Pedersen cierpiał, ale nikt nie jest samobójcą. Dobrze, że lekarz pozwolił mu jechać ze złamaną kością dłoni

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
zdjęcie autora artykułu

Nicki Pedersen pojechał z kontuzją. Czy lekarz dobrze zrobił, zezwalając na start zawodnika? Czy był on bezpieczny dla siebie i rywali? Pytania tym bardziej zasadne, że w trakcie spotkania Nicki trzymał rękę w lodzie i towarzyszył mu fizjoterapeuta.

Nicki Pedersen w trakcie spotkania Grupa Azoty Unia Tarnów - Betard Sparta Wrocław (41:49) przeżywał trudne chwile. Puchła mu prawa dłoń (ta ze złamaną tydzień temu kością), więc każdą przerwę wykorzystywał na to, by włożyć ją do lodu. W pogotowiu był też fizjoterapeuta. Na twarzy mistrza czasami pojawiał się grymas bólu, ale zagryzał zęby i jechał. I to jak. Zdobył 15 punktów z bonusem w 6. biegach. Cztery z nich wygrał.

- Co o tym sądzę? Nikt nie jest samobójcą. Jeśli żużlowiec czuje ogromny dyskomfort i ból, którego nie jest w stanie znieść, to nie jedzie - mówi Robert Wardzała, były żużlowiec i ekspert nSport+, który był na zawodach i z bliska widział, co przeżywa Nicki. - Dobrze, że lekarz dopuścił Pedersena do zawodów i pozwolił mu jechać, mimo złamanej kości w dłoni. Nicki doskonale wie, że ma wrażliwe kręgi szyjne, więc decyzja o starcie z pewnością była podjęta w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, bo jednak żużlowiec jest kontuzjowany.

- Wierzcie mi jednak, że to nie było żadne wariactwo - kontynuuje Wardzała. - Pedersena interesuje cały sezon, a nie jeden mecz. Gdyby istniało jakiekolwiek poważne ryzyko, to on nie pojechałby w tych zawodach. Gdyby nie umiał utrzymać motocykla, zostałby w domu. Pamiętajmy, że o ile zwykły Kowalski siedziałby w takim przypadku z ręką w gipsie w domu, o tyle żużlowiec będzie zawsze walczył, bo tak jest skonstruowany. Przywołam przykład Doyle, który jechał z kontuzjowaną prawą stopą i to z pewnością było bardziej heroiczne, niż wyczyn Pedersena.

- W przypadku żużla musimy oddzielić dwie sprawy - zauważa Wardzała. - Absolutnie nie wolno się zgadzać na jazdę żużlowca, gdy dozna on wstrząsu mózgu, bądź straci przytomność. Tutaj nie ma żartów, a zawodnik w takim przypadku ma zawsze kłopot z oceną sytuacji. Jeśli jednak zabronilibyśmy rok temu Doyle’owi, a teraz Pedersenowi wziąć udział w zawodach, w których oni chcieli jechać, bo czuli się na siłach, to zrobilibyśmy im krzywdę.

- Nie róbmy z żużlowców niewiast, nie zabierajmy im szans na zdobywanie tytułów i punktów z powodu czegoś, co z ich punktu widzenia nie jest wielkim urazem. Też jechałem z uszkodzeniami ciała. Była blokada, był ból, ale żadna granica nie została przekroczona. Wiedziałem, że nie zrobię krzywdy sobie, ani innym i tak też się stało - kończy Wardzała.

ZOBACZ WIDEO Motocykl żużlowy podczas meczu

Źródło artykułu: