Żużel. "Życie w Polsce nie było idealne". Jason Doyle nie będzie tęsknił za mieszkaniem w naszym kraju

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Jason Doyle
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Jason Doyle
zdjęcie autora artykułu

Jason Doyle przez cały miniony sezon mieszkał w Polsce. Były mistrz świata niezbyt miło wspomina ten okres. - Życie w Polsce nie było idealne - mówi australijski żużlowiec.

W tym artykule dowiesz się o:

Zagraniczni żużlowcy PGE Ekstraligi przed minionym sezonem - z uwagi na ograniczenia związane z pandemią koronawirusa, m.in. obowiązkowej kwarantannie przy przekraczaniu granic państw - zostali skoszarowani w Polsce. To zwykle oznaczało rozłąkę z rodziną.

Domem Jasona Doyle'a przez kilka miesięcy została Częstochowa. Tymczasem jego żona Emily została w domu pary w angielskim Norfolk. - Myślałem, że potrwa to kilka tygodni i będę mógł wrócić z powrotem do Wielkiej Brytanii. Fakt, że jednak nie mogę wrócić, był dla mnie szokiem - wyznaje Doyle w rozmowie ze speedwaygp.com.

- Brakowało mi angielskiego stylu życia. Przebywanie w Polsce jest w porządku, ale przez jeden czy dwa dni, gdy uczestniczymy w meczach ligowych. Samo życie tam nie było idealne - stwierdza były mistrz świata.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy

- W Częstochowie wszyscy byli cudowni, bycie tam nie stanowiło dla mnie problemu, ale nie miałem swoich domowych wygód. Mieszałem w lokalu na trzecim piętrze, w kraju, którego obywatele zbyt dobrze nie mówią po angielsku. Tym bardziej, że Częstochowa nie jest dużym miastem, więc wiele osób nie rozumie języka angielskiego - wspomina Doyle.

Dodaje, że pod kątem komunikacji swobodnie czuł się tylko wtedy, gdy spotykał się z Fredrikiem Lindgrenem i jego żoną, którzy podobnie jak Doyle zamieszkali w Częstochowie.

Podkreśla przy tym, że samo mieszkanie w Polsce nie miało negatywnego wpływu na jego formę. Gorsza dyspozycja na początku sezonu wynikała z braku jazdy poza granicami naszego kraju. - Myślę, że brak jazdy był dla mnie największym problemem. Nie jeździłem, przez co zbyt dużo myślałem - uważa nowy żużlowiec Fogo Unii Leszno.

- W środę, czasem w czwartek, trenowałem przed meczem polskiej ligi, w piątek lub niedzielę było spotkanie. W międzyczasie jeździłem na rowerze, trenowałem lub siedziałem w małym mieszkaniu, myśląc o motocyklach. Tymczasem gdy cały czas jeździ się na żużlu i podróżuje, nie myśli się o złych spotkaniach i złych rzeczach dookoła. U mnie miał miejsce efekt domina. Wszystko w połowie roku wymknęło się spod kontroli i stało się koszmarem. Myślałem, że lepiej sobie z tym poradzę, ale będąc z dala od domu było mi z tym ciężko - przyznaje Doyle.

Zobacz też: Żużel. Andrzej Witkowski chce powiększenia PGE Ekstraligi do 10 drużyn. Konkretne rozmowy w styczniu Żużel. Prezes Stali Gorzów komentuje propozycję powiększenia PGE Ekstraligi. Widzi jedno zagrożenie

Źródło artykułu:
Komentarze (11)
avatar
RECON_1
13.12.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mam prace w ktorej mam czesty kontakt z ibcokrajowcami,od dzis koniec z rozmowa po angielsku gdy oni przyjada tutaj:) a gdy ja pojade do jedengo czy drugiego kraju bede mial pretensje ze nie mo Czytaj całość
avatar
Szef na worku
13.12.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Tyle lat w Polsce i nie nauczyć się języka pracodawcy Jasonku? Wstyd.  
Na zawsze Start
13.12.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Jak się pracuje i od mieszka tam gdzie się pracuje to nieznajomość miejscowego języka jest obciachowa. Polacy pracujący w Anglii posługują się językiem angielskim w stopniu przyzwoitym.  
avatar
Zielakowski
13.12.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jak Polski za trudny to niech na migi jedzie  
leonidaswro
13.12.2020
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
@obserwator SE: Zacznę cytatem z "Seksmisji": "abstrahujesz od układu odniesienia". W Polsce całkiem spory odsetek społeczeństwa w rożnym stopniu biegłości Czytaj całość