Jarosław Dymek: Zawodnicy wiedzieli o co walczą

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W niedzielnym meczu VII kolejki Ekstraligi Włókniarz Częstochowa pokonał Betard Spartę Wrocław 48:42. Było to trzecie w tym sezonie zwycięstwo Lwów. Po meczu zadowolony z triumfu był menedżer gospodarzy - Jarosław Dymek.

Mecz pomiędzy klubami z Częstochowy i Wrocławia był wyrównanym widowiskiem. Żadna z drużyn nie mogła osiągnąć przewagi wyższej niż 4 punkty. Właśnie taką przewagą przed trzema ostatnimi biegami pochwalić mogli się żużlowcy Betardu Sparty Wrocław. Wtedy częstochowska drużyna przeszła metamorfozę i nie tylko odrobiła straty, ale także dzięki podwójnym zwycięstwom w biegach nominowanych uzyskała 6-punktową przewagę przed rewanżowym pojedynkiem z wrocławianami. - W ostatnich biegach była pełna mobilizacja. Przed biegami nominowanymi miałem dylemat kto pojedzie w biegu czternastym. Zarówno Karlsson, jak i Szombierski w części zasadniczej zawodów pojechali na podobnym poziomie. Postawiłem na "Szuminę" i nie żałuje tej decyzji. Zawodnicy wiedzieli o co walczą. Jechaliśmy od początku do końca na maxa, dwa razy 5:1 w wyścigach nominowanych pokazało, że potrafimy jeździć dobrze i całe szczęście zwyciężyliśmy ten piekielnie trudny mecz - powiedział menedżer Włókniarza - Jarosław Dymek.

W niedzielnym meczu słabszy występ zanotował Peter Karlsson. Szwed w niczym nie przypominał zawodnika, który w ligach zagranicznych jest liderem swoich drużyn. Kapitan Włókniarza ostatecznie na swoim koncie zgromadził 5 punktów. W obronę swojego podopiecznego wziął menedżer Lwów. - Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Jeżeli wygrywamy spotkanie to nie krytykujmy zawodników. Peter żyje meczem, angażuje się, pomaga i doradza kolegom. Przywiózł ważne punkty do mety i bez jego punktów moglibyśmy tego meczu nie wygrać - mówił po meczu Dymek.

Z dobrej strony w meczu z Betardem Spartą Wrocław pokazali się za to częstochowscy młodzieżowcy. Mimo że ich zdobycze punktowe nie były imponujące, to młode Lwy imponowały walką na dystansie. Jednak obaj najmłodsi żużlowcy Włókniarza mogą mówić o pechu. W swoich dwóch pierwszych wyścigach Marcin Bubel zanotował defekt na punktowanych pozycjach, a Artur Czaja upadł w dwunastym wyścigu i został wykluczony z powtórki. Na szczęście zawodnikowi Włókniarza nic się nie stało i wstał z toru o własnych siłach. - Artur jest tylko poobijany, to kolejny jego upadek w ostatnich dniach. Nie ma co robić tragedii. To jest bardzo ambitny chłopak i staje pod taśmą po to żeby zwyciężyć. Z dobrej strony pokazał się Bubel. Co prawda punktów nie zrobił, ale powalczył w swoich biegach i defekty odebrały mu pewne punkty - chwalił swoich podopiecznych menedżer Włókniarza.

Niedzielny mecz pomiędzy Włókniarzem a Betardem Spartą zadał kłam twierdzeniu, że mecze rozgrywane na nowych tłumikach nie mogą być ciekawe. Na Arenie Częstochowa nie zabrakło walki, co mogło się podobać widowni zgromadzonej zarówno na stadionie, jak i przed telewizorami. - Mecz był pasjonujący, bo odbył się w Częstochowie. Taka jest jego geometria i tor jest tak przygotowany, że można się na nim ścigać. Mam nadzieję, że kibice zgromadzeni na trybunach są zadowoleni z obejrzanego widowiska. Nie wiem czy padł mit o tłumikach, skoro mają być to niech będą - stwierdził Jarosław Dymek.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)