My się tam po prostu dostaniemy - rozmowa z Leonem Madsenem, zawodnikiem Unii Tarnów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Drużyna Unii Tarnów pokonała zespół Lechmy Start Gniezno 49:41. Dobre zawody zanotował powracający po kontuzji Leon Madsen.

W tym artykule dowiesz się o:

Paweł Kwiek: Leon, wygraliście z Lechmą Startem różnicą ośmiu "oczek". Przedmeczowy plan zakładał "zgarnięcie" także punktu bonusowego. Ta sztuka jednak się nie udała.

Leon Madsen: To prawda. Nie udało się wygrać za trzy punkty. Na pewno taka sytuacja nas nie satysfakcjonuje. Należy oczywiście cieszyć się z wygranej, ale zawsze mogło być lepiej.

Twój występ był jednak udany i chyba nie masz sobie nic do zarzucenia.

- Ja jestem zadowolony ze swojego występu. Z bonusem, to w sumie jedenaście punktów. Nie było więc najgorzej. Ja sobie założyłem przed meczem, że dziesięć punktów to takie minimum. Udało się ten plan wykonać, także nie mam do siebie pretensji.

Stoczyłeś na torze bardzo ładne batalie z Matejem Zagarem. Niestety to Słoweniec wychodził z nich zwycięsko.

- Dokładnie. Trzeba jednak przyznać, że Matej Zagar jest w tej chwili w sztosie. Świetnie prezentuje się na wszystkich torach. Przegrać z nim to żadna ujma. Starałem się jak mogłem, ale to nie jest jeszcze moja optymalna forma.

Czy to ma związek z twoim częstym rozbratem ze speedway’em w tym roku?

- Moim problemem jest właśnie brak startów. Jeżeli chce się rywalizować z najlepszymi, trzeba po prostu jeździć. W tym roku mam strasznego pecha. Co wyjadę na tor, to przytrafia mi się upadek, który uniemożliwia mi kolejne starty.

Odczuwasz jeszcze skutki wcześniejszych upadków?

- Tak. Nie da się tak szybko wrócić do pełni zdrowia po tylu upadkach. Jeszcze czasami czuję ból głowy. Jestem jednak dobrej myśli. Mój stan się poprawia z dnia na dzień. Jeżeli spojrzy się na poszczególne biegi, to widać, że potrafię przywieźć punkty. Widać jednak także, że popełniam małe błędy, które skutkują w ich utracie. To wszystko jest kwestią "objeżdżenia". Ja jestem optymistycznie nastawiony i pozytywnie myślę o dalszej części sezonu.

Strata punktu bonusowego w meczu z Orłami z Gniezna trochę komplikuje waszą sytuację w tabeli. Nadal wierzycie w awans do play-off?

- Ja nie chcę mówić o szansach na play-off. My się tam po prostu dostaniemy. Nie dopuszczam myśli, że mogłoby nas tam zabraknąć. W meczu z Gnieznem straciliśmy co prawda punkt bonusowy, ale to nie koniec świata. Ja wracam do pełni sił i pomogę mojemu zespołowi. Jestem w stanie zdobywać dużą ilość punktów. Trzeba patrzeć w przyszłość z optymizmem.

Kolejny mecz Jaskółki rozegrają z częstochowskimi Lwami. Jaki wynik byłby dla was wymarzony ?

- Na to pytanie naprawdę ciężko odpowiedzieć (śmiech). Tak naprawdę wiemy, że to będzie bardzo trudne spotkanie. Czeka nas jeszcze większa batalia niż z ekipą z Gniezna. Musimy być realistami, ale z drugiej strony musi zadziałać także nasza mentalność. Nie jest łatwo z takimi zespołami wygrywać większą różnicą niż dziesięć, dwanaście punktów. Wtedy można bowiem myśleć o punktach bonusowych. Ja jestem przekonany, że zrobimy wszystko, aby nie tylko wygrać to spotkanie, ale także zrobić to jak największą różnicą punktów. Uważam, że ten mecz wygramy.

Zbliżają się Drużynowe Mistrzostwa Świata. Czy myślisz, że Danię stać na jakiś medal?

- Powiem szczerze. Myślę teraz tylko o moich klubach, w których jeżdżę. Kiedy idę spać, myślę o Unii Tarnów. Brakowało mi jazdy i teraz wracam. Cały czas rozmyślałem o klubie, którego jestem częścią. Teraz jestem potrzebny Jaskółkom i tylko na tym się skupiam.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: