Żużel. Bawił się wśród smarów i części samochodowych. Niezwykła historia mistrza Jana

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Leszek Błażyński / Jaśko ze Lwowa
Materiały prasowe / Leszek Błażyński / Jaśko ze Lwowa
zdjęcie autora artykułu

Od najmłodszych lat rodzice sadzali go na motor. Nie sięgał podnóżków, ale kończył jeździć, gdy w baku zabrakło benzyny. Jan Paluch już jako nastolatek świetnie panował nad motocyklem. W pierwszym powojennym finale IMP zdobył brąz.

W tym artykule dowiesz się o:

Z ogarniętego wojną Lwowa rodzina Paluchów uciekła, bo tata Roman upił esesmana i załatwił papiery, które pozwoliły im przenieść się do okupowanej Polski, do Bytomia. Tam Roman, mechanik samochodowy, był zmuszony naprawiać auta nazistom. Robił to, żeby przeżyć. W takiej atmosferze wychowywał się Jan Paluch, późniejszy brązowy medalista IMP na żużlu.

Gdy miał 17 lat trafił na okładkę "Przeglądu Sportowego". Rok później ścigał się na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, gdzie mecz kadry narodowej oglądało 60 tysięcy widzów. W czechosłowackim Gottwaldovie na jego cześć grała orkiestra symfoniczna. Wtedy również zagrał esesmana w filmie Jerzego Kawalerowicza. Tak zaczyna się książka Leszka Błażyńskiego o Janie Paluchu.

Czytaj także: Unia - Włókniarz w finale 2020. Motor w meczu o brąz

Jaśko ze Lwowa. Historia Mistrza - to książka, która przenosi nas do epoki romantycznego żużla, gdzie nie było wielkich pieniędzy, lecz autentyczna miłość i pasja do czarnego sportu. Jan Paluch do żużla i sportów motocyklowych dorastał, bawiąc się wśród smarów i części samochodowych swojego ojca Romana. Po wojnie obaj współtworzyli początki żużla w Bytomiu. Tata był prezesem sekcji motorowej Polonii, odpowiadał za budowę toru, a syn testował nawierzchnię, a później stał się liderem drużyny.

ZOBACZ WIDEO Cieślak o odejściu Miedzińskiego z Włókniarza. "Dużo do powiedzenia miał jego sponsor"

Jan startował z numerem 104 (jego ulubionym), często paradował w charakterystycznej czapce zrobionej na szydełku, za brąz w IMP na żużlu (wtedy przegrał tylko z legendarnym Alfredem Smoczykiem) nie dostał nawet dyplomu, a za drugie miejsce w zawodach motocrossowych nagrodzono go okularami. Na życie zarabiał, prowadząc warsztat samochodowy.

Jaśko ze Lwowa to historia pełna właśnie takich anegdot jak wyżej, to sentymentalna podróż do Lwowa i powojennego Bytomia. To wspomnienie czasów, gdy lwowiacy musieli uciekać ze swojego miasta, a schronienie znajdowali właśnie między innymi w Bytomiu zwanym wówczas "małym Wiedniem". Dzięki lwowiakom Bytom stał się ważnym sportowym ośrodkiem. Stanowili oni o sile piłkarskiej i hokejowej Polonii, ale nie tylko, czego dowodem jest książka o motocyklowym mistrzu.

Jaśko ze Lwowa to także powrót do świata biało-czarnej fotografii. Właśnie zdjęcia stanowią o sile tego wydawnictwa. Poza zdjęciami wykopanymi z domowego archiwum możemy też zobaczyć ujęcia z zawodów, skany dyplomów i dawno zapomniane ujęcia zawodów. W tym to mające wymiar historyczny, gdzie Paluch stoi tuż obok Smoczyka. Oddziela ich tylko Eugeniusz Zenderowski.

Czytaj także: Stal Gorzów gra o półtora miliona złotych

W historii mistrza ze Lwowa przeczytamy nie tylko o jego sportowych sukcesach, ale o zwykłym życiu i rodzinie. O tym, że lubił chodzić z żoną do opery, bo soliści przy okazji naprawy auta zostawiali mu darmowe bilety. O tym, że po przejściu na emeryturę miał kłopoty, bo świadczenia były niskie, a klienci uciekli do dużych serwisów. Przeczytamy też o butelce wódki, którą zostawił w domu letniskowym w Żarkach dla złodziei. Ci kradli, więc wyjeżdżając, stawiał na stole czystą z kartką, na której pisał: "Kochany złodzieju - nie niszcz".

Jan Paluch zmarł 23 maja 2002 roku. Żył 71 lat. Jak? To już musicie przeczytać, ale i też zobaczyć w książce Leszka Błażyńskiego. Polecam.

Źródło artykułu:
zgłoś błądZgłoś błąd w treści
Komentarze (0)