki sport broni się sam.

Gołowkin ma za sobą udaną karierę amatorską, której zwieńczeniem był srebrny medal olimpijski w Atenach w 2004 roku. Takich sukcesów nie ma Alvarez, bo i mieć nie może. Zadebiutował na zawodowstwie w październiku 2005 roku, mając zaledwie 15 lat.

ZOBACZ WIDEO Znakomity nokaut! Ten cios dokonał dzieła zniszczenia

Kosmiczny mecz i sędziowski dylemat

- To jest moment, na który czekaliśmy wszyscy - mówił na ringu legendarny konferansjer Michael Buffer. I miał rację, bowiem to zestawienie stało się pragnieniem fanów.

Gołowkin i Alvarez rozpoczęli walkę w dość spokojnym tempie, próbując się wzajemnie zaszachować. Kazach w swoim stylu wywierał presję nogami i próbował ustawić sobie oponenta, ale Meksykanin wspierany przez głośną rzeszę fanów nie popełniał błędów, w dodatku był szybki w obronie. "Canelo", jak na Latynosa przystało, szukał ciosów na korpus, które są wizytówką jego pięściarskiego kunsztu. Asem w talii "GGG" jest z kolei lewy prosty, ponoć silny jak uderzenie młotem. Tę broń ze swojego arsenału wyjął w trzeciej rundzie, ale nie bił tak intensywnie, jak we wcześniejszych walkach.

Skoro mierzy się dwóch najlepszych bokserów wagi średniej, fajerwerki są nieuniknione, a te nastąpiły w piątej rundzie. Panujący mistrz świata trafił bardzo mocnym prawym sierpowym, a Alvarez mową ciała dał znać, że takie próby nie robią na nim żadnego wrażenia. 27-latek z Guadalajary świetnie balansował przy linach i znalazł także swoją odpowiedź na intensywny akcent rywala. Kibice końcówkę tej odsłony oglądali na stojąco i głośnymi brawami podsumowali starania bohaterów arcyważnej konfrontacji.

W ósmej rundzie dochodziło już do regularnych i obustronnych wymian. Gołowkin nieustannie kroczył za Alvarezem i nie dawał mu ani chwili wytchnienia, a ten w odpowiedzi wystrzelił kapitalnym prawym podbródkowym, po którym głowa "GGG" odskoczyła. Wydawało się, że kondycja bombardiera z Karagandy jest nieco osłabiona, podczas gdy Meksykanin boksował bardziej ekonomicznie.

Cóż za kapitalne emocje przeżywaliśmy w 10. starciu! Bomby wybuchały od samego początku, a Alvarez trafił mocnym prawym i wydawało się, że pod Gołowkinem ugięły się nogi. Wkurzony czempion natychmiast chciał wyrównać straty i mieliśmy między linami temperaturę wrzenia.

Wieńcząca wspaniałe dzieło 12. runda to już wojna totalna i brak jakiejkolwiek kalkulacji. Obaj stawiali wszystko na jedną kartę i choć nokaut wisiał w powietrzu, to odporność szczęki u tych gladiatorów zdała egzamin. Po ostatnim gongu do głosu doszli sędziowie punktowi, a rozbieżność ich decyzji była ogromna. Trzech arbitrów i trzy różne interpretacje przebiegu wspaniałej batalii - zdecydowanie zawyżone 118:110 dla Alvareza, 115-113 dla Gołowkina i remis 114-114, co w ostatecznym rozrachunku oznacza, iż pojedynek nie został rozstrzygnięty, a "GGG" zachował trofea IBF, WBC, WBA i IBO.

Rewanż jest nieunikniony

Wszystko przemawia za tym, że Gołowkin i Alvarez muszą spotkać się w ringu ponownie. Po pierwsze - żaden z nich nie znajdzie większego wyzwania. Po drugie - za żadną inną potyczkę nie zarobią takich pieniędzy. Po trzecie - teraz być może mają sobie jeszcze więcej do udowodnienia. A to wszystko składa się w logiczną całość, zwłaszcza, że "Canelo" miał mieć w kontrakcie zapisaną klauzulę o drugiej walce.

Co do wysokości zarobków, w mediach przewijały się różne wersje. Gwarancja gaży na poziomie co najmniej 15 mln dolarów dla obu - pisały jedne media. Inne informowały, że Gołowkin zarobi 3 mln "zielonych", Alvarez 5 - plus oczywiście gigantyczne dodatkowe wpływy ze sprzedaży Pay-Per-View. W USA pakiet PPV kosztował niespełna 80 dolarów.

Pieniądze to nie wszystko. Zwłaszcza, że w rewanżu będą one jeszcze większe. Teraz każdy już wie, że takiego widowiska po prostu nie wypada przegapić.


Jaki werdykt byłby słuszny w tej walce?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×