Nie tak miał wyglądać ten sezon - rozmowa z trenerem Dariuszem Śledziem

Zdjęcie okładkowe artykułu:  /
/
zdjęcie autora artykułu

PGE Marmie Rzeszów do końca sezonu pozostały już tylko dwa mecze. Rzeszowianom nie grozi spadek, ale również awans do play off. O pierwszych tegorocznych wrażeniach rozmawialiśmy z trenerem Żurawi.

W tym artykule dowiesz się o:

Piotr Rachwał: Ostatnie spotkanie ze Stalą Gorzów nie poszło po waszej myśli, a przecież po czterech biegach prowadziliście dwunastoma punktami.

Dariusz Śledź: Rzeczywiście, fajnie się zaczęło, ale strasznie skończyło. Trudno mi tak naprawdę ocenić ten mecz, bo zaczęliśmy świetnie, a później jakbyśmy zupełnie zbłądzili, zgubili się z ustawieniami, nie wiem...

Co się na tyle zmieniło, że przegraliście tak świetnie rozpoczęty mecz? Tor?

- Nie, nie sądzę, że chodzi tutaj o tor. Myślę, że gorzowianie się dopasowali. Widać to było, bo choćby przy przegranych startach, siedzieli zaraz naszym zawodnikom na plecach, a za chwilę zabierali się za ich wyprzedzanie.

Macie w tym sezonie sporego pecha - wiele defektów na punktowanych pozycjach czy problemów sprzętowych. Brakło szczęścia w tym roku.

- Choćby spotkanie ze Stalą pokazało, że coś ta fortuna w tym roku nie sprzyja. Najpierw kontuzja Joonasa Kylmaekorpiego, potem defekt na prowadzeniu Grześka Walaska, a za chwilę taśma Rafała Okoniewskiego. Roztrwoniliśmy w ten sposób tak znaczną przewagę. Trudno znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie dla naszej postawy. Byliśmy u siebie i powinniśmy sobie poradzić. Z drugiej strony nie należy zapominać, że jeździliśmy z niezwykle dobrym przeciwnikiem, kandydatem do tytułu Drużynowego Mistrza Polski. Wyszło jak wyszło.

Znów pojawia się słowo kontuzja.

- Kontuzje to też jakaś zmora w tym sezonie. Upadek Joonasa i wykluczenie z dalszej części zawodów spowodował, że musieliśmy to łatać juniorami.

Łukasz Sówka jednak nie zawiódł, bo przywiózł za swoimi plecami choćby Tomasza Golloba.

- Pojechał w tym meczu bardzo dobrze. Szczególnie początek meczu miał fenomenalny, kiedy wygrywał jak szło w każdym swoim biegu. Były to bardzo ważne punkty, bo między innymi dzięki jego postawie udało nam się zbudować taką przewagę. Niemniej jednak ten wynik musimy oceniać całościowo i nie był on dobry.

Po tych czterech biegach myślał pan, że ten mecz można jeszcze przegrać?

- Ja jestem zawsze ostrożny, bo życie nauczyło mnie, że w meczu jest 15 wyścigów i dopóki się mecz nie zakończy to wynik wciąż może ulegać zmianie. Dopóki nie zdobędzie się 46 punktów to wszystko jest możliwe.

Wszystko wszystkim, ale w następnych jedenastu biegach zdobyliście cztery punkty więcej niż w pierwszych czterech. Niezbyt dobrze to świadczy o drużynie.

- Tak się zdarzyło. Aż tak daleko nie galopowałem po czterech biegach i nie myślałem ile będziemy w stanie zdobyć punktów do końca meczu. Chciałem, abyśmy go wygrali. Po prostu do pewnego momentu było dobrze, a później się coś zacięło, zepsuło. Gdybyśmy od razu wiedzieli co, wówczas staralibyśmy się to zmienić, naprawić.

Przed sezonem trener rzeszowian liczył na pierwszą czwórkę
Przed sezonem trener rzeszowian liczył na pierwszą czwórkę

Kibice zastanawiali się dlaczego w czternastym biegu nie zrobiliście podwójnej zmiany taktycznej dając szansę parze Crump - Walasek. Jedynie ten drugi wystąpił dwukrotnie z biegach nominowanych. A co z Australijczykiem? Mieliście jeszcze szansę na remis.

- Chcieliśmy wykonać taką roszadę, jednak Jason nie czuł się na siłach startować bieg po biegu, a zarazem w sześciu startach w meczu. Musimy pamiętać, że on wciąż zmaga się z kontuzją i bólem z tym związanym, stąd pojechał tylko Grzesiek.

Tak naprawdę sezon dla was dobiega końca. Dwa mecze i kończycie rok, w którym nadzieje były spore, a skończyło się fiaskiem.

- Uważam, że sezon z pewnością nie był dla nas udany, a przede wszystkim był dla nas bardzo pechowy. Nie tak miało to wyglądać. Ciężko to wszystko wspominać, bo z pewnością każdy kibica żużla wie, jakie nieszczęścia nas spotkały. Śmierć Lee Richardsona była dla nas wielkim ciosem. Podsumowując ten sezon całościowo - był nieudany.

Słowo klucz - nieudany. Zatem dlaczego taki, a nie inny?

- Nieudany choćby przez taki mecz jak z Gorzowem. To pasmo nieszczęść ciągnęło się jakoś za nami przez cały sezon. Kontuzje i różne inne rzeczy sprawiły, że kończymy go w mizernych nastrojach.

Obserwując tą drużynę, rozmawiając z zawodnikami, zauważyłem, że dość często, a wręcz w każdym meczu ktoś narzekał na sprzęt, problem z jego dopasowaniem. Jason Crump, Maciej Kuciapa, Joonas Kylmaekorpi czy Rafał Okoniewski, Marco Gaschka - każdemu z nich przytrafiały się problemy sprzętowe. To więcej niż pół drużyny, więc chyba coś jest nie tak.

- Forma zawodnika w żużlu to forma zawodnika i jego sprzętu. Dwie składowe tworzące niezwykłe sprzężenie zwrotne. Niektórzy byli w lepszej dyspozycji, inni w znacznie gorszej i niestety tak ten sezon dla nas wyglądał. Dlaczego ktoś borykał się z takim kłopotem, drugi z innym, trzeba zapytać ich samych. Mogę zapewnić, że się starali z wszystkich sił. Nie raz widziałem, choćby Jasona czy Maćka siedzącego nad sprzętem i kombinującego, jak coś zmienić żeby było dobrze. Ich miny wesołe nie były. Trenowali, szukali, grzebali w sprzęcie, a mimo to, nie zawsze wychodziło. Wymagamy od zawodników wyników jako kibice, ale trzeba pamiętać, że oni też od siebie wymagają. Są jednak tylko ludźmi. W życiu jest bardzo podobnie. Teraz musimy skupić się na tym, żeby godnie pożegnać się z naszą publicznością, która w tym roku fantastycznie nas dopingowała. Byli tutaj z nami, na stadionie. Byli na wyjazdach. To bardzo ważne.

Stawiamy po tym sezonie przy którymś z nazwisk "krzyżyk"?

- Nie, jasne, że nie. Wiem natomiast, że przyjdzie czas na podsumowania. Trzeba będzie zbudować zespół na kolejny sezon i wtedy zobaczymy kto odejdzie, a kto zostanie.

W tym roku kibice PGE Marmy spisali się na medal, w przeciwieństwie do drużyny
W tym roku kibice PGE Marmy spisali się na medal, w przeciwieństwie do drużyny

We Wrocławiu Odra ponoć zaczęła szeptać, że w przyszłym roku trenerski duet Baron - Śledź miałby poprowadzić drużynę do walki tym razem o medale.

- Nie, nie, to nieprawda. Powiem w ten sposób - mi się w Rzeszowie podoba i jeżeli tylko władze klubu wyrażą chęć dalszej współpracy ze mną, to jestem chętny i gotowy. Jestem w Rzeszowie już kilka lat. Zdążyłem się związać z tym miastem, z ludźmi, kibicami. Jestem emocjonalnie związany z tą drużyną i zależy mi na niej.

Jest pan świadomy, że w obecnym składzie personalnym drużyny muszą zajść jakieś zmiany na lepsze, by rzeczywiście włączyć się za rok do walki o medale.

- Oczywiście, że jestem tego świadomy. Tak jak wspomniałem na podsumowania przyjdzie czas. Oczywiście już myślimy o przyszłym roku, ale jeszcze nie czas żeby o tym mówić. Także jakiś nazwisk czy odpowiedzi na tego typu pytania z pewnością pan nie uzyska ode mnie. Nie naciskam, choć ptaszki ćwierkają parę nazwisk, choćby mowa jest o Nickim Pedersenie.

- Myślę, że Nicki będzie na memoriale Lee Richardsona i Eugeniusza Nazimka, więc będzie pan miał okazję z nim o tym porozmawiać.

Wróćmy zatem jeszcze do trwającego sezonu. W najbliższej kolejce udajecie się do Leszna, które wciąż walczy o play offy. 

- Wiemy, że będzie to trudny mecz, ale nie stoimy na straconej pozycji. To jest sport i będziemy walczyć. Damy z siebie wszystko. Będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony i zrehabilitować, bo zawodnicy po meczu z gorzowianami nie byli z siebie zadowoleni. To było czuć w parkingu. Byli rozgoryczeni takim obrotem spraw. Im też bardzo zależy na wygrywaniu, a po takiej porażce było im bardzo ciężko przełknąć tą gorzką pigułkę.

Z niejednego żużlowego pieca chleb pan jadł, więc nie mogę zapomnieć o swoistej zabawie w typera. Chciałbym, aby przedstawił pan swoje przewidywania odnośnie podium Drużynowych Mistrzostw Polski, drużyny, która Ekstraligę opuści i tej która awansuje do grona najlepszych zespołów w Polsce.

- Nie lubię takich typowań. Mieliśmy już przykłady pokazujące, że wystarczy jeden wypadek, kontuzja, słabsza dyspozycja dnia kluczowych zawodników i siła drużyny może się diametralnie zmienić. Powiem tak - na pewno mocni są tarnowianie i są jednym z głównych faworytów, aczkolwiek urok sportu tkwi w tym, że niespodzianki bardzo lubią się zdarzać.

Co zatem ma być za rok w stolicy Podkarpacia?

- Pierwsze i najważniejsze założenie to kwestia, aby kolejny sezon był lepszy od obecnego. Wszystko będzie zależało od tego, jaką drużynę zbudujemy w sezonie zimowym, ale nie tylko, bo jak widzimy na przykładzie tego roku, potrzebna jest także odrobina szczęścia, a przynajmniej to, aby pech nas omijał.

Czy w przyszłym roku Dariusz Śledź poprowadzi zespół ze stolicy Podkarpacia?
Czy w przyszłym roku Dariusz Śledź poprowadzi zespół ze stolicy Podkarpacia?
Źródło artykułu: