Mariusz Staszewski: Nie jesteśmy drużyną własnego toru, powalczymy na wyjazdach

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Mariusz Staszewski wreszcie nie zaliczył pechowego występu. W meczu z Lechmą Startem Gniezno w przypadku kapitana Ostrovii obyło się bez defektów i wykluczeń. Nie trafił jednak od początku meczu z wyborem właściwego motocykla. Później jednak walczył bardzo ambitnie, ale to nie wystarczyło, by pokonać faworyta z Gniezna.

- Wydawało mi się, że mamy już ten mecz pod kontrolą, że damy radę dowieźć do końca zwycięstwo. Niestety, w końcówce zaprzepaściliśmy szansę na wygraną. Wielka szkoda, bo ten mecz był naprawdę do wygrania - powiedział po zawodach Mariusz Staszewski

Kapitan Ostrovii słabo rozpoczął spotkanie, ale później przesiadł się na drugi motocykl i było znacznie lepiej. - Nie wiem, czym to było spowodowane, ale pierwszy motocykl zupełnie nie jechał na tym torze. Być może fakt, że w piątek trenowaliśmy w upale, a w niedzielę zawody odbywały się przy znacznie niższej temperaturze miał na to jakiś wpływ. Dopiero, kiedy zmieniłem motocykl, mogłem się ścigać - przyznał Staszewski.

W czternastym wyścigu niedzielnych derbów "Stachu" stoczył kapitalny pojedynek ze Scottem Nichollsem. - Kiedy go wyprzedziłem, wydawało mi się, że prowadzenia już mi nie odbierze. Scott jednak odbił praktycznie tym samym atakiem na kolejnym wirażu. Był bardzo szybki - dodał 37-letni żużlowiec Ostrovii.

Beniaminek pierwszej ligi do tej pory wygrał dwa mecze, a w dwóch zanotował porażki. Ostrovia cały czas zamierza walczyć o miejsce w czołowej czwórce. - Nie zgodzę się z tezą, że jesteśmy drużyną własnego toru. Potrafimy walczyć także na wyjazdach. To 20 lat temu bywały sytuacje, że zespół spasował się z własnym torem i wszystkich ogrywał. Teraz to się tak wyrównało, że trzeba walczyć z każdym i wszędzie. W rewanżu w Gnieźnie też powalczymy - kończy Mariusz Staszewski.

Źródło artykułu: