Ekstraliga chce być jak Big Brother - rozmowa z Jackiem Gajewskim

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jacek Gajewski uważa, że winę za wydarzenia w Lesznie ponosi również obowiązujący regulamin. - Czasami mam wrażenie, że Ekstraliga chce być jak Big Brother - mówi ekspert portalu SportoweFakty.pl.

Jarosław Galewski: Dlaczego, w pana ocenie, doszło do tak skandalicznych wydarzeń w Lesznie i czy można było im zapobiec?

Jacek Gajewski: Czytam i obserwuję to wszystko i mam wrażenie, że należy zacząć od regulaminu, który miał być uproszczony. Tymczasem zostało do niego nawrzucanych wiele różnych rzeczy, które są w mojej ocenie nie do końca spójne. Przykładem są artykuły 9a i 25a. Dochodzę do wniosku, że Ekstraliga chce się czasami zachowywać jak Big Brother.

[color=#000000]Co ma pan na myśli?

- Chodzi mi o wpływanie na wszystkie kwestie w formie nacisku. Zapis regulaminu, że kiedy mecz jest zagrożony, to przez dwa dni na torze nie można nic zrobić, jest bezsensowny. Pewnie zaraz odezwie się ktoś, że podjęcie działań jest możliwe w porozumieniu z sędzią czy komisarzem. Jeśli ktoś choć trochę zna się na technologii przygotowania toru, to z całą pewnością wie, że w momencie kiedy popada i jest mokro, najlepszym sposobem na osuszenie toru jest jego rozbronowanie. Teraz słyszę, że Leszno postąpiło wbrew regulaminowi i trochę mnie to śmieszy. Mam wrażenie, że ludzie, którzy pisali regulamin, nie do końca mają świadomość, w jaki sposób przygotowuje się tory na zawody ligowe. Dla mnie w tej kwestii autorytetem będzie zawsze jeden człowiek.

[/color]

[color=#000000]?

- Roman Cheładze - to był dla mnie prawdziwy autorytet w sprawach sędziowskich i torowych. On mi zawsze powtarzał: "Jacek, najlepszym przyjacielem dobrego toromistrza są odpowiednie brony". W związku z tym zapis regulaminu, o którym rozmawiamy, budzi moje zastrzeżenia. Jeżeli zawody są zaplanowane na niedzielę, a w sobotę wieczorem przestanie padać i wiem, że opadów ma nie być, to powiem szczerze, że pierwszą rzeczą, jaką bym zrobił w przypadku mokrego toru, byłoby jego rozbronowanie. Później następuje jego przesuszanie, przerzucanie co jakiś czas tej nawierzchni. Tylko w ten sposób można doprowadzić do tego, żeby tor wysechł. Obojętnie jak się tor ubije, to jeśli przez dwa dni będzie wsiąkać w niego woda, zawody i tak się nie odbędą. Większość torów w Polsce ma w dodatku taką wadę, że łuki nie są wyprofilowane i woda nie będzie spływać. A nawet jeśli będzie, to będzie spływać do krawężnika i wtedy ten będzie mieć całkowicie inną konsystencję niż reszta toru.

Jak zatem ocenia pan postępowanie klubu z Rzeszowa?[/color]

[color=#000000]- Powoływanie się na to, że Leszno nie dotrzymało zasad regulaminu, że nie przestrzegało procedur, jest w mojej ocenie śmieszne. Od oceniania takich kwestii powinien być sędzia, komisarz lub ewentualnie władze Ekstraligi. Dla mnie jest zresztą jedno podstawowe pytanie, czy ten tor o odpowiedniej godzinie był na tyle przygotowany, że można było odjechać na nim zawody. Oglądając powtórki telewizyjne, to zawodnicy, wprawdzie w dwójkę, ale jednak jechali płynnie. Pamiętam tor w Lesznie i dla mnie taką charakterystyczną rzeczą były zawsze takie muldy na prostej przeciwległej do startu. Tam zawodnicy jechali bez najmniejszego problemu i nawet tego nie było widać. W mojej ocenie ten tor był równy, nie widziałem na nim żadnych kolein. Oczywiście, jeśli wyjedzie czterech zawodników, to ten tor zawsze będzie ulegać szybciej jakimś niekorzystnym zmianom. Stan toru przed zawodami jest zupełnie inny od tego, co jest po zawodach. Jeśli w książce toru przed zawodami ktoś pisze stan toru bardzo dobry i po zawodach bardzo dobry, to po prostu pisze bzdury. Tak czy inaczej, ocenę takich kwestii należy zostawić sędziemu i komisarzowi toru. Wiele osób powie, że na każdym torze może jechać. Chodzi mi jednak o to, czy tor nadawał się do bezpiecznej jazdy.

Rzeszowianie oczekiwali od sędziego, żeby podpisał oświadczenie, że tor jest bezpieczny.[/color]

- To jest totalna bzdura, żeby ktoś podpisywał, że na torze nic się nie wydarzy. Wypadki mają również miejsce na torach, które są bardzo dobrze przygotowane. One są często twarde i równe. Taka jest po prostu specyfika tego sportu. Dla mnie oczekiwanie, żeby ktoś podpisał takie oświadczenie to jest po prostu kuriozum. Nikt nie weźmie na siebie odpowiedzialności, że w danych zawodach żużlowych nic się nie stanie. Gospodarze z kolei twierdzą, że tor był bezpieczny, bo rekord toru ustanowił Przemysław Pawlicki. To jest słuszny argument?

- To świadczy jedynie o tym, że tor był przyczepny. Rekordy toru bije się przecież na torach przyczepnych. Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, że komuś taka sztuka udała się, kiedy było twardo. A definicja toru przyczepnego nie jest jednoznaczna. On może być w miarę równy. Wiadomo jednak, że przy tak przygotowanej nawierzchni jest większe ryzyko, że w trakcie zawodów pojawią się jakieś koleiny i dziury. Rekord toru nie przekreśla tego, że tor był bezpieczny, ale również nie jest równoznaczne z tym, że był na pewno bezpieczny. Tego nie da się w ten sposób ocenić.

Pojawiają się głosy, że skoro tor był tak dobrze przygotowany, to dlaczego miały na nim miejsce dodatkowe prace po próbie toru. -

Powiem w ten sposób, z tego co słyszę, pogoda w Lesznie była taka nie inna. W piątek i sobotę nie było najlepiej. Z mojego doświadczenia wynika natomiast, że bardzo trudno mówić coś o stanie toru dopóki zawodnicy na niego nie wyjadą i nie sprawdzą, jak jest rzeczywiście. Jeżeli jest ta próba toru, to w mojej ocenie warto również wykorzystać ją do tego, żeby w przypadku takiej pogody, podjąć jeszcze dodatkowe prace, które mogłyby poprawić kondycję nawierzchni. Nie ma sprzętu czy aparatury, którą możemy wpuścić na tor i ona orzeknie, że tor jest na pewno dobry. To wymaga sprawdzenia.

Jaką decyzję powinna podjąć w tej sprawie Komisja Orzekająca? -

Nie wiem, musi zdecydować Ekstraliga. Sytuacja jest trochę patowa. Wiem jednak, że w dalszym ciągu problemem jest brak wzajemnego zaufania. Cały czas idziemy w tym kierunku, żeby każdą rzecz związaną z przygotowaniem do zawodów określić w regulaminie. Tego się nie da zrobić. Czasami musi po prostu zwyciężyć zdrowy rozsądek. Nie wiem, jaką decyzję podejmie Ekstraliga, ale wydaje mi się, że zarówno Leszno jak i Rzeszów dostaną "po łapkach". Ważne jest również, jakie wnioski z tego wypłyną i na ile zmieni to podejście pewnych osób.

A jakie zdanie ma pan na temat wprowadzenia instytucji komisarza toru?

- Słyszałem na ten temat same ochy i achy. Mam jednak duże wątpliwości, czy ci ludzie są tak do końca przygotowani do tego, co robią. Oczy trochę mi się otworzyły, kiedy przeczytałem zakres obowiązków komisarzy torów. Wcześniej byłem przekonany, że komisarz odpowiada tylko i wyłącznie za sprawy związane z przygotowaniem toru. Okazuje się tymczasem, że ma tak duże możliwości, które w zasadzie sprawiają, że w hierarchii osób funkcyjnych komisarz jest zaraz pod sędzią zawodów.

Nie wszystkim sędziom komisarz jest potrzebny? -

Oczywiście, że tak. Zresztą w jednym z felietonów zostało to bardzo dobrze ujęte. Jeżeli sędzia ma "cojones", to taki sędzia sobie poradzi. Uważam natomiast, że może warto zastanowić się nad tym, co należy zrobić z kierownikiem zawodów. To bardzo ważna osoba funkcyjna, a na ogół to kolejny as w ręku organizatora. Być może należy połączyć funkcję komisarza toru z kierownikiem zawodów. Mielibyśmy niezależną osobę, która pełniłaby podobną rolę i współpracowała ściśle z sędzią. Słyszałem nawet kiedyś wypowiedź pana prezesa Witkowskiego, że pomysł komisarza toru pochodzi z Grand Prix. Tam taka osoba przyjeżdża nieco wcześniej, nadzoruje rzeczy związane z przygotowaniem imprezy, toru. To jest osoba niezależna od zawodników i organizatora. Być może należy iść w tym kierunku. Poza tym, odnoszę również wrażenie, że niektóre pomysły są może nawet dobre, ale wprowadzane w pośpiechu. Tak było z wieloma rzeczami po nowym roku: ubezpieczenia, Regulamin Przynależności Klubowej. Ktoś może wpadł nawet na dobry pomysł, ale później pisanie regulaminu miało miejsce na kolanie. To nie było zawsze do końca przemyślane i w ten sposób rodziły się problemy.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Jacek Gajewski uważa, że dobry sędzia nie potrzebuje pomocy komisarza toru
Jacek Gajewski uważa, że dobry sędzia nie potrzebuje pomocy komisarza toru
Źródło artykułu: