Władysław Gollob: Będziemy realizować pomysł, który jeszcze nikomu w Polsce nie wpadł do głowy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Nowy właściciel ŻKS Polonia Bydgoszcz SA Władysław Gollob w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o kulisach przejęcia spółki, budowaniu zespołu i planach na najbliższy sezon.

WP SportoweFakty: Kiedy przejmował pan żużlową Polonię, nad spółką "wisiał" dług w wysokości około 5 milionów złotych. Jaka zatem była pana motywacja do odkupienia akcji tak zadłużonej spółki?

Władysław Gollob: Motywacja była czysto sportowa, jeśli chodzi o samo podjęcie decyzji. Tego długu nie było 5 milionów, tylko 4 miliony z dużym hakiem, jak to mówią górale. Warunkiem odkupienia akcji spółki była gwarancja miasta, które wspomaga klub w sposób tak istotny, że bez tej pomocy egzystencja bydgoskiej Polonii byłaby niemożliwa. W rozmowach z miastem pojawiła się wartościowa propozycja pomocy i dużej życzliwości, którą miasto zadeklarowało dla uratowania bydgoskiego żużla. Poza tym, jestem z Polonią związany - oczywiście z przerwami - od 1965 roku. W latach 60-tych pełniłem tutaj funkcję szefa technicznego, potem życie różnie się układało. Od momentu, kiedy synowie zaczęli czynnie uprawiać żużel, czyli od 1987 roku, jestem blisko dyscypliny. Przez ten czas nabrałem wielu dziwnych doświadczeń, które teraz ułatwiają mi prowadzenie klubu.

Wspomniał pan o zapewnieniu władz Bydgoszczy dotyczącym dofinansowania klubu. Prezydent Bruski informując o sprzedaży akcji powiedział o kwocie 8 milionów zł przez kolejne cztery lata. Czy na tych czterech sezonach się skończy, czy też miasto będzie wspierało klub w dłuższej perspektywie?

- Co będzie po czterech sezonach nie wiem, ale jeżeli będzie nam się układał wynik - nie mówię tu o jakichś aspiracjach ekstraligowych - który będzie satysfakcjonował klub, działaczy i władze miasta, to jestem przekonany, że po tym okresie, albo nawet pod jego koniec, uda się wyprosić w mieście pieniądze, które umożliwią nam zdecydowany rozwój.

Po sfinalizowaniu spraw związanych z odkupieniem akcji nie miał pan zbyt dużo wolnego czasu i od razu wziął się pan za budowanie składu drużyny na nowy sezon.

- Rzeczywiście, przejąłem klub w listopadzie i hierarchia działań polegała na tym, że pierwszą sprawą były długi wobec zawodników. Równolegle musieliśmy spłacić pół miliona długu, który był wymagany przez bank. Zaangażowaliśmy tu spore środki zewnętrzne, żeby podołać tym zobowiązaniom. Do końca roku udało się te sprawy wyprowadzić na zero, tzn. klub nie jest winien nikomu nic, poza wcześniej zaciągniętymi długami w firmach i banku - to w dalszym ciągu na nas ciąży.

Podstawowy skład zespołu to zawodnicy wychowani w Bydgoszczy lub związani z naszym miastem. To powinno podobać się kibicom, ale czy taki skład zapewni skuteczną rywalizację w lidze?

- Ja jestem optymistą. Uważam, że ta koncepcja budowania "własnego" składu, maksymalnie jak to jest możliwe, bo dysponujemy pięcioma młodzieżowcami oraz zawodnikami, którzy mieli związek z Polonią - Curyło to wychowanek bydgoski, Jędrzejewski to bydgoszczanin, Kudriaszow jeździł w Polonii w poprzednim sezonie, Kułakow miał kontrakt w Bydgoszczy kilka lat temu, a poza tym jest mocno wspierany przez miejscowych sponsorów, którzy pomogą mu w przygotowaniu technicznym i sprzętowym do sezonu. Udało się wyperswadować zawodnikom, że najpierw rozwój kariery, a potem ewentualne większe pieniądze. Nie stać mnie było na wydatek przeszło 300 tysięcy złotych na takiego zawodnika jak Miśkowiak, czy Kościecha. W międzyczasie wpłynęło do naszego biura około piętnaście rozmaitych propozycji zaangażowania zawodników z zewnątrz, ale ja mam wieloletnie doświadczenie i wiem, co zostało w Polonii po Protasiewiczu, Walasku, Sawinie, Krzyżaniaku, no i tą litanię można by ciągnąć bardzo długo. Ci zawodnicy owszem, chętnie brali dobre pieniądze z Polonii, natomiast z Polonią nie mieli żadnego związku. W przeciwieństwie do wcześniejszych wydarzeń, kiedy to ledwo żywi zawodnicy, ledwo żywi powtarzam, walczyli o pozycję klubu w latach 90-tych. Nie będę wymieniał z nazwiska, ale kibice doskonale wiedzą, kto łamał obojczyk i za tydzień siadał na motocykl, i robił 7-8 punktów, a był również taki zawodnik, który ledwie żywy wsiadał na motocykl i trzy biegi wygrywał właśnie po to, żeby Polonia utrzymała pozycję ekstraligowca. I to było główne założenie. Będziemy przegrywać, na pewno, ale obiecuję kibicom, że wola walki będzie na najwyższym poziomie. Sport sprowadza się do rywalizacji o wynik, także bez rywalizacji, bez tych przegranych, nie byłoby sensu uprawiania sportu w kręgu tych 3-4 drużyn, które między sobą rywalizują tylko o mistrzostwo Polski.

Drużyna składa się głównie z miejscowych zawodników, ale wspólne przygotowania do nowego sezonu rozpoczęły się później, niż w poprzednich latach. Skąd to opóźnienie?

- To wynika z mojego dotychczasowego doświadczenia. Początek stycznia to jest jeszcze bardzo długi dystans do przygotowania zawodników do sezonu. Natomiast ciągnięcie, tak jak to jest w zwyczaju w klubach żużlowych, że zaczynają na początku grudnia, albo wręcz w listopadzie przygotowania, to wprowadza zniechęcenie wśród zawodników. Oczywiście na początku trenują oni intensywnie, ale później przychodzi okres zmęczenia, zniechęcenia. Duży w tym udział ma pora roku, bo wiosną organizm jest biologicznie zmęczony. Wobec tego doszedłem do wniosku, a poparte to jest przygotowywaniem Tomka, Jacka i zawodników, z którymi miałem wcześniej do czynienia, że intensywny trening dobrze prowadzony w ciągu dwóch miesięcy, tzn. styczeń, luty i tydzień lub dwa marca, które poprzedzają sezon, daje znacznie większe wyniki, niż takie ciągnięcie treningu bez odpoczynku zawodnika, bez odświeżenia, oni po prostu się męczą. I zwykle jest tak, że w połowie lutego przestają trenować i to do niczego nie prowadzi. Takie jest moje zdanie.

Sporo zamieszania było tej zimy w związku z połączeniem pierwszej i drugiej ligi, a później z systemem rozgrywek i terminarzem. Jak pan ocenia zmiany, jakie się w tym względzie dokonały?

- Moja ocena nie ma tu nic do rzeczy. Po prostu Główna Komisja Sportu Żużlowego szukała najlepszego rozwiązania, jakie było tylko możliwe, żeby tak ustawić tabelę, aby zmieścić w niej dziesięć czy jedenaście drużyn. Koncepcji było kilka, ostatecznych rozwiązań też było kilka, wreszcie to się wyklarowało w tym sensie, że rywalizuje jedenaście zespołów. W tej wczesnej fazie w grudniu jeszcze nikt nie wiedział, jak będzie wyglądała sytuacja finansowa niektórych klubów, co będzie w Lublinie, Ostrowie, czy Gnieźnie. Gniezno robiło nadzieje, że pozostanie - no tak, ale teraz bez sensu byłoby organizowanie rywalizacji w kręgu trzech czy czterech drużyn w drugiej lidze. To jest parodia i nie wiadomo co z tym zrobić. To byłoby najgorsze wyjście z możliwych. Gremium prezesów pierwszej ligi bardzo długo i wyczerpująco dyskutowało nad formą rywalizacji. A my mamy za cel realizowanie sportu i rywalizacji. Nie dla wszystkich to jest jednakowo wygodne i na pewno są zastrzeżenia, ale nie ma złotego środka. Nie można było wymyślić nic, co by zdecydowanie poprawiło sens tej rywalizacji.

Początkowo zakładał pan, że nie będzie spieszył się z zatrudnianiem trenera drużyny. Ostatecznie od 1 lutego tę funkcję objął Jacek Gollob. Doświadczenie zawodnicze i sukcesy na torze bardzo duże, jednak trenowaniem drużyny do tej pory się nie zajmował.

- To jest nieporozumienie, bo w roku 1997 i 1998 Jacek był trenerem pierwszego zespołu Polonii Bydgoszcz. Pomagał mu w tym ś. p. Zdzisław Rutecki. Wobec tego, że ówczesny zarząd położył główny nacisk na wynik, Jacek został oddelegowany do podstawowego składu i już nie miał czasu na zajmowanie się całą drużyną. W tym czasie za tę stronę treningowo-zawodniczą odpowiadał Zdzisław Rutecki. Jednak proszę zauważyć, że w pierwszej kolejności zaangażowałem magistrów wychowania fizycznego do prowadzenia treningu ogólnorozwojowego. Po rozmowach z nimi doszedłem do wniosku, że składem i zespołem powinien zajmować się również zawodnik legitymujący się wyższym wykształceniem, zbieżnym z uprawianą dyscypliną. Jacek jest magistrem wychowania fizycznego po Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku, ze specjalnością przygotowanie treningowe w dyscyplinie żużel. Wobec tego pod ręką nie miałem nikogo bardziej kompetentnego, kto by spełniał te kryteria zawodowego przygotowania. Amatorstwo w żużlu jest mile widziane, ale jeżeli dotyczy ono już ustalonego składu zawodników, którzy właściwie nie wymagają żadnej pomocy trenerskiej, tylko chodzi o ewentualną taktykę meczową i ustawianie składu na bieżąco. Będziemy tutaj realizować pomysł, który jeszcze nikomu w Polsce nie wpadł do głowy - o szczegółach kibice dowiedzą się po pierwszych meczach. Będzie to niewątpliwie bardzo demokratyczny sposób budowania składu i realizowania wyniku przez ten skład, który nie będzie wyróżniał żadnego zawodnika. Po prostu sposób rywalizacji na torze będzie jednakowy dla wszystkich zawodników. Nie będzie prowadzących pary, nie będzie liderów, w ogóle to jakaś kompletna bzdura w żużlu, gdzie w zespole jest trzech liderów. Lider to jest ten prowadzący drużynę, czy kapitan, natomiast w ligach żużlowych są sami liderzy. My to wywrócimy do góry nogami i jestem przekonany, że to da doskonały efekt szkoleniowy.

Jacek mocno włączył się w przygotowania ogólnorozwojowe zespołu. Czy to element integracji nowego trenera z podopiecznymi?

- Oczywiście. Jak może trener, który odpowiada za przygotowanie w tym krótkim okresie treningowym przed sezonem, nie uczestniczyć w bieżącym przygotowaniu treningowym? Za to mu się płaci i jest to jego psim obowiązkiem. Ma wykonywać funkcję tak, jak potrafi najlepiej. I okazuje się, że akurat magister wychowania fizycznego umiał sobie sam znaleźć sposób na zbliżenie się do zespołu. Wspólne treningi pozwalają lepiej zorientować się w psychice zawodników, ich przygotowaniu, wartości zawodniczej i rozpoznać cele, jakie tym zawodnikom przyświecają.

Zapowiadał pan, że skład zespołu jest praktycznie kompletny i nie będzie się pan spieszył z kontraktowaniem kolejnych zawodników. Tymczasem ostatnio pojawiły się informacje o podpisaniu umów z Rafałem Konopką i Jesperem Søgaardem.

- Rzeczywiście, ale trudno zostawić podstawowy skład bez żadnego zaplecza. Żużel jest dyscypliną, w której można czasami narazić się na podrapanie paznokci, i ja muszę się z tym liczyć. Skład muszę uzupełniać zawodnikami, którzy wykazują wielkie zainteresowanie i chęć doskonalenia zawodniczego. I na moje warunki przystali właśnie ci dwaj zawodnicy. Duńczyk, który na własny koszt będzie przyjeżdżał na testy i uczestniczył w treningach, i zawodnik Konopka, który jest bardzo aktywny w środowisku, w którym funkcjonuje, tzn. w Lesznie. Z informacji, które uzyskałem, bardzo intensywnie trenuje i przykłada się do ewentualnej przyszłej rywalizacji o miejsce w składzie. Niczego im nie gwarantowałem, ale jeżeli będą przyzwoicie wykonywać obowiązki zawodnicze, będą mieli okazję zademonstrować to na torze w walce o ligowe punkty.

Czy planuje pan podpisanie kolejnych kontraktów?

- Polonia jest w wyjątkowo komfortowej sytuacji. Mamy pięciu, a może za chwilę i sześciu juniorów, bo niewyjaśniona jest na razie sytuacja Bartosza Bietrackiego, który z różnych ważnych powodów życiowych nie do końca mógł poświęcić czas na przygotowanie treningowe, ale niedawno z nim rozmawiałem i wykazuje zainteresowanie. Jeżeli będzie chciał, będzie miał miejsce w młodzieżowym składzie w walce o MDMP i wszystkie inne rozgrywki, żeby się doskonalić. Bo to jest zawodnik, który nie ma już za dużo czasu. W tym roku kończy 21 lat i jeżeli w nowym sezonie nie uzyska satysfakcjonującego wyniku, to jego dalsza kariera stoi pod znakiem zapytania. Wobec likwidacji kilku klubów pojawił się na rynku taki nadmiar zawodników, że wejście do składu poza miejscem, gdzie się urodził, wychował i uzyskał licencję, jest szalenie trudne. Kułakow dwa lata siedział w Toruniu, nic nie ujeździł. Oskar Gollob siedział dwa lata bez sensu w Toruniu i zawodniczo nie rozwinął się. Wartość zawodnika poznaje się w rozgrywkach ligowych. I to dotyczy wielu zawodników, którzy byli wypożyczani, i tymi zawodnikami zaklejane były składy na wszelki wypadek. Najczęściej tracili oni cały sezon, albo i dwa. Nie było z tego ani pociechy dla klubu, ani dla zawodnika.

Do rozpoczęcia nowego sezonu zostały niespełna dwa miesiące. W jaki sposób drużyna będzie się w tym ostatnim okresie przygotowywała do rozgrywek?

- Trenujemy do połowy marca, jak już wcześniej powiedziałem. To ma sens, bo z takiego cyklu treningowego zawodnicy wchodzą w układ treningów specjalistycznych przygotowani, pod parą. A jak tylko warunki pozwolą, będziemy po naprawie toru, którą akurat teraz realizujemy. Firmy zewnętrzne naprawiają nam bandy i od tego jesteśmy uzależnieni. Jeżeli pogoda będzie w dalszym ciągu taka wiosenna, to będziemy uzupełniać nawierzchnię toru i przygotowywać go odpowiednio, żeby można było wystartować w lidze zgodnie z terminarzem. Czy to się uda? Zobaczymy, ale to dotyczy wszystkich, bo jeżeli w kwietniu będzie zima, to nikt nie wyjedzie na tor.

Czy zaplanował już pan przedsezonowe sparingi?

- I tak, i nie. Dopóki nie mamy przygotowanego toru, to nasze propozycje odbycia sparingu są niekompletne, bo nie możemy dać nic w zamian. Sądzę, że ta sytuacja niedługo się wyjaśni. Mamy kilka propozycji, tylko mamy związane ręce, bo nie mamy toru. Większość tych propozycji sprowadza się do tego, że oni najpierw chcieliby jeździć na torze w Bydgoszczy, a potem ewentualnie w rewanżu u nich. Takiego warunku nie mogę przyjąć, dlatego że okres treningu podstawowego zespołu i młodzieżowców będzie przypadał właśnie na drugą i trzecią dekadę marca. Wobec tego czy uda nam się znaleźć wolne terminy na to, żeby odbyć sparingi? Mamy to na uwadze, ale być może nie do końca się to uda, właśnie ze względu na tor. Jest on w tej chwili w rozsypce, na łukach są wkopywane kotwice do mocowania band. Dzięki pomocy miasta i wielu innych życzliwych osób zaangażowanych w żużel, liczymy na to, że w ciągu dziesięciu najbliższych dni uda się tę sprawę opanować. Wtedy wchodzimy na tor z uzupełnieniem nawierzchni i jej przygotowaniem. Zobaczymy, co będzie na początku marca. Wtedy będziemy decydować. Wyobrażam sobie jednak, że jeśli będziemy dysponować torem, to sparingi z Polonią Piła, Orłem Łódź, czy nawet Wybrzeżem Gdańsk, wobec tego, że mecze mamy w dosyć odległej perspektywie, będziemy te sparingi realizować. Chcemy te sparingi uruchomić, ale trochę przeszkadzają nam okoliczności.

Kibice coraz intensywniej dopytują o ceny biletów i karnetów. Kiedy poznamy ceny wejściówek i od kiedy będzie można je nabywać?

- Jesteśmy już po ustaleniach i ceny karnetów oraz biletów zostały ogłoszone. Sprzedaż karnetów ruszy w najbliższy poniedziałek. Dopiero niedawno wykrystalizowała się ilość meczów, jakie rozegramy na własnym torze, dlatego nie mogliśmy wcześniej ustalać cen. Ceny karnetów nieco wzrosły, ale to jest wzrost proporcjonalny do ilości meczów. Z drugiej strony jednorazowe bilety również będą nieco droższe, ale dajemy handicap kobietom. Nasze panie, kibicki i sympatyczki żużla, będą wpuszczane za okazaniem biletów ulgowych w cenie 15 zł. Na tym samym poziomie zapłacić będą musieli renciści i emeryci, a młodzież 10 zł. Pozostałe bilety są nieco droższe, ale wychodzimy z założenia, że bilet na widowisko żużlowe powinien być droższy niż paczka papierosów. Oczywiście bilety i karnety na trybunę główną będą odpowiednio droższe. My jeździmy dla kibiców, ale kibice muszą ponosić niedużą część kosztów utrzymania drużyny. W bilansie uzysk z biletów stanowi może 20%, więc to nie jest nawet tak, że kibice utrzymują klub - kibice dokładają się do tej egzystencji. Klub jest utrzymywany dzięki życzliwości miasta, Rady Miasta i sponsorów zewnętrznych, którzy są sercem związani z Polonią, i wykazują dobrą wolę w pomocy finansowej, materialnej, i w rozmaitych innych kwestiach, które dotyczą klubu. Podkreślam jeszcze raz - bez pomocy miasta i bez życzliwości, której doświadczyliśmy wielokrotnie, ten klub nie miałby prawa istnieć.

W rozgrywkach Nice Polskiej Ligi Żużlowej zobaczymy w tym sezonie aż 11 zespołów, chociaż tylko 9 z nich pojedzie systemem "każdy z każdym". Co pan sądzi o różnicach w traktowaniu poszczególnych drużyn?

- To nierówne traktowanie bierze się z tego, że Rawicz i Opole ledwie żyją. Rozmawiałem z przedstawicielami tych klubów i oni stali przed alternatywą - albo tylko mecze u siebie, bo to są nieduże koszty, a na wyjazdy ich nie stać, albo w ogóle się wycofują. Istotą sportu jest jak najszersza rywalizacja i dlatego prezesi klubów zgodzili się na taką sytuację, że my będziemy tam jeździć, dla doskonalenia i rozbudzenia w kibicach zainteresowania żużlem w tych ośrodkach, a oni będą traktowani ulgowo. Oczywiście walkowery za spotkania wyjazdowe dyskwalifikują ich na "dzień dobry". Mają też pełną świadomość, że w przyszłym roku prawdopodobnie odbuduje się druga liga i te kluby z Lublina, Ostrowa, tych ośrodków, które wypadły, plus może dojdzie do tego zespół z Poznania, stworzą drugą ligę i będzie to miało wtedy sens. Oni nie stracą sezonu, nie stracą kontaktu z kibicami. Trudno powiedzieć, żeby to było dobre, czy złe - nie było innego wyjścia. Tak musiało być, bo zależy nam na popularyzacji dyscypliny żużlowej, z którą jest dość różnie.

W przerwie między sezonami spora część zespołów dokonała dużych wzmocnień. To zapowiada chyba ciekawy sezon?

- Z tymi wzmocnieniami, to praktycznie przed każdym sezonem opowiada się historyjki, jak się ktoś wzmocnił albo osłabił, a potem w sezonie okazuje się zupełnie co innego. To zależy od woli walki zawodników, od ich przywiązania do dyscypliny, ambicji. Na to się składa wiele elementów - stan wytrenowania, atmosfera, jaka panuje w klubach. Także ja tutaj niczego nie przesądzam. Oczywiście mogę powiedzieć, że my na pewno nie będziemy walczyć o awans, o tym w ogóle nie ma mowy. Ani finansowo, ani zawodniczo nie jesteśmy do tego przygotowani. Jednak obiecuję, że na pewno tanio skóry nie sprzedamy! Będziemy walczyć i to na pewno będzie się kibicom podobać. Zakładam z góry, że na pewno coś przegramy, ale pozytywną cechą i zawodnika, i zespołu jest "przegrałeś, upadłeś, to się pozbieraj i walcz dalej". I to jest motto, które przedstawiłem komisji weryfikującej plany sprzedaży klubu i działaczom, i z mojej orientacji wynika, że takie założenie planu jest generalnie akceptowane. Nie chcę wchodzić w spory z teoretycznymi kibicami, którzy czytają wyniki w internecie, czy w prasie, i do tego się ustosunkowują. Przyjdźcie moi drodzy krytycy na mecz i dopiero potem wysnuwajcie wnioski, i postawy krytyczne. Chętnie będziemy kontaktować się z kibicami, zresztą planuję w marcu dwa spotkania - ze sponsorami, spotkanie które wyselekcjonuje tych czynnych sponsorów, nie tych, którzy się deklarują, a potem ich nie ma, a drugie spotkanie z kibicami, którzy są naprawdę zainteresowani rozwojem Polonii Bydgoszcz. Jeszcze zastanawiamy się nad formą tego spotkania, mamy też parę pomysłów na wyselekcjonowanie tych kibiców, bo zorganizujemy to w sali restauracyjnej na trybunie głównej, gdzie jest 150 miejsc. Wynajdziemy sposób, żeby kibice, którzy żywo interesują się sytuacją Polonii, znaleźli się w tym towarzystwie. Będziemy się ich pytać, jak widzą rozwój klubu, rozwój drużyny, co proponują. Chodzi o konstruktywne uwagi, a nie obszczekiwanie się na facebooku, bo ten hejt jest zupełnie bez sensu i nic nie wnosi. Mogę uspokoić przeciwników lub nieżyczliwych, że ja nie czytam ani prasy, ani nie śledzę tego, co się dzieje w internecie na temat Polonii, więc możecie darować sobie jakieś szczególnie krytyczne, czy wręcz napastliwe uwagi, bo one nie docierają do mnie, więc to sprawa puszczana w powietrze.

Wspominał pan o walce całej drużyny, a jakie miejsce Polonii zadowoli nowego właściciela?

- Szczytem marzeń byłoby miejsce w czwórce. Nie wiem, czy to się może w ogóle zdarzyć, choć w trakcie sezonu dochodzi do wielu przygód w klubach, między zawodnikami. Składy bardzo mocne czasami się rozlatują w sposób niespodziewany. Przykład Gorzowa, który dopiero rzutem na taśmę obronił ekstraligę. Co się stało w Zielonej Górze? Też ledwo, ledwo. Specjalnie nie mierzymy w dwumecz o mistrzostwo ligi, bo klub stawia sobie inne cele. Chcemy odbudowywać skład, żeby za dwa, trzy lata był pełen stadion kibiców, żeby się podobała walka i żeby wtedy można realnie założyć, że mamy aspiracje awansu do ekstraligi. Nie jest to jednak sprawa tylko wydolności zawodniczej, bo jeszcze trzeba zbudować podłoże materialne. I tak jak wcześniej powiedziałem - jeśli to wszystko będzie nam się dobrze układać, to będziemy próbować znaleźć środki na egzystencję ekstraligową. Bez zabezpieczenia środków nie ma sensu na tę górę wchodzić, bo to się skończy katastrofą, tak jak to się skończyło w wielu innych klubach.

Nazwisko Gollob kojarzone jest z największymi sukcesami Polonii. Czy wasz powrót do klubu oznacza lepsze lata dla bydgoskiego żużla?

- Ja w to wierzę! Rzeczywiście kiedy pojawiliśmy się - epizodem był 1988 rok, potem był rok startów Tomasza w Wybrzeżu Gdańsk, bo Jacek na treningu połamał nogi i rok pauzował - ale nasz powrót do Polonii w 1990 roku to był nowy etap rozwoju tego klubu. Mogę nieskromnie powiedzieć, że dzięki nam Polonia miała taki urodzaj sukcesów, że można było tym kilka klubów obdzielić. Przez nieomal dziesięciolecie wszystkie czołowe miejsca, włącznie z sukcesami międzynarodowymi, były udziałem klubu Polonia Bydgoszcz. Sukcesy tego "gorszego" Golloba, Jacka wystarczyłyby, żeby na transparentach w wielu klubach wisiał jako absolutny lider i doskonały zawodnik. Tylko przypomnę - dwa tytuły Indywidualnego Mistrza Polski, dwa Złote Kaski, Łańcuch Herbowy, który wtedy był prestiżową nagrodą, srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Świata, wywalczony po siedemnastu latach od poprzedniego takiego osiągnięcia Polaków na torze w Brokstedt, i tylko przypadkiem nie było złota, bo węgierski sędzia wykluczył Jacka za to, że zszedł z motocykla poprawiając sobie tor, a do zwycięzców straciliśmy tylko 2 punkty. To był nasz wkład w potęgę bydgoskiej Polonii. Były takie lata, że wygrywaliśmy seryjnie 11 z rzędu meczów, co było ewenementem na skalę krajową. Oczywiście zatrudniani byli wysokiej klasy zawodnicy uzupełniający skład. Czasy się jednak zmieniły i nie ma pieniędzy na tych wyjątkowo utalentowanych zawodników. Proszę sobie przypomnieć - w Rzeszowie Pedersen, Holta, Walasek, za każdym razem niewydolność. Z bliższych przykładów - były lata, kiedy w Toruniu, poza miejscowymi zawodnikami, byli zatrudniani Rickardsson, Crump i Protasiewicz na dodatek. I co było? Tylko trzecie miejsce, a Polonia kiepskim składem była czwarta. Także tutaj jakieś wróżenie z fusów kto będzie wiodący i jak to się wszystko ułoży, odłóżmy do połowy sezonu, bo wtedy będzie można coś więcej powiedzieć. Ja jestem przekonany, że zespół Polonii będzie bardzo wartościowym zespołem. I właściwie to była motywacja, dla której podjąłem się tej przyjemności prowadzenia klubu właśnie w tym kierunku.

Rozmawiał Andrzej Matkowski

Źródło artykułu: