Vaclav Milik nie czuje się winny. "Sędzia podjął dobrą decyzję"

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Do kontrowersji doszło w 15. gonitwie meczu finałowego PGE Ekstraligi pomiędzy Fogo Unią Leszno a Betard Spartą Wrocław. W wyniku ostrej walki Vaclava Milika z Piotrem Pawlickim doszło do upadku tego drugiego. - To nie moja wina - mówi Czech.

Sporo emocji towarzyszyło pierwszemu spotkaniu finałowemu PGE Ekstraligi pomiędzy Fogo Unią Leszno a Betard Spartą Wrocław. W ostatniej gonitwie wieczoru, przy wyniku 46:38 dla gospodarzy, doszło do groźnego upadku Taia Woffindena. Arbiter Ryszard Bryła wykluczył Brytyjczyka z powtórki, a w niej ponownie byliśmy świadkami ostrej walki. Tym razem na wejściu w pierwszy łuk starli się Vaclav Milik oraz Piotr Pawlicki.

Ostra walka tej dwójki zakończyła się upadkiem Pawlickiego. Sędzia po przeanalizowaniu kilkunastu powtórek wideo zadecydował o niewykluczaniu Milika. - Stało się, co się stało. Tam nie było żadnej mojej winy. Nie wiem skąd te pretensje, bo w powtórce bez Taia Woffindena, miałem lepszy start. Piotr Pawlicki próbował się na mnie zakładać, ale się wywrócił - skomentował całe zajście czeski żużlowiec.

Milik jest zdania, że sędzia Bryła dobrze ocenił zajście w piętnastym wyścigu. - Staliśmy z Pawlickim blisko siebie. Zczepiliśmy się. Kiedy on się chciał na mnie położyć, to mnie dotknął i pociągnęło mnie. Sędzia zarządził powtórkę w trzech i tak powinno być. Moim zdaniem to dobra decyzja, bo to był pierwszy łuk. Nikt nie był winny - dodał.

Po zakończeniu spotkania Milik został gwizdany przez leszczyński stadion. W jego stronę poleciały też butelki. Krótką rozmowę z zawodnikiem Betard Sparty uciął sobie też Pawlicki. - Myślałem, że mają pretensje o ten upadek. Okazało się, że jednak chodzi o sytuację z ostatniego podejścia do piętnastego wyścigu, kiedy jechałem pierwszy, a Piotr próbował mnie wyprzedzić. Nawet nie wiem, co tam się działo. Jechałem z przodu i nie obracałem się. Nie czuję się winny - stwierdził Milik.

Atmosfera na leszczyńskim stadionie zrobiła się tak gorąca, że w parku maszyn musiała interweniować ochrona. - Z Piotrkiem chwilę porozmawialiśmy, ale nie było jakichś pretensji. Nawet nie wiem co się stało dokładnie w parku maszyn, bo od razu pojawiło się mnóstwo ludzi wokół i sobie poszedłem stamtąd - podsumował żużlowiec z Czech.

ZOBACZ WIDEO Budowa motocykla żużlowego

W powtórce feralnego wyścigu Milik odniósł pewną wygraną, za jego plecami do mety dojechała para gospodarzy. Mecz zakończył się wynikiem 49:41 dla Fogo Unii. Rewanż w najbliższą niedzielę na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu.

Źródło artykułu: