Dominik Janusz - Okiem Kangura: Ale jaja!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Na kilka godzin przed rewanżowymi meczami półfinałowymi ekstraligi SportoweFakty.pl wypuściły na stronę mój tekst o absurdach regulaminu sportu żużlowego w Polsce i na świecie. I proszę...

Zaledwie kilku godzin było potrzeba, aby pokazać, jak słuszna była krytyka totalnie głupich przepisów w Polsce, a zwłaszcza przeczącemu wszelkim zasadom sportowej rywalizacji limitom KSM. Skandal w Toruniu odbił się szerokim echem, a żużel otrzymał kolejnego potężnego kopniaka od swoich działaczy i innych osób z nim związanych.

Kalkulator - cenna rzecz

Toruń otrzymał od sędziego Piotra Lisa walkowera. Wszystko dlatego ze w parkingu na czas nie zjawił się Greg Hancock. Spóźnił się na zawody o 6 minut. Do sprawy Hancocka jeszcze powrócę. Teraz sędzia. Jak on to policzył, że Tarnów nie miał minimalnego KSM? Kalkulator nie jest rzeczą drogą, a w ekstralidze chyba nieźle płacą, wiec może sponsor tytularny zasponsorowałby każdemu stadionowi obowiązkowy kalkulator, tak jak to sędziowie zawsze maja monetę, której używają do losowania zestawu pol startowych? Oczywiście całej sprawy by nie było, gdyby nie idiotyczny przepis o limitach KSM. Po co komu coś tak głupiego? Po co jakieś minimalne czy maksymalne KSM? Jesteś za dobry - źle. Jesteś za slaby - tez źle. To jaki w końcu masz być? Zaraz po fakcie wziąłem sobie kalkulator i szybko wyliczyłem, że skład drużyny z Tarnowa miał KSM 34,03, co zresztą krótko później potwierdzono w oficjalnym komunikacie. O czym to świadczy? Ze nawet sędziowie maja problem z tymi nierealistycznymi regulaminami. Bo jak dla mnie wygląda na to, ze Piotr Lis po prostu nie wiedział, jak KSM drużyny policzyć. I chyba jego błąd nie miał aż tak wiele wspólnego z brakiem kalkulatora, a więcej z cięgle zmieniającymi się bezsensownymi przepisami.

Spóźnialski Hancock

Nie pierwszy to przypadek w karierze Grega Hancocka, gdy spóźnia się na ważny mecz. Pamiętacie finałowy mecz ligi w 2004 w Tarnowie z Wrocławiem? Też tam jakimś cudem nie dotarł, a jego Sparta przez długi czas miała spore szanse na zwycięstwo. Tym razem spóźnił się na stadion o całe 6 minut. Widzę, ze trwa w internecie debata, czy mógł pojechać w zawodach czy nie. Oto wyciąg z regulaminu, który pozwoliłem sobie ściągnąć z www.speedwayekstraliga.pl:

<em>Z zastrzeżeniem postanowień ust. 1 zawodnik, który spóźni się na zawody może wystartować w meczu po uzupełnieniu podpisu w swojej rubryce na druku zgłoszenia do zawodów i po przedstawieniu sędziemu dokumentów uprawniających go do startu w zawodach</em>

Wynika więc z tego jasno, ze jeśli Unia Tarnów posiadała minimalny KSM (a takowy posiadała)¸to Hancock mógł w zawodach wystartować. Chyba, że w tych zawiłych przepisach jest jeszcze jakaś inna klauzula, która zaprzecza tej, którą zacytowałem. No to wtedy ten regulamin już kompletnie nie będzie miał sensu. Bo w jednym punkcie mówi jedno, a w drugim co innego. I co by nie zrobić, to zawsze i tak się go złamie. I nie było przeszkody, aby go w składzie pozostawić.

Gdzie była reszta?

No dobrze, sędzia Lis skopał sprawę. Ale gdzie była reszta? Tak ze strony Tarnowa jak i Torunia? Czyżby regulamin był tak zawiły, ze nikt go nie rozumie? Patrząc na żale Marka Cieślaka przed kamerą miałem wrażenie, ze on też był przekonany, że jego drużyna nie posiadała minimalnego KSM. A Toruń? Jakby wiedzieli, to chyba by starali się mecz jak najszybciej odjechać? Spóźniony Hancock miałby mało czasu na przygotowanie się i była szansa, że pogubi trochę punktów, co zwiększy szanse Torunia. A mimo to nikt nawet nie próbował?

Teraz wszyscy są mądrzy, wszyscy szukają rozwiązania. A po co było tworzyć jakieś głupie KSM-y i limity z nimi związane? Po co było zmieniać regulaminy co roku i w efekcie nikt zdaje sie ich nie rozumieć? Żeby paru granatowomarynarkowych się uchachało, że znów wykonali dobra robotę, bo ulepszyli ligę, zmieniając przepisy na lepsze? Jakie lepsze? Jakby były lepsze, to nie byłoby tych jaj w Toruniu ani nie byłoby jaj w maju w Gorzowie, gdy przerwano mecz derbowy.

A gdyby tak było inaczej

A teraz wyobraźmy sobie, ze wszystko toczy się inaczej. Mecz odbywa się mimo spóźnienia Hancocka, a sam Amerykanin w meczu startuje. Powiedzmy, ze Toruń na torze wygrywa 47-43 i do półfinału wchodzi Tarnów. Biorąc pod uwagę, ilu ludzi nie rozumie regulaminu, nietrudno się domyślić, że zaraz mielibyśmy masę protestów i wielka zadymę. No bo mnóstwo głosów mówiłoby to, co dziś krytykujemy - że przecież Hancock spóźnił się na mecz i nie miał prawa wystartować, a przecież Tarnów nie miał minimalnego KSM, bo liczy się wynik podstawowej szóstki, a nie najlepszej. Nie wierzycie? A przypomnijcie sobie, jakie pojawiły się teksty, gdy Rzeszów nie miał minimalnego KSM na mecz w Lesznie, choć regulamin jasno mówi, że takie sytuacje są dopuszczalne. W efekcie Piotr Lis - który pewnie zostanie za to, co się stało zawieszony - i tak zostałby ukarany. No to jak… i tak źle, i tak niedobrze. A wszystko z powodu zawiłych, bezsensownych, biurokratycznych regulaminów, które jak widać mało kto rozumie.

Zadziwia mnie w tej sytuacji postawa działaczy, którzy mówią "to nie wina regulaminu". W pewnym sensie to racja, bo sami go ustalili. Więc to wina działaczy. Ale sami działacze tez regulaminu nie znają. Ot choćby wypowiedź Krystyny Kloc: - Nie wiem, czy kluby mogły wcześniej się porozumieć i przymknąć oko na spóźnienie Hancocka. Nie można jednak naginać regulaminu, tylko dlatego, że komuś jest to na rękę. Pani Krystyno, po co się umawiać, skoro wystarczy znaleźć w regulaminie fakt, ze Hancock mógł w meczu pojechać mimo spóźnienia? Czyżby nie znała pani regulaminu?

F**king Polish Speedway

Pamiętacie, kto to powiedział? Przed meczem w Rzeszowie w 1991 te słowa wypowiedział Kelvin Tatum, który do meczu nie został dopuszczony. Nie pamiętam już jakiego dokumentu mu brakowało, ale pamiętam, że była to jedna z tych sytuacji, kiedy regulamin okazał się totalnie beznadziejny i biurokratyczny. Jakże świetnie to określenie opisuje sytuacje z Torunia i całą masę innych bezsensownych wydarzeń, które miały miejsce dzięki skomplikowanym przepisom choćby w tym roku. A przecież to taki prosty sport - czterech gości nawija w lewo na motocyklach przez 4 okrążenia. Zwycięzca dostaje 3 punkty, drugi 2, trzeci 1, czwarty zero. Po co więc tak prostą rywalizację komplikować jakimiś KSM-ami i innymi dziwnymi pomysłami. Lepiej zróbcie porządne tory i będziecie znów mieli pełne stadiony i ligę w stanie boom’u jak to było w latach 90-tych.

Dominik Janusz

Źródło artykułu: