Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Farsa ze sprawą Maksyma Drabika. Grzegorz Zengota przeszedł drogę z piekła do nieba

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Maksym Drabik.
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Maksym Drabik.
zdjęcie autora artykułu

Przeciągająca się sprawa Maksyma Drabika i powrót na tor Grzegorza Zengoty - te tematy omówiono w Magazynie PGE Ekstraligi. Gościem programu był dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej, który opowiedział o procesie zawodnika Betard Sparty Wrocław.

7 października dojdzie do rozprawy Maksyma Drabika przed Trybunałem Arbitrażowym przy PKOL-u. Sprawa ciągnie się już od ponad dwunastu miesięcy, bowiem 22 września 2019 roku Drabik przyznał się do zastosowania niedozwolonej wlewki witaminowej. Wciąż jednak nie poznaliśmy ostatecznej decyzji i kary, jaka spotka zawodnika Betard Sparty Wrocław.

- Przeciągający się proces to m.in. rezultat wykorzystywania wszelkich możliwych sposobów, żeby odwoływać się od decyzji. Teraz wiemy, że sprawa trafiła do Trybunału Arbitrażowego przy PKOL-u. To wszystko trwa. Chciałoby się, żeby trwało to szybciej. Zakładam, że przeciągający się proces rozstrzygnięcia tej sprawy jest poniekąd wynikiem pandemii koronawirusa i to ma swój wpływ na dłuższe procedowanie - mówił Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej w Magazynie PGE Ekstraligi w nSport+.

- Jeśli chodzi o datę podjęcia decyzji, to w grę wchodzą dwa scenariusze. Może to nastąpić już 7 października i tego wszyscy byśmy oczekiwali. Natomiast może być też tak, że orzeczenie wyroku nastąpi później i 7 października zostanie przeprowadzona tylko rozprawa.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Sprawa Drabika to niebezpieczny precedens. Nie powinno to trwać tak długo

- Co do samego rozstrzygnięcia, to w mojej ocenie jedynym słusznym rozwiązaniem jest podtrzymanie decyzji Panelu Dyscyplinarnego, a tym samym nieprzyznanie wyłączenia dla celów terapeutycznych z mocą wsteczną, co później uruchomi właściwą procedurę dyscyplinarną.

- Maksymalna kara, która mogłaby być nałożona, to 4 lata dyskwalifikacji. W tym konkretnym przypadku, kiedy zawodnik przyznał się do zastosowania infuzji i cały czas twierdzi, że to był cel medyczny, a nie dopingowy, to kara, która grozi zawodnikowi, to 2 lata dyskwalifikacji. Bieg kary rozpocząłby się od ogłoszenia wyroku dyscyplinarnego.

- W przypadku, kiedy będziemy już dysponować wyrokiem Trybunału Arbitrażowego przy PKOL-u i jeśli ten wyrok utrzyma decyzję w sprawie odmowy wydania o wsteczne TUE, to wtedy dojdzie do tymczasowego zawieszenia zawodnika.

- Jeżeli otrzymalibyśmy decyzję 7 października i decyzja byłaby negatywna dla zawodnika, to tego samego dnia jesteśmy w stanie przekazać informację do klubu i PGE Ekstraligi o zawieszeniu zawodnika - zakończył Rynkowski.

W niedzielnym magazynie poruszono również temat powrotu na tor Grzegorza Zengoty. Przypomnijmy, że 32-latek wrócił do ścigania po ponad półtorarocznej przerwie spowodowanej kontuzją nogi.

- To nie był żaden wypadek. To było po prostu niefortunne zdarzenie, które się wydarzyło. Nikt nie zawinił, tylko być może moja zbyt duża pewność siebie - mówił Zengota w materiale przygotowanym przez stację nSport+.

- W moim złamaniu niedobre było to, że jeden z odłamów uciskał na tętnice. Krew, która powinna dopływać, niestety nie dopływała, a komórki, które potrzebują "na przeżycie" tej krwi, po 7-8 godzinach zaczęły obumierać. Łącznie miałem około 10-11 operacji. Cały czas jednak na końcu tej drogi widziałem pozytywne zakończenie.

- To już w pewnym sensie jest sukces, że ja wróciłem na tor. Nie nakładam na siebie żadnej presji, żadnych oczekiwań. Po prostu staram się cieszyć każdym kółkiem, które odjeżdżam na torze i każdym startem. Chciałbym wrócić do dobrej formy.

- Myślałem, że będę musiał uczyć się na nowo jazdy, że będę musiał zmienić styl i od nowa pokonywać łuki. Okazało się jednak, że nie jest tak źle. Przyjąłem dużo szprycy, wiem gdzie jest moje miejsce w szeregu, ale to wynika z długiej przerwy. Z każdym odjechanym treningiem i kółkiem myślę, że to wróci i czuję się na siłach, żeby dalej rywalizować na najwyższym poziomie.

- Proces gojenia cały czas się toczy, ale już moja jazda w żaden sposób nie wpływa negatywnie na to, co się tam dzieje w środku. Wiem też, że mogę z tą nogą dużo robić. Mogę jeździć na rowerze, a przede wszystkim na żużlu - zakończył zawodnik, który w tym roku jest związany kontraktem z Motorem Lublin.

Zobacz także: Żużel. Bartosz Zmarzlik show! Mistrz pokazał klasę. Maciej Janowski bez większego błysku [NOTY] Żużel. Dwie osoby z Motoru Lublin na kwarantannie. Jedną z nich jest wiceprezes klubu

Źródło artykułu:
Czy przeciągającą się sprawę Maksyma Drabika można nazwać farsą?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (14)
avatar
vlkoc
15.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
neviem kogos je to vina ale mysle že vladarze Sparty negrali farplay to jejich vina že Drabik tak sa skonczyl, Jak by zawodnik ten s pokora przyjmul verdikt polada Czytaj całość
avatar
tomas68
15.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To nieciekawie tyle czasu marnować.  Co on będzie robił i czy wróci do ścigania.  
avatar
RECON_1
15.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ta sprawa powinna byc wyjasbiona orzed startem sezonu,i to bez dwoch zdan.Ale jak sie jest cwanym to sie wykorzystuje kazda mozliwa luke.  
avatar
kibic GKM-u
14.09.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ostatnio prawie każde wejście na SF żużel wywołuje u mnie odruchy wymiotne. Przekręt goni przekręt, jeden idiotyzm jest poganiany jeszcze większym. A najgorsze jest to, że kibiców uważa się za Czytaj całość
avatar
basala
14.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"To nie był żaden wypadek. To było po prostu niefortunne zdarzenie, które się wydarzyło." Czy ktoś mógłby przeprowadzić analizę, zinterpretować tę złotą myśl?