Żużel. PGE Ekstraliga. Ten wynik Stali to nie efekt tego jednego meczu. "Musimy się wziąć w garść"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Stanisław Chomski, Piotr Paluch.
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Stanisław Chomski, Piotr Paluch.
zdjęcie autora artykułu

Remis z forBET Włókniarzem Częstochowa jest dla truly.work Stali Gorzów jak porażka, bowiem za miesiąc gorzowianie będą musieli odjechać baraże o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Stanisław Chomski zdaje sobie sprawę, że jego zespół na to sobie zasłużył.

W piątkowym pojedynku gospodarze mieli dwa pewne punkty i jedno w miarę solidne ogniwo. To jednak było zdecydowania za mało, a brakowało zdobyczy młodzieżowców. - W ogóle zabrakło punktów do zwycięstwa. Trudno wygrać, bo 10:1 w juniorach to jest przepaść. Tutaj można szukać przyczyny porażki. Pytlewskiego można rozgrzeszyć. Po meczu z Lesznem każdy się pewnie więcej spodziewał po Rafale Karczmarzu. Mecze juniorskie, które były w przeddzień spotkania, te obowiązkowe starty, trzeba jechać - tłumaczył trener gorzowskiego zespołu.

Pretensji nie można mieć do Bartosza Zmarzlika i Szymona Woźniaka. Ta dwójka ciągnęła wynik truly.work Stal Gorzów, a pomagać starał się Krzysztof Kasprzak, którego nie omijał pech. - Być może brakowało treningu, zawodnicy trochę błądzili, a pod kątem pogody to było dużo goręcej jak z Unią. Może zostały jakieś ustawienia, choć Bartek dobrze odrobił lekcje, Szymon też. Problemy miał Krzychu, który połapał się dopiero w końcówce - mówił Stanisław Chomski.

Ponownie słabo pojechali Duńczycy Anders Thomsen i Peter Kildemand, którzy tylko początek mieli udany. Pierwszy z wymienionych wrócił jednak dopiero po kontuzji. - Po Thomsenie widać, że ta przerwa dała się we znaki. Być może zamydlił mu oczy ten pierwszy bieg, w którym wygrał. Chciał jechać, a może trzeba było dokonać zmiany. Każdy upatrywał, że ta rychła zmiana będzie u Kildemanda, a on pierwszy wyścig na 5:1, drugi też prowadził 5:1, ale lekki błąd, trochę za dużo wody było nalane, postawiło go i stracił punkty. Dużo jest takich pytań, które można sobie zadawać. Po fakcie może być ktoś mądrzejszy ode mnie, ale to dzieje się tak szybko i jakoś trzeba reagować. Musimy przełknąć gorycz porażki - stwierdził szkoleniowiec.

ZOBACZ WIDEO Jamróg czeka na decyzję Sparty. Drabika się nie boi

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Gorzowianie tylko zremisowali i zmarnowali wielką szansę!

W Gorzowie dobrze zdają sobie sprawę, że sezon 2019 był po prostu słaby i można było szybciej zapewnić utrzymanie, gdyby nie zmarnowane szanse. - Ten wynik to nie efekt tego jednego meczu. Stracone punkty bonusowe z Toruniem, Lublinem czy Grudziądzem. To jest to, co nas najbardziej zabolało. Cały sezon "pracowaliśmy" na ten rezultat, który nikogo z nas, a zwłaszcza kibiców nie zadowala. Należy ich przeprosić. Na pewno był potencjał, który dawał nadzieje na lepszy wynik, ale życie jest życiem. Musimy się wziąć w garść. Przed nami są dwa mecze barażowe, które musimy rozstrzygnąć na naszą korzyść. Ten czas oczekiwania to jest niepewność, która nie pomaga - przyznał Chomski.

- Każdy niech sobie sam na to odpowie, ale można powiedzieć, że na tyle nas było stać. Kontuzje, które nas prześladowały... Na pewno dyspozycja Thomsena byłaby lepsza, gdyby był w rytmie startowym. Można gdybać. Dróżdż, który nie jechał praktycznie cały sezon, zrobił 4 punkty i był bardziej wyrazistą postacią w swoich biegach. Każdy musi spojrzeć na siebie, ocenić swoją postawę. Jeżeli chce się zaistnieć, to trzeba się uderzyć w pierś i szukać recepty na poprawę wyników - dodał.

ZOBACZ TEŻ: Zawodnicy po licencji nie potrafią jeździć

Gorzowian czeka teraz miesiąc przerwy nim przystąpią do baraży. Jaki plan na ten czas ma trener? - Trzeba usiąść, ochłonąć. Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, co będzie. Mamy okres startowy i wszystko uwarunkowane jest kalendarzem startów zawodników. Jakobsen w ogóle się nie pojawił na treningu, bo w środę i czwartek miał mecze. Na zgrupowania trzeba mieć czas. Być może w końcówce sezonu coś takiego będzie możliwe - rozmyślał.

Kadra ekipy z Gorzowa podlegała mocnej rotacji. Jakich zmian można spodziewać się na ostateczną batalię o utrzymanie w PGE Ekstralidze? - Na roszady jest jeszcze za wcześnie. Skład był tak ustawiony ze względu na niepewność. W pewnym momencie była taka sytuacja, że Thomsena zaczęła mocno ręka boleć, ale za chwilę ból minął i był gotowy do jazdy. Był pech, bo motocykl, który w czwartek świetnie się spisywał, w piątek nie miał mocy. Zmienili prądy po tym wyścigu, w którym stanął. Myślałem, że paliwa nie otworzył, ale on po prostu zgasł. Można było rzucić Jakobsena, ale człowiek się wahał, czy zagrać va bank - zakończył były selekcjoner reprezentacji Polski.

Źródło artykułu: